Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Nienawidzę swojego życia. Nienawidzę swojego dziecka. Nienawidzę swojej żony. Nienawidzę swoich teściów. Wreszcie, nienawidzę samego siebie i nie mogę sobie wybaczyć, że nie miałem kręgosłupa, by konsekwentnie trwać przy swoich postanowieniach.
Patrząc na swojego ojca, zawsze widziałem pracowitego, uczciwego i sumiennego człowieka. To zawsze budziło uznanie, ale nigdy nie mogłem z czystym sumieniem stwierdzić, że "chciałbym być jak On". Nie chciałbym, bo za fasadą pracowitości i sumienności, kryje się wymuszona odpowiedzialność, czasami wręcz niezbywalna.
Zawsze chciałem żyć dla siebie. #!$%@?, przez 25 lat mi się udawało. Naprawdę. Prowadziłem normalne życie, spotykałem się z kobietami, pracowałem, bawiłem się, ale zawsze "ja" było na szczycie piramidy. W związkach, naturalnie, bywało ex aequo, ale na najwyższym stopniu podium nigdy nie dochodziło do roszady. Potrafiłem się poświęcać, ale nigdy dla samego faktu "wielkich deklaracji". Mogłem rezygnować z określonych planów, ale nie pozwalałem sobie układać życia.

