Wpis z mikrobloga

Opowiem wam, jak w zeszłą sobotę (29.01.2022) nieomal porwała mnie lawina na Ornaku.

Słowem wstępu - uważam się za doświadczonego piechura, schodziłem w zimie całe Tatry Zachodnie, byłem zimą na Giewoncie, Kościelcu, Kozim Wierchu, Szpiglasie, Granatach i na Rysach, a nawet na Niżnych Rysach poza szlakiem (z jednym Mirkiem - pozdrawiam). Mam też ukończony kurs turystyki zimowej.

Z dwójką mało doświadczonych znajomych planowaliśmy od dłuższego czasu wyjście w Tatry na Starorobociański Wierch, a że rzadko się widujemy, data była zaplanowana sporo wcześniej i wędrówka odbyłaby się niezależnie od pogody. Dzień wcześniej sprawdzałem pogodę i była niezła: do 13 błękitne niebo, brak wiatru, lawinowa dwójka, nocne opady śniegu około 5cm. Przynajmniej w takich warunkach zdarzało mi się chodzić wcześniej po Tatrach Zachodnich. Wyglądało na to, że w takich okolicznościach dałoby się wejść na Ornak i z niego zejść przed 13 przy wyjściu o 6 rano z Kościeliska, bo o Starorobociańskim trzeba było raczej zapomnieć. Mieliśmy raczki, kije i stuptuty, byliśmy dobrze przygotowani. Jednak w nocy z piątku na sobotę nadeszły duże opady śniegu w całych Tatrach, co najmniej kilkanaście centymetrów świeżego puchu. Wieczorem wzrósł też stopień zagrożenia lawinowego z 2 do 3 i to zdążyliśmy wcześniej odnotować. Plany uległy zmianie i postanowiliśmy dojść do schroniska, a następnie zobaczyć, czy może dałoby się wyjść na przełęcz Iwaniacką i być może wyżej w kierunku Ornaku.

Żółty szlak na przełęcz od schroniska na Hali Ornak był nieprzetarty więc zabrałem się za torowanie; kolegom się bardzo podobało brnięcie do przodu w takich warunkach. Bajkowa sceneria, wszystko białe, lekki mróz, błękitne niebo. Gdy dotarliśmy na przełęcz, było około 10, byliśmy tam pierwsi tego dnia, a zaraz za nami dołączyła grupka, w której znalazł się jeden Ambitniejszy Turysta, który wyraził chęć wyjścia do góry na Ornak i zobaczenia, jak daleko da się dojść. Jako że było jeszcze za wcześnie na schodzenie na dół do Chochołowskiej, postanowiliśmy razem z nim spróbować swoich sił. Za nami natomiast w pewnym oddaleniu podążało jeszcze dwóch piechurów na rakietach śnieżnych; wyglądali na bardzo mocnych, tacy typowi ambitniejsi turyści w drogich ubraniach Milo, sprzęcie Grivela i butach LaSportiva.

Ruszyliśmy w grupie 4 + 2 do góry i brnęliśmy w śniegu po pas, co oczywiście było bardzo męczące. Na początku trzymaliśmy się zielonego szlaku, ale później gdzieś się zgubił, więc szliśmy na czuja do góry pośród coraz rzadszej kosodrzewiny. W tym miejscu zauważyłem, że śnieg ma strukturę wafla, tzn. górna warstwa jest miękka, następnie warstwa lodu i pod nią znowu warstwa śniegu - idealne warunki dla lawiny, ale my byliśmy w terenie zarośniętym, nigdzie nie było widać żadnego pola śniegu. Zresztą patrzyłem na mapę Sygnatury i wprawdzie są na niej zaznaczone strzałkami kierunki schodzenia lawin, ale na naszej trasie żadna z nich nie przebiegała. Czułem się pewnie i bezpiecznie. Po około 30 minutach przedzierania się przez śnieg dogonili nas rakietowcy i poszli przodem, bowiem w rakietach znacznie lżej się idzie w kopnym śniegu. Osoby z przodu zaczęły rozglądać się za szlakiem wpatrując się w telefony z GPSem. Mówiłem im, że to nie ma sensu, bo szlak zimowy nie musi iść śladem letniego, idzie się po prostu tak, by było bezpieczniej. Do wyboru były głazy z lewej strony i kosodrzewina lub rzada kosodrzewina po prawej i wchodzenie na odkrytą przestrzeń, wielki płat śniegu, którego jeszcze nawet nie widziałem, bo niewiele było widać zza kosówki. Robiłem się coraz bardziej zmęczony i powiedziałem do moich kumpli, którzy szli przede mną, że nie ma sensu dalej iść, bo jest za duży śnieg. O żadnej lawinie nie myślałem, bo stałem w krzakach. Oni odparli, żebyśmy spróbowali jeszcze trochę podejść, bo jest ładna pogoda i porobią trochę zdjęć z wyższa i wrócimy. Rakietowcy i Ambitniejszy Turysta byli około 10 metrów przed nami.

Zrobiłem pewnie mniej niż 10 kroków do przodu i usłyszałem jakiś szum. Podniosłem głowę i zobaczyłem jednego z rakietowców biegnącego w naszą stronę. Powiedział tylko:

- Lawina, #!$%@?.

