Wpis z mikrobloga

Inkwizytor z obsesją i kobieta z charakterem - cz. 2.

Część 1

W październiku 1485 r. Heinrich Kramer zapisał nazwisko Heleny Scheuberin na pierwszym miejscu na liście oskarżonych. Zatrzymajmy się na moment przy pisaninie naszego inkwizytora - z fragmentów jego listów, pisanych m. in. do biskupa, można wywnioskować, że spotkanie z Heleną było dla niego doświadczeniem, oględnie mówiąc, wstrząsającym.

Przyjrzyjmy się tym fragmentom i zastanówmy się, co dokładnie mogło siedzieć w głowie Kramera - to dość istotne, żeby właściwie zrozumieć jego późniejsze postępowanie.

Pierwsze wrażenie

Lato 1485 roku. Kramer przebywa w Innsbrucku, jest wciąż nowy w mieście, idzie sobie ulicą, (jeszcze) nie wadząc nikomu... Nagle drogę zastępuje mu jakaś mieszczanka, spluwa mu pod nogi i zamiast powitania czy wyrazów szacunku, rzuca mu w twarz obelgę i kpinę - i na koniec, całkiem dosłownie, wysyła go do diabła.

Ciekawostka: w liście do biskupa Kramer dość szczegółowo zapisał obelgi, jakimi cisnęła w niego Helena. W oryginale ponoć zwróciła się do niego du Sneder Minch, co można przetłumaczyć jako "ty mnichu od krawca". Z jednej strony, była to obelga typu "jesteś tylko ubrany jak mnich / jesteś złym mnichem," z drugiej - mógł to być złośliwy przytyk do charakterystycznego i w odczuciu niektórych, zbyt szykownego (jak na średniowieczne standardy zakonne) habitu dominikanów. A więc: mnich-strojniś / przebieraniec.

Sytuacja w kontekście obyczajowości epoki była, no... w zasadzie niewyobrażalna. Nieznajoma kobieta wyszydza w żywe oczy i publicznie wystawia na pośmiewisko duchownego i inkwizytora. A potem... po prostu sobie odchodzi. Z opisu zdarzenia w liście można wywnioskować, że Kramer był tak zszokowany jej zachowaniem, że zapomniał zareagować w jakikolwiek sposób - tylko stał i przeżywał ;)

Drwiła ze mnie (...)

Do tego stopnia mnie nękała (...)

Zastąpiła mi drogę, jakby nie wiedziała, kim jestem (...) publicznie na ziemię splunęła (...)


To było dla niego zupełnie nowe doświadczenie. Przenosząc to na naszą skalę, dla Kramera pierwsze spotkanie z Heleną Scheuberin musiało być odpowiednikiem bliskiego spotkania z obcym gatunkiem. Potem było jeszcze ciekawiej.

Helena odwraca się plecami

Sierpień. Kramer jest w swoim żywiole - codziennie (!) wygłasza kazania przeciwko czarownicom i jak to w takich kazaniach bywa, dużo mówi o przesądach, praktykach magicznych, zabobonnych gestach itp., żeby naprowadzić odbiorców na właściwy trop i przygotować grunt pod zbieranie informacji.

Kościół jest wypełniony po brzegi - Innsbruck to spore miasto. Mieszczanie słuchają z pobożnego obowiązku, ze zwykłej ciekawości, może też także po to, żeby nikomu się nie narazić. Kto wie? Niepojawianie się na kazaniach inkwizytora mogłoby się kiepsko skończyć, zwłaszcza, jeśli miało się wrednych sąsiadów. Nie takie przewinienia złośliwe języki przerabiały później na oskarżenia.

Któregoś dnia jednak Kramer zaczyna kazanie, a jedna z mieszczanek - rozpoznał ją, to ta Scheuberin! - po prostu wstaje, odwraca się i wychodzi. I na dokładkę wyciąga za sobą z kogo tylko może, zachęcając do pójścia za swoim przykładem. I nie do pomyślenia, ale... część ludzi istotnie idzie za nią.

