Wpis z mikrobloga

Jest to jeden z moich najcięższych wpisów jak do tej pory... I dwa razy dłuższy niż zazwyczaj.

#smiecizglowy epizod 58

Bycie kowalem własnego losu

Odkąd pamiętam bardzo często słyszałem ten tekst od mojej matki. Często, gęsto i tłukła mi go do głowy jak tylko mogła, a nawet teraz zdarza się, że go słyszę od niej dosyć często.
Dziś mogę powiedzieć, że jestem odpowiedzialny za mój los, ale doświadczenia z jakimi wyszedłem utrudniły i utrudniają mi funkcjonowanie po dzisiejszy dzień. Przeczytałem kiedyś bardziej pełną formułkę tego powiedzenie i to z nim zgadzam się bardziej:

Jesteś kowalem swego losu i jak każdy kowal nie wykułeś swojego pierwszego młota i kowadła sam.

Jest mi bliżej do tego stwierdzenia i opowiem wam jak to wyglądało z mojej perspektywy.

Każdy z nas startuje w innym środowisku, z innymi ludźmi, z innymi predyspozycjami. Są to też wady i podatność na choroby, na które nie mamy wpływu ani my, ani otoczenie. Ot po prostu to mamy. Startujemy z różnego pułapu i te nierówności rzutują potem na resztę naszego życia. Życie nie jest sprawiedliwe i nie ma co do tego wątpliwości.

Nie żebym się użalał. Po prostu zrozumienie tych aspektów pozwoliło mi ruszyć do przodu i wyrwać się z marazmu, bierności i apatii, a mimo to nadal jest mi ciężko przechodzić przez życie i depresja, którą zaserwowali mi moi rodzice zbiera żniwo i jak tylko opuszczę gardę mogę wylądować w tym samym miejscu co lata wcześniej. Za dużo mnie to pracy i wyrzeczeń kosztowało, by teraz wszystko zaprzepaścić i znów utopić się w przeszłości, która dobra nie była, ale jej już nie zmienię.

Nie miałem wpływu i nie mogłem nic zrobić będąc dzieckiem. Nikt z nas nie ma. Jesteśmy zdani na najbliższe otoczenie i tylko na nie możemy liczyć. Rodzice popełniają błędy, których my ponosimy konsekwencje, ale działa to też w drugą stronę, gdy zrobią coś dobrze.

Byliście kiedyś świadkami sytuacji, kiedy matka daje dziecku wybór? Przykładowa sytuacja: Matka pokazuje córce dwie sukienki niebieską i różową. Pyta się dziewczynki, którą chce założyć. Rodzic już wybrał sukienkę i zdecydował się na niebieską, ale z jakiegoś powodu zapytał dziecko o zdanie i stwierdziło ono, że chce założyć niebieską. Zburzyło to plany naszej mamy, więc próbuje dziecko przekonać, ale bezskutecznie, a i tak zakłada różową.

Jaki jest sens w sumie dawać wybór, kiedy go tak naprawdę nie ma? Byliście świadkami takich sytuacji? Dawania dziecku złudnego wyboru i udawanie, że ma na coś wpływ? Lepiej dla tej dziewczynki by było, gdyby mama po prostu ubrała tę sukienkę i nie pytała, więc jaki sens jest tego wyboru?
Na moje to po prostu sprawdzanie czy dziecko będzie spełniać ambicje rodziców i wielkie rozczarowanie, gdy wybiera to czego nie oczekujemy. Najgorsze w tej sytuacji jest to, że mimo iż zna opinie dziecka i tak wybiera swoją opcję.

I nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi o to, żeby dzieciom dawać wybory, ale o to że gdy już je się daje to niech to będzie przemyślane i pozwólcie mu decydować jak na przykład w głupiej sytuacji jaki kolor sukienki ma założyć córka.

Wiele takich sytuacji i w pewnym momencie dziecko zacznie na takie pytania odpowiadać: nie wiem, załóż jaką uważasz, bez różnicy. I potem to będzie rzutować, przez bardzo długi czas. Idealna recepta na bierne i posłuszne dziecko bez własnego zdania, lub nauczy się robić i wybierać dokładnie to, czego od niego się oczekuje.

Nie czułem kiedykolwiek, abym był w stanie podjąć jakąkolwiek decyzję i miałem na cokolwiek wpływ. Kilka razy mogłem podjąć decyzję i patrząc wstecz uważam, że podejmowałem wtedy najlepsze decyzje, jednak póki nie wyniosłem się z domu, miałem małą siłę sprawczości i czułem się jak piesek do pokazania i ostrej tresury. Szybko wpadłem w tak potężną bierność, że to #!$%@? mam do dziś wypisane na twarzy. Nie widziałem w sensu w robieniu czegokolwiek ponadto co musiałem, bo to i tak nie miało sensu.

