Wpis z mikrobloga

Myślałem, żeby potraktować mecz z Górnikiem Łęczna mniej więcej tak, jak zrobili to zawodnicy. Wtedy ten wpis zamknąłby się w kilku zdaniach. Będzie ich jednak trochę więcej.

Sprowadzanie wszystkiego do zaangażowania i nastawienia mentalnego to spore uproszczenie. Jednocześnie nie można lekceważyć istoty tych czynników i ich wpływu na przebieg meczów. Mówiąc bardziej wprost: mniej więcej widać, kiedy zawodnikom się chce, a kiedy nie. Czasami jest to łatwe wytłumaczenie, czemu akurat tym razem im nie poszło, ale tym razem sprawa jest raczej ewidentna. Jeżeli nawet asystent trenera otwarcie o tym mówi, to znaczy, że po prostu tak było.

Zdawałem sobie sprawę, że nie uda się wykrzesać tego samego poziomu mobilizacji co w pucharach, więc przynajmniej nie byłem zaskoczony. Duża różnica poziomów między Legią a Górnikiem spowodowała, że mogliśmy grać na pół gwizdka, przypomnieć sobie czasy kuzynostwa sprzed ponad pół roku, a i tak zwycięstwo było niezagrożone. Z jednej strony chciałoby się w takim meczu nawet stracić punkty, żeby wreszcie do tych głów trafiło, że nie mogą sobie wybierać meczów i że w każdym mają się starać. Jednak mamy już za dużo strat, więc punkty były w tym przypadku dużo ważniejsze niż zmiana myślenia zawodników. Do niej pewnie i tak nie dojdzie, więc nie ma się co szarpać. Już nastawiam się na środowy mecz z Wigrami, bo tam też pewnie wyjdą przekonani, że mecz wygra się sam.

Skład wydawał się fajny, ofensywny, ale łatwo o zaburzenie proporcji. Nietrudno wyobrazić sobie dwójkę/trójkę obrońców i Slisza na swojej połowie, próbujących wyprowadzić piłkę, podczas gdy cała reszta jest daleko z przodu, a między nimi ogromna przestrzeń wypełniona zawodnikami Górnika. Aż tak źle nie było, bo dłuższe zagrania w pierwszej połowie nie były wymuszone takim ustawieniem. Taki mieli niby pomysł, co pewnie dałoby się pochwalić, gdyby te zagrania były celne, ale na ogół tak nie było. Jeszcze inny przypadek to drugi gol – ostatecznie można za to chwalić najbardziej, fajne rozegranie i drybling, wreszcie w ogóle padł gol po stałym fragmencie innym niż rzut karny. Ale gdyby się nie udało, taki rzut wolny zostałby wyśmiany i uznany za przekombinowany.

Pozostałe dwa gole to w dużej mierze prezenty od Górnika, choć przynajmniej przy trzecim trzeba było nacisnąć rywala. Przy pierwszym nie trzeba było nic robić, tylko wrzucić piłkę. Jak się dostaje rzeczy za darmo, to mniej się je docenia, i chyba tutaj też tak było. Legii mecz bardzo dobrze się ułożył i nie musiała cisnąć. Ostatecznie wykonała zadanie, więc aż tak nie będę się czepiał, po prostu o tym meczu trzeba będzie szybko zapomnieć.

Jeżeli mielibyśmy wyciągnąć jakiś indywidualny pozytyw z tego meczu, to miło widzieć kolejny udany występ Muciego. Jako jeden z niewielu był w stanie dać jakość zarówno w Moskwie ze Spartakiem, jak i u siebie z Górnikiem Łęczna. Bardzo mi się podoba, jak potrafi w środku pola krótkim zwodem przełożyć sobie piłkę i od razu zrobić sobie miejsce do strzału. Zawodnikiem, który miał nam przynieść gole z dystansu, miał być Josue, ale wygląda na to, że jeśli od kogoś mamy tego oczekiwać, to raczej od Muciego. Nie zawsze jest precyzja, ale technika i siła w jego uderzeniach z daleka jest właściwie zawsze. Jeszcze brakuje trochę asyst, ale coraz bardziej mam wrażenie, że pasowałby bardziej na napastnika niż na ofensywnego pomocnika. Dziś zresztą grał przez długi czas z przodu w linii z Pekhartem i to nie był głupi pomysł. Ważne, że się rozkręca i że ma coraz większy wpływ na grę zespołu.