Nie namyślając się zbytnio, ani nawet nie bojąc, pomyślałem sobie, że pewnie śnieg się lekko osunął i spanikował. Niemniej jednak błyskawicznie zawróciłem i szybkimi susami schodziłem po własnych śladach, a moich dwóch kumpli i Rakietowiec 1 za nami. Za moimi plecami jeszcze chwilę poszumiało i zawiało śnieżnym pyłem i się uspokoiło. Odwróciłem się i zobaczyłem naszą czwórkę, Ambitnego Turysty i Rakietowca 1 zabrakło. Rakietowiec 2 był cały w śnieżnym pyle i odchrząkiwał śnieg z ust. Tu się wystraszyłem, bo zrozumiałem, że właśnie 10 metrów ode mnie przeszła lawina. Na szczęście Ambitny Turysta znalazł się szybko 5 metrów poniżej szlaku, zahaczyła go skrajna część lawiny i zatrzymał się na jakimś drzewku. Miał lekko podarty plecak i szramę koło ucha i brak innych obrażeń. Natomiast nigdzie nie było widać Rakietowca 2 i tu się wystraszyłem nie na żarty, bo nikt z nas nie miał sondy, łopaty, nie mówiąc o jakichś detektorach, więc gdyby był pod śniegiem, to nie znaleźlibyśmy go w 4 minuty. Wbiegłem na lawinisko i zacząłem się gorączkowo rozglądać. Nie było go na naszej wysokości ani lekko poniżej, tylko powoli wstawał ze śniegu 100 metrów niżej, gdzie zatrzymało się czoło lawiny. Zwyczajnie wyhamowała, bo była niewielka. Później mówił, że starał się utrzymać na powierzchni, ale oczywiście to niemożliwe, gdy prze na człowieka tak ciężki żywioł. W każdym bądź razie na dole wygramolił się z lekkiego przysypania i nie nabawił żadnych obrażeń. Prawdopodobnie to on wyzwolił lawinę wchodząc jako pierwszy na zdawałoby się niewielką połać śniegu (zaznaczyłem ją na mapie czerwoną strzałką). Usłyszał huk jakby grzmotu i wszystko zadziało się o wiele za szybko dla człowieka na rakietach śnieżnych. No cóż, wygrał drugie życie, wystarczyłoby, że nadziałby się na jakiś wystający patyk ze śniegu... Jednogłośnie stwierdziliśmy, że schodzimy na przełęcz. Spotkaliśmy tam więcej ludzi, którzy nas widzieli z dołu i liczyli, czy wszyscy się znajdziemy, bo już chcieli dzwonić po śmigłowiec, a miejsce zejścia lawiny było dobrze widoczne. Na dole wymieniliśmy się telefonami w razie potrzeby, pożegnaliśmy i trójką poszliśmy ogrzać się do schroniska na Polanie Chochołowskiej.

Wnioski:
1. Nigdy więcej nie pójdę powyżej dolin przy lawinowej trójce.
2. Nie będę ufać ludziom w lepszych ciuchach.
3. Nie będę planować wędrówek wyłącznie na podstawie prognoz z mountain-forecast.com
4. Kupię sobie wreszcie lawinowe ABC, jeśli będę szedł wyżej przy lawinowej dwójce.
5. 1% podatku dalej będę przeznaczał na TOPR, bo to najlepsza służba ratunkowa na świecie i musi mieć najlepszy sprzęt. Tego dnia Sokół był w naprawie, więc pomoc dotarłaby za późno.

#gory #tatry #lawina
DerMirker - Opowiem wam, jak w zeszłą sobotę (29.01.2022) nieomal porwała mnie lawina...

źródło: comment_16439581693Gj6FX4IpLfiMs9bWwRQCr.jpg

Pobierz
  • 193
Z lawin i pokryw śnieżnych to się można doktoryzować a Twoje doświadczeń szczerze ehh.. może coś tam chodziłeś ale nie jest duże doświadczenie pozwalające z pewnością chodzi w 3 stopniu lawinowy, patrząc po Twoim przygotowaniu #!$%@?łeś amatorek. Kto wgl wychodzić przy trójce bez lawinowego ABC, szkoda więcej pisać. Pozdrawiam
@DerMirker: „jestem doświadczonym piechurem, schodziłem zima całe Tatry zachodnie”,
„nikt z nas nie miał ABC”.

Wybierz jedno.

Wydajacy sie prosty szlak na Morskie Oko jest niebezpieczny lawinowo, bo może coś zjechać do doliny.

ABC to must have, ja z kolei nie jestem doświadczonym piechurem kilka razy zima wyskoczę na skitoury ale zawsze z ABC a jak jest ze mną ktoś nowy to je wypożycza, koszt kilkadziesiąt złotych, szybkie szkolenie z obsługi
@DerMirker ogólnie te kursy zimowe to moim zdaniem można se w dupe wsadzić. Sam miałem lawinowke i dla osoby która już coś łazi to wystarczy. Najbardziej mnie śmieszyly te zabawy z sznurkiem na kursach zimowych( ͡° ͜ʖ ͡°)-.Co do informacji gdzie może lawina #!$%@?, warto przekopać przewodniki taternickie. I obserwować miejsca gdzie nawet kosowki nie ma A niby powinna być ( ͡
via Wykop Mobilny (Android)
  • 3
@DerMirker: z całego serca polecam kurs lawinowy, w poprzedni weekend miałem okazję uczestniczyć w pięciu stawach z dodatkowym dniem na przeczekanie załamania pogody. Po tym szkoleniu zupełnie inaczej patrzę na zimowe góry, snieg i działalność wiatru.

Całe szczęście, że nic się nikomu nie stało, z fartem!
@DerMirker mnie szkolono, że musisz się upewnić przed wejściem. Drugi motyw jest taki, że detektory jak są włączone na tryb szukania, to po pewnym czasie bezruchu przełącza się na tryb nadawania. To jest po to, że gdy podczas akcji biały potwór Cię dowie to są wstanie Ciebie odnaleźć. Do lodowców się przydaje osobne szkolenie, jak się np z tej szczeliny wytargac i tak dalej.