Kilka przykładów z mojego życia: Przed pierwszą komunią odkładałem każdy grosz na komputer. Co dostałem od dziadków, albo na urodziny, imieniny etc. Chowałem do skarbonki i zbierałem. Po komunii, miałem nagły zastrzyk gotówki i kupiłem upragniony sprzęt do grania. Po czterech dniach dostałem szlaban, a potem limit 2 godziny w soboty i niedzielę, bo gry ogłupiają. Mimo że były wakacje i zbierałem na ten sprzęt prawie dwa lata to stał on w pokoju wyłączony, a rodzice walczyli z tym, abym nie siedział więcej niż mogę używając profilaktycznego #!$%@?, w razie gdybym przekroczył czas, albo grał kiedy na to nie pozwalali. Jak wracali z pracy to sprawdzali czy komputer jest gorący etc. 2 lata zbierania, wakacje z limitem, a potem dostawałem kary za to, że przynosiłem oceny poniżej 4, więc lekką ręką, większość roku, komputer był wyłączony, a ja głupiałem kiedy w końcu mogłem grać i wykorzystywałem każdą minutę, bo wiedziałem że zaraz mi go znów zabiorą. Oczywiście to potem był dla nich dobry pretekst do tego, żeby mówić iż nie mam umiaru i głupieje, więc limit można nawet zmniejszyć, aż się nauczę.
To samo było ze słodyczami, słodkimi napojami, oglądaniem bajek. Zawsze pakowałem to w siebie do porzygu, bo zaraz mi to zostanie zabrane.
Gdy uzbierałem pieniądze na telefon i po tygodniu wylądował w szufladzie, też słyszałem to samo, więc po tej akcji nie zbierałem już pieniędzy i wszystko od razu wydawałem na jakieś głupoty. Oczywiście wtedy zabrano mi kieszonkowe, bo zamiast zbierać, albo wydawać na rzeczy, które w mniemaniu moich rodziców, były warte uwagi ja wydaję na głupoty, więc mi się kieszonkowe nie należą.

Przestało mi na czymkolwiek zależeć, zwłaszcza gdy widziałem i słyszałem opowieści rówieśników, których rodzice otwierali szampana, jak dziecko dostało 3, a ja mogłem dostać od ojca #!$%@? bo do mojej 4 pani dopisała -

Jak mi już było wszystko jedno i przestałem w ogóle się uczyć, bo i tak nie mogli mi nic zabrać, ani bardziej mi uprzykrzyć życia. Rodzice wymyślili karę, która wywołała we mnie traumę do końca życia i doprowadziła mnie do depresji. W wieku 15 lat dostałem depresji i było to jak uderzenie. Z minuty na minutę straciłem wszystkie barwy i nagle się zmieniłem o 180 stopni. To był szok i nie wiadomo ile dni takiej musztry zniszczyło mnie psychicznie i zabiło dziecko, którym jeszcze wtedy byłem.

Jak wyglądała kara?

Profilaktyczny #!$%@? od ojca dzień w dzień pasem po dupie. Nieokreślona ilość, byle bym zaczął krzyczeć i wyć z bólu. Zakaz odchodzenia od biurka. Powrót o 15 i siedziałem przy biurku do 20, bądź 21. Przepytywanie co godzinę, czego się nauczyłem. #!$%@? jeśli nic. Dwa posiłki, mycie i mogłem iść spać i tak przez pewien czas. Najgorsze były weekendy. Wtedy musiałem siedzieć jak tylko wstałem i tak do wieczora. Oczywiście w pokoju nie miałem nic co mogłoby mi dostarczyć jakąkolwiek rozrywkę, wyjścia na dwór też miałem zabronione. Leżałem w łóżku jak najdłużej mogłem i nawet się wstrzymywałem z wychodzeniem do toalety, bo wiedziałem, że jak wstanę to zacznie się kolejny dzień męki.
To były moje początki depresji. W szkole wcale lepszego życia nie miałem i jedyny okres spokoju to był jak wychodziłem z autobusu i szedłem do domu. Często siedziałem chwilę na przystanku i płakałem zanim wróciłem do domu i rozważałem rzucenie się pod przejeżdżające tiry. Nigdy nie starczyło mi odwagi, a wierzcie mi, że wszystko próbowało mnie w tamtym momencie zabić. W domu płakać nie mogłem, bo ojciec mi dawał powód do płaczu (jeśli wiecie o co chodzi).

Powiem szczerze, że myślałem, że tą historię przerobiłem, a mimo to, znów o tym pisząc trzęsą mi się ręce, tutaj robię przerwę i dojdę do tego co chciałem poruszyć w tym wpisie.

Kiedy to wszystko przeżyłem, stwierdziłem, że chcę stąd uciec. Znalazłem bardzo fajną opcję. Klasa sportowa. Cały dzień zajęty i dojazdy zajęłyby mi cały dzień, dlatego mogłem się przeprowadzić do internatu. Będąc w klasie sportowej miałem zniżki, ulgi i połowę wakacji, które spędzałem na obozach. To był mój pomysł żeby wyrwać się z domu i jedyna decyzja jaką mogłem podjąć i mieć wpływ na swoje życie. Mogłem tam wybrać sobie kierunek i po prostu chodzić na treningi przed i po szkole. Ostatecznie 3 lata trenowałem w technikum, póki mój ojciec nie wyniósł się z domu, bo klasa sportowa to był zły pomysł i mimo wyników, wystartowałem tam z tak zniszczoną psychiką, że moi rówieśnicy tylko mnie dobili w moim stanie.