Potem pojawiła się "Ona". Urocza, błyskotliwa, troskliwa. Zmiotła mój system wartości i ułożyła go na nowo. Kochałem jak #!$%@?. Po roku stanąłem na ślubnym kobiercu, choć nie mogę powiedzieć, żeby ta idea jakkolwiek mi się podobała. Uległem sugestiom. Wiedziałem, że to pierwszy krok w stronę nałożenia samemu sobie jarzma, przed którym tak drżałem, ale miłosny amok łagodził obawy. Abstrakcyjnie łagodził. Jakby miłość sama w sobie, perfidnie próbowała #!$%@?ć mój mózg.
Nie klepałem striptizerek po dupie, nie ćpałem amfetaminy, ale na kawalerskim bawiłem się zacnie, a kiedy około pierwszej w nocy wyszedłem na samotnego papierosa, delikatnie muskający chłód szybko ustąpił temu charakterystycznemu alkoholowemu mrowieniu na całym ciele. Odrobinę zmożony zwiesiłem głowę i nawet nie zastanawiając się nad tymi słowami, wybełkotałem do samego siebie "To nie jest dobra decyzja stary... naprawdę nie."
Po ślubie nie zmieniło się nic. Nawet Ona. Kochałem i momentami byłem nawet dumny, że mogę do niej mówić "żono". Niemniej, do dzisiaj pamiętam słowa do samego siebie na wieczorze kawalerskim. Jakby ostatni przebłysk świadomości, przestrzegał mnie. Nie przed małżeństwem samym w sobie, ale jego naturalnym, dla mnie nieoczywistym następstwem - świadomość sięgała tam, gdzie mój otępiały mózg bał się zapuszczał.
Mój mózg, niczym proste urządzenie, wielokrotnie wysyłając pytanie i otrzymując identyczną odpowiedź, zakodował sobie, że ten jeden, jedyny scenariusz nie jest możliwy. Kiedy na pierwszym spotkaniu i przy każdej poważnej rozmowie zapewniam, że nie chcę dzieci, a w odpowiedzi słyszę pełną zgodę, to... nic nie znaczy, bo nie doceniam siły instynktu macierzyńskiego. Instynktu, który niczym najgorszy #!$%@?, ujawnia się dopiero, gdy związek wchodzi na wyższy poziom.
Przed długi czas byłem twardy. Uwierzcie. Wzbraniałem się rękami i nogami przed potomstwem. Wiedziałem, że podzieliłbym los, którego dzielić nie chciałem, a to dawało mi siły, by walczyć jak lew.
Byłem niewzruszony nawet na kobiece łzy. W zasadzie z czasem, przestały one wzbudzać we mnie litość, a zaczęły gniew. Im częściej się pojawiały (a pojawiały się wyłącznie z okazji dyskusji o potomstwie), tym bardziej przestawałem traktować je jako ekspresję smutku, a zwyczajny emocjonalny atak.
Co nie znaczyło, że przestałem przejmować się jej pragnieniami. Bolało mnie, że nie mogę ich spełnić, ale... po prostu nie chciałem tak otwarcie działać wbrew swoim postanowieniom, które i tak już naruszyłem.
Chciałem zapewnić jej szczęście, co w połączeniu z moją słabością do pragmatyzmu, stało się piętą achillesa.
"Wszystkim się zajmę".
"To będzie moja odpowiedzialność"
"Nic się nie zmieni"
Z czasem doszli teściowie.
"Czujemy się bardzo dobrze i mamy mnóstwo energii do pomocy"
"Jesteśmy w stanie sprzedać dom i wprowadzić się do waszego sąsiedztwa"
"Właściwie dziecko możemy wychować za was [hehe]"
"Błagamy Cię OP, mamy tylko jedną córkę, chcemy wnuki [!!11one]"
Idiota, matoł, kretyn, naiwniak, debil - nazwijcie mnie jak chcecie, ale jesteśmy tutaj, 13 lat później i... odechciewa mi się żyć.
Po kolei:
1.Syn - diabeł wcielony. Młody Michael Myers. Byłem w nim dosłownie zakochany... dopóki nie zyskał minimalnej autonomii. Zawsze starałem się być najlepszym ojcem, przeczytałem setki blogów, dziesiątki książek, ale to jakim jest człowiekiem, jest ponad moją mocą. To nie jest problem wychowawczy, a psychologiczny. Psycholodzy i terapeuci, a nawet psychiatrzy są zgodni w tym, że coś jest nie tak. Tylko nie zbyt wiedzą co. Diagnozy od adhd, aż po groźnie brzmiące terminy medyczne.
Młody potrafi robić rzeczy, tylko i wyłącznie dlatego, żeby komuś sprawić przykrość. Nawet nie dla zwrócenia na siebie uwagi. TYLKO I WYŁĄCZNIE DLATEGO, żeby sprawić komuś przykrość. Nic nie cieszy go tak bardzo jak czyjeś łzy.
Wczoraj zniszczył jedną z ostatnich pamiątek po moich zmarłych rodzicach. Wiedział co niszczy, miał tego pełną świadomość. Pierwszy raz w jego obecności, zaszkliły mi się oczy. Ale wiecie co powstrzymało mnie przed wpadnięciem w furię? Pospolity szok, gdy kątem oka, zobaczyłem pełen satysfakcji grymas na jego twarzy, wyglądającej zza futryny.
Boję się tego dziecka.
2. Żona - naczelny adwokat Damiena Thorna. Nie zmieniła się. W gruncie rzeczy to nadal wspaniała kobieta, tylko... macierzyństwo zaabsorbowało cały jej urok i energię. Do samego końca wierzy, że "wszystko się samo jakoś ułoży". Ściana od której się odbijam, gdy tylko chcę podjąć jakieś radykalny kroki związane z dzieckiem, jak np. wysłanie go do szkoły dla trudnych dzieci. Nasze małżeństwo już właściwie nie istnieje, to tylko wspólna cela w Alcatraz, w której jeden skazaniec nabawił się syndromu sztokholmskiego, który nadał tor i sens jego życiu.
Wszystkie urocze, nawet najbardziej prozaiczne małżeńskie interakcje odeszły w cień. Mnie w tym małżeństwie nie ma, ale nie z mojego braku inicjatywy.
3. Teściowie - Nie, nie pomagają. Dwie godziny raz na miesiąc to dużo z ich strony. Wiecie co jest najzabawniejsze? Faktycznie sprzedali dom i przeprowadzili się do naszej okolicy, ale chyba po to, żeby wbijać mi szpilki. Umyli ręce tak szybko jak zaczęły się problemy, a złamane deklaracje, racjonalizują nazywaniem mnie beznadziejnym ojcem. Trochę jak z tym słynnym memen z Manrayem i Patrykiem, mając przed oczami stos kartek od psychologów i psychiatrów, stwierdzają "tak, to wina twojego #!$%@? wychowania".
4. Ja - jestem wrakiem człowieka. Czuję ogromną odpowiedzialność, wręcz presję. Dzieci kosztują, wiadomo, ale pamiętam, że srogo się zdziwiłem, kiedy okazało się, że regularna nadwyżka finansowa to właściwie kropla w morzu. Teraz, kiedy rozbijamy się z młodym o kliniki i gabinety, a On sam, jako nastolatek ma większe potrzeby to już w ogóle. Wcześniej 6 dni w tygodniu wystarczało, by względnie spiąć domowy budżet, teraz zaczynają pojawiać się luki i niezbyt mam na to wszystko pomysł. To znaczy, pomysł oczywiście mam, ale to już byłoby poziom niżej niż chłop pańszczyźniany.
Najgorsze jest to, że nie chodzi o finanse. To, że niejako wmanewrowano mnie w "tacierzyństwo", nie traktuję jako wymówkę. Nienawidzę ich, #!$%@? wszystkich, ale umywając ręce, nie mógłbym spojrzeć w lustro. W głębi duszy wiem, że muszę to wszystko jakoś ciągnąć do przodu.
Wiecie... może zabrzmię jak #!$%@? roku, ale brak długoterminowych zobowiązań finansowych (miałem szczęście odziedziczyć mieszkanie i zawsze wzbraniałem się przed kredytami), zrodził w mojej głowie plan. Do niedawna było to luźna myśl, ale teraz jest planem, który zamierzam zrealizować. Młody skończy 18 lat, a ja rozwiodę się z żoną i zniknę. Mogę im nawet oddać wszystko. Mieszkanie, samochód, buty. Nie będę miał NIC, ale wreszcie będę szczęśliwy. Nie wiem co ze sobą zrobię, ale wiem, że będę dzięki temu wolny i szczęśliwy, jakbym zrzucił kajdany.