Jednocześnie mam wrażenie, że problemy Legii ze strzelaniem goli i kreatywnością (ogólnie, nie tylko dzisiaj) wiążą się ze słabszą formą Luquinhasa. Niby gra cały czas tak samo, krótko prowadzi piłkę i ucieka rywalom i jest koszony, ale nie daje aż tak dużo pod bramką rywala, kiedy trzeba dać ostatnie podanie. Żeby być uczciwym, dziś trzeba mu zaliczyć otwierające podanie do Mladenovicia przy pierwszym golu, ale chciałoby się trochę więcej. Na szczęście mamy teraz trochę odświeżone prawe wahadło, a na lewym Mladenović ma konkurencję. To powoduje, że można dalej męczyć na bokach, choć trzeba przyznać, że Kastrati daje jakość. Jeżeli mówimy o tych bezsensownych dośrodkowaniach, czyli wrzuconych bez pomysłu z nieprzygotowanych pozycji, to Kosowianin na razie takich nie daje. Jeżeli już się na nie decyduje, to są przemyślane i w punkt. Problemem jest forma Pekharta, który ten sezon na razie ma słaby, nawet z takimi rywalami. Nie jest tak źle, dopóki może wejść za niego ktoś inny i dać coś od siebie, a tak obecnie jest z Emrelim. Natomiast jeżeli nic się nie zmieni, to zimą lub latem trzeba będzie się poważnie zastanowić, co zrobić z Czechem.

Delikatnego plusa dałbym jeszcze Sliszowi, odrobinę lepsze wejście miał Skibicki, zaskoczeniem był dla mnie debiut Celhaki. Teraz przynajmniej jest kogo wstawić do środka, Martins może spokojnie opuścić taki mecz, a Slisz jego końcówkę. Charatin na razie wygląda dziwnie, na całkowicie wolnego, ociężałego i bojaźliwego, choć parę razy nieźle znalazł się w polu karnym przeciwnika. Czas powinien działać na korzyść tych zawodników. Nie ma dużo czasu na treningi, więc będą musieli docierać się w meczach. Jak widać, z Górnikiem Łęczna można próbować ich w miarę bezboleśnie i oby tak samo było w środę.

Pewne błędy i dekoncentracja pojawiły się nawet u naszych środkowych obrońców, co przy tym poziomie rywala raczej nie powinno się zdarzać. Gol stracony naprawdę rodem z początku roku – 15 sekund do końca połowy, karny z niczego, bo można było akcję skasować dużo wcześniej. I tak dobrze, że na tym się skończyło, bo Górnik nie potrafił za wiele zrobić, nawet gdy znajdował się z piłką pod naszym polem karnym.

A zwycięstwo i tak dzięki temu, że Czesław na trybunach… We wtorek mija mu rok pracy w Legii, a więc taki wynik osiągnie już drugi trener Legii z rzędu. Ciężko mi sobie wyobrazić, że dotrwa do września 2022, ale myślę, że dotychczasowa ocena powinna być pozytywna. Może rozpiszę to dłużej w środę, jeżeli nie za bardzo będzie o czym pisać po meczu pucharowym. Na razie wiadomo, że Michniewicz przegrał puchar i superpuchar, pięć meczów w lidze (z czego trzy z beniaminkami) oraz eliminacje LM z Dinamem Zagrzeb. Na plus ma jednak mistrzostwo i fazę grupową LE po bardzo trudnej ścieżce. Karabachu i superpucharu z zeszłego roku chyba nie ma co liczyć, byłoby to mało uczciwe, ale skoro już przejął wtedy zespół, to też bierze odpowiedzialność. Zrealizował więc najważniejsze cele, a nie zrobił tego, co byłoby miłym, ale tylko dodatkiem.

Jak dla mnie, może być tak dalej, jeśli chodzi o wyniki. To jest akurat nasz najmniejszy problem. Innym tematem jest to, jak gra Legia taktycznie, czy zawodnicy się rozwijają, jaka jest atmosfera, hierarchia i tak dalej. To wszystko są tematy bardziej złożone i nie wszędzie ocena będzie jednoznaczna. Nie jest łatwo tutaj chwalić tego trenera, bo ludzie nie lubią Stanowskiego, a także wychwalania jego kolegów. Ja życzę Czesławowi jak najlepiej, skoro jest naszym trenerem, a kogo jeszcze ma po swojej stronie, nie jest w tej sytuacji aż tak istotne. Nie potrzebuję Stana i jego pracowników, aby wyrobić sobie opinię. Oglądam mecze i jestem zadowolony z tego, co zrobił Michniewicz, ale piłka wymaga ciągłego udowadniania swojej wartości. O Łęcznej zaraz zapomnimy, a trener ma robić wynik w pucharze, w lidze, a najlepiej jeszcze w LE. Wszędzie naraz pewnie się nie uda, a gdyby jednak, to byłaby to wybitna runda w wykonaniu Legii. Granie co trzy dni jest trudne, chyba że akurat ma się dodatkowy dzień przerwy i jeszcze najsłabszy zespół ligi u siebie. Takie warunki jednak już się nie powtórzą w tej rundzie, więc w kolejnych meczach trzeba będzie wzbić się na wyższy poziom. Pewnie jeszcze nie z Wigrami, ale w sobotę z Rakowem już na pewno będzie to konieczne.

#kimbalegia #legia