Ojciec zabronił mi iść na informatyka. Jedyny kierunek jaki mnie interesował. Stał i sam wybierał mi szkoły. Wszystko było zaznaczone, każdy kierunek. Odhaczył mi tylko jeden: informatykę, w którą chciałem iść i nie mogłem nic z tym zrobić.

Jednak wydostałem się z domu i wracałem tam tylko wyprać sobie ciuchy.

Potem jeszcze były masę przykrych i ciężkich decyzji, ale na razie starczy. Kiedyś napisałem historię życia i miała 22 strony a4, a nie lałem wtedy wody jak teraz. Na spokojnie bym z tego mógł książkę teraz napisać.

Jednak sprawczość i bycie kowalem własnego losu, mogłem powiedzieć że zyskałem dopiero kilka lat temu, kiedy w końcu zacząłem się leczyć i poszedłem na terapię. Reszta mojego życia była uzależniona od innych i od możliwości jakie dawał mi los. Nie miałem zbyt wiele decyzji na które miałem wpływ i zawsze to było wybieranie mniejszego zła. Klasa sportowa, wyjazd za granicę etc. Nie poszedłem na studia, mimo że chciałem, bo wiedziałem, że nie poradzę sobie z pracą, szkołą i znerwicowaną matką. Miałem wyjechać, załapać język, pracować i iść tam na studia. Nie wyszło. Bez przerobienia tego co przeżyłem nie byłem w stanie… Nadal nie jestem, a jestem już zupełnie innym człowiekiem.

Jednak gdy słyszałem, że jestem kowalem własnego losu i mam na coś wpływ to bierze mnie #!$%@? i zmęczenie. Większość mojego życia to była walka z tym z czym wystartowałem, z tym co przeżyłem i chorobą, która przerodziła się potem w ciężką depresję. Gdy wszyscy i wszystko wokół próbowało mnie zabić, moją jedyną drogą było z tym walczyć i mimo wszystko żyć. Jednak zmęczenie, przeżycia, lęki dały mi bardzo fajny start. Naprawdę, miałem równe szanse z innymi, którzy takich doświadczeń nie mieli. Mój młot i kowadło wyglądało okropnie i mimo iż jakoś to idzie to zanim wykuje odpowiednie narzędzia to inni będą już na o wiele wyższym poziomie. Wątpię, że kiedyś ich zdogonię, albo poprawię mój standard życia na taki poziom, jaki chcę.

Przyzwyczajony jestem do tego, że życie mi wszystko zabiera, więc staram się cieszyć tym co mam do porzygu, aż traci to swój smak.

Decyzję jakie mogłem podjąć i jakie podjąłem, były najlepszymi rozwiązaniami jakie mogłem wtedy podjąć. Gdybym zginął to wiedziałbym, że zrobiłem wszystko co mogłem zrobić i odszedł bym w spokoju, bo walczyłem do końca.

Dziś też jestem tego pewien, zrobiłem wszystko co w mojej mocy.

#przegryw #depresja #zalesie #gorzkiezale #anonimowemirkowyznania
Pobierz Garztam - Jest to jeden z moich najcięższych wpisów jak do tej pory... I dwa razy dłu...
źródło: comment_1634387816ImKmDggjy7oSLgR4gBQxnJ.jpg
  • 16
@Wogybogy: Jak i wielu i każdy z osobna. Żyć trzeba, bo nie ma innego wyjścia.
@barteck: Dzięki. Wpis poszedł w zupełnie innym kierunku niż zamierzałem. Ciekaw jestem co ja wyparłem i nie chcę pamiętać. Nie warto o tym myśleć. Zapomnienie i wyparcie jest dobre, ale przerobienie tej historii i wyrzucenie jej na terapii, pozwoliło mi na to wszystko patrzeć trochę inaczej. Ogólnie polecam terapię grupową postawioną na psychoanalizę, jeśli masz
@Garztam kurczę, ale skloniles mnie do rozmyślań nad wlasnym zyciem:(( mialem podobnie i wyparlem prawie wszystko z mojej glowy. Teraz gdy oglądam sie za siebie, to czuje pustkę, jakby ktos wyciął mi kawałek zycia z pamięci. Najlepiej nie ruszac tych wspomnień
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@Gaidemski: nie warto. Ja się lepiej po tym nie czuje ¯\_(ツ)_/¯ ale wpis poszedł w innym kierunku niż zamierzałem. Śmieci w mojej głowie zwalają się jak poruszysz jakiś temat.

Mogę ci powiedzieć to samo co napisałem wyżej.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@kamil150794: teraz? Praca zmianowa w czterobrygadówce. Brak siły i czasu. Dla mnie wysiłkiem ponad miarę to jest iść na 8 godzin do pracy, a co dopiero jeszcze studiować i się uczyć. Potrzebuje minimum dwa dni wolnego, żeby wrócić na stare tory i złapać reset, żeby nie zwariować. Największe załamania, doły i próby samobójcze to miałem nie przez to że brakowało mi zajęcia, a przez to że cały grafik był zajęty i