#przemyslenia #malzenstwo #zwiazki #zalesie i na Boga #antynatalizm

Chcę #!$%@?ć, ale nie mógłbym spojrzeć w lustro.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #6175c96b1cf2db000bbe26d6
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Przekaż darowiznę
  • 77
  • Odpowiedz
@Batiuszek: zdecydowanie jest rozpieszczone to dziecko, bo skoro ma tylko jedno i mu nie starcza na życie i ledwo spina budżet to wiadomo że sam zrobił z niego lalusia i rozwydrzonego bahora, jak młody ma 13 lat to już sam powinien zacząć zarabiać na kieszonkowe
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Musisz złamać wolę swojego juniora, nie okazuj mu uczuć i nie reaguj emocjami, jeśli on cię czymś #!$%@?, bo on się tym karmi. Musisz wysłać go do piekła, jakieś szkoły z internatem dla ciężkiej młodzieży. Jeśli nie złamiesz swojego juniora, to kto wie, do czego jest zdolny. Proponuję zacząć jego resocjalizację, od odebrania mu wszystkiego, co mu sprawia przyjemność, telewizja, telefon, gry i zabawki. Jak wyślesz swojego potomka do
  • Odpowiedz
ŁadnyRogal: Troche pachnie bejtem antynatalistycznym ale wyobrazam sobie taka sytuacje

Nigdy ale to przenigdy nie zrozumiem tego ze faceci sobie zakladaja kule u nogi i z wielkim usmiechem na twarzy pracuja do 65 roku zycia na bombelka i wnuki. A z dniem przejscia na emeryture wreszcie padaja na p*sk i umieraja na raka pluc spowodowanego smogiem. . Ostatnio wlasnie pisalem o tym tutaj "Po prostu mi jest bardzo dobrze samemu i robie to co chce a nie to co inni ode mnie chca. Mialem kiedys jedna dziewczyne i nawet jezeli bylo milo to byla to dla mnie praca."

Kisne niemilosiernie z ludzi co chca miec dzieci a juz w ogole dzieci w Polsce. Trzeba miec totalny, zero, brak empatii by rodzic w tym kraju.
  • Odpowiedz
LojalnaJulka: Kurde dlugo mialem nieco podobnie do Ciebie. Niby chce byc sam, ale wiedzialem ze pasuje miec potomstwo i sie to nie odwlecze. Po drugie zona jak wiekszosc kobiet naciskala.
Mam dwójkę, co prawda duzo mlodsi ale jeden tez potrafi nie raz dac w kosc (ale sa okresy ze jest tez prawie idealny) i troche boje sie co bedzie w wieku dojrzewania.
Staram sie trzymac granice a jednoczesie "jakos go wychowac" (bo nie czuje sie idealym ojcem), wiec po prostu byc i spedzac z nim jakos aktywnie czas odpowiadajac na pytania, pokazujac cos itp.
Byly problemy z zona (za szybko? brak uczucia?) i sam nie raz tym chcialem jebnac i podobnie moge oddac wszystko i pol wyplaty zeby miec spokoj. Duzo mi nie trzeba. (chociaz czuje to poczucie odpowiedzialnosci za swoje czyny i to mnie powstrzymuje)
Z drugiej strony pomysl ze, pomijajac dziecko to nie mozesz narzekac na zone, a tesciow #!$%@? zazwyczaj jest tak ze sieja ferment.
Moze warto postarac sie o zone a mlodego tak jak pisali wyslac na jakis oboz, internat nie wiem. Z drugiej strony nie wiadomo co odwali jak bedzie sam. No i skoro nawet kliniki i psycholodzy nie pomagaja to wspolczuje malego socjopaty. W najgorszym wypadku, jesli na prawde zrobicie juz wszystko a on dorosnie i dalej bedzie odwalal (okrutne ale takie scenariusze pisze zycie) trzeba go bedzie wydziedziczyc i #!$%@? z domu. Z drugiej strony to zawsze wasze dziecko i moze ma jakis fizyczny defekt (tak jak wlasnie socjopaci, ktory blokuje odczuwanie wyrzutow sumienia) i to nie do konca jego wina i trzeba sie bedzie meczyc reszte
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: ciekawy jestem w jakim stopniu o ile można to określić, psychika twojego syna ukształtowała się przez zachowanie twoje i twojej żony. Nawet relacja między wami ma tu ogromne znaczenie. Lepiej odejdź teraz, im wcześniej tym lepiej. Ja cię mogę ocenić tylko z perspektywy dziecka, którego ojciec był całe życie egoistą - im wcześniej odejdziesz tym lepiej, bo twoja frustracja bardzo niszczy domowe "ognisko" - możesz nawet nie być tego
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania:
Klasyka, chłop miał dobry związek, kochającą żonę i gówniak wszystko spieprzył. Najgorsze że OP doskonale wiedział że tak będzie, a jednak się zdecydował, masakra ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Jednej tylko rzeczy tutaj nie rozumiem, czemu uważałeś i uważasz że małżeństwo było złą decyzją. Twierdzisz że po nim było wszystko z partnerką ok, i cacy, a to dopiero dzieciar wszystko zburzył, to czemu obwiniasz o to
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@ciasteczkowy_otwur: Nie wiesz o czym mówisz. Bywają rodzeństwa tak różne, że byś w życiu nie powiedział/a że z jednych rodziców pochodzą i jednych rodziców obserwowały. Dzieci nie są czystą kartą. Większość przynoszą ze sobą, a rodzice mają za zadanie dostosować metody wychowawcze do tego co dostają, by to dziecko trochę oszlifować.
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 5
@AnonimoweMirkoWyznania: ciężko mi wykrzesać jakieś większe pokłady empatii w przypadku, kiedy ktoś najpierw podejmuje szereg decyzji wbrew sobie, a potem narzeka. Chłopie, DLACZEGO TAK SIE DAŁEŚ ZROBIĆ?

Nie mam za bardzo rady, bo znamy sytuację tak naprawdę z jednej, skąpej perspektywy. Ale to, co Ci na pewno nie zaszkodzi, to znalezienie sobie dobrego psychologa. Terapia, i taki czas, kiedy naprawdę możesz się wygadać, wypluć z siebie cały ból przed drugim,
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 7
LojalnaJulka: Kurde dlugo mialem nieco podobnie do Ciebie. Niby chce byc sam, ale wiedzialem ze pasuje miec potomstwo i sie to nie odwlecze.


(°° czy wy macie po dziesięć lat?! Czy wy nie macie własnego rozumu?
  • Odpowiedz
Osobiście temat "wmanewrowania w dzieciaka" stawiam na równi z gwałtem.


@Batiuszek: Wmanewrowanie w dzieciaka wynika z tchórzostwa, z braku jaj żeby żyć w zgodzie ze sobą i w wyniku tego oddawaniu pełnej władzy nad swoim życiem otoczeniu. Nie porównuj tego z gwałtem.
  • Odpowiedz
Rzuć papierami już dziś. Alimenty i tak będziesz płacić do 26 roku życia jak nie weźmiesz opieki naprzemiennej.


@Tytanowy_Lucjan: nie do 26 roku życia tylko do czasu ustania obowiązku alimentacyjnego. Jeśli młody np. nie będzie się uczył to nawet jak będzie miał 18 lat można już wnioskować o ustanie obowiązku.
  • Odpowiedz
@BananowyKrol: Wiadomka, ale nikt łatwo kasy nie odpuszcza i potem ludzie się zapsiują co roku na jakieś gównoszkoły typu żak, cosinus czy inne delty, żeby aliementy utrzymać. A szkoły ich nie wyrzucają, bo dostają dotację miejską od głowy. I biznes się kręci. Wszyscy zadowoleni poza podatnikami i ojcami.
  • Odpowiedz
@BananowyKrol: Wystarczy, że nie opuszczasz szkół po pół roku i już możesz nawet po skończeniu jednej zapisać się na drugą by udowodnić, że "potrzebujesz nauczyć się więcej by zacząć pracować".

Oczywiście tego nie popieram, bo lepiej pójść do roboty jak komuś nie po drodze z nauką i zarabiać normalny hajs, a nie czekać ochłapy z alimentów i neetować
  • Odpowiedz