A wielu z nich znałem.


- lamentuje z niedowierzaniem Kramer w swoim liście do biskupa i pisze, że to demonstracyjne opuszczenie kazania było dla niego czymś jeszcze gorszym niż splunięcie i obelga na ulicy. Jakby to ujął Słowacki, "duchowi memu dała w pysk i poszła" ;)

Jeśli kiedykolwiek wygłaszaliście np. referat przed większą liczbą osób, wiecie być może, jak bardzo może wytrącić z równowagi widok ludzi opuszczających salę. To takie niewerbalne "meh, mam coś lepszego do roboty / nie chcę cię słuchać, gadasz bzdury / (w skrajnych przypadkach) gardzę". Dla duchownego i kaznodziei pokroju Kramera to był afront najcięższego kalibru.

Ale znowu - z listu inkwizytora wynika, że w żaden sposób nie zareagował. Można sobie wyobrazić, że przyglądał się całej scenie w zdumieniu, nie do końca być może wierząc, czy to się dzieje naprawdę. Jednak to wciąż nie był szczyt możliwości - i bezczelności - Heleny.

Helena głośno mówi, co myśli

Być może ośmielona brakiem reakcji Kramera, na innym kazaniu Helena Scheuberin przeszła samą siebie - wygłosiła komentarz, bodajże pod samą amboną. Jak pisał o tym sam Kramer (tutaj tłumaczę z grubsza przez przekład z drugiej ręki, bo tylko do takiego mam dojście):

Tak do mnie rzekła: "Kiedy diabeł się dobierze do mnicha, ten tylko heretyckie kazania prawi. Zły działa pod tym twoim szarym [w sensie, siwym] czerepem."


Umysł Kramera zapewne w pierwszym odruchu wywalił blue screen. Inkwizytor bez wątpienia podzielał zdanie św. Pawła, który pisał: kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. (...) Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu.

Tymczasem tutaj kobieta - co najmniej o połowę młodsza od niego i nieporównanie gorzej wykształcona - nie dość, że się odzywa pod amboną, to jeszcze zarzuca mu herezję. Tym razem Kramer nie mógł milczeć, ale zamiast skorzystać z okazji i z miejsca krótko pojechać Helenie... wdał się w dyskusję:

(...) A kiedym ją sam zapytał:

"Czemu zwiesz herezją doktrynę, o której prawię kazania, skoro to doktryna Kościoła?"

[odrzekła:] "Bo w kółko tylko prawisz kazania o czarownicach i czarach. [Przez swoje kazania] nauczyłeś ludzi, jak trzeba uderzyć w dzban z mlekiem, żeby się dowiedzieć, która czarownica odbiera mleko krowom."


Helena może i nie była uczoną (choć jako dobrze urodzona mieszczanka, prawdopodobnie była w jakimś stopniu wykształcona) - ale najwyraźniej była bystra i znała nauczania Kościoła na tyle dobrze, żeby wyłapać, co jest nie tak z kazaniami Kramera.

Nie tylko postawiła tu ogólny zarzut typu "w twoich kazaniach jest więcej o czarach niż o Bogu", ale zahaczyła też o inną ważną kwestię: prawiąc kazania na temat czarów i zabobonów, duchowni byli zobowiązani zachować umiar. Musieli dobierać słowa bardzo ostrożnie, żeby nie przeginać i nie siać zgorszenia. Podawanie wiernym na tacy katalogu praktyk magicznych mogło bowiem odnieść odwrotny skutek - i wręcz zachęcić ludzi do eksperymentowania z magią.

A Kramer... cóż, jak to Kramer - piętnaście kazań pod rząd, dzień w dzień o czarownicach, z detalami różnego rodzaju praktyk magicznych i z mnóstwem anegdot. Powstrzymywał się co prawda przed mówieniem o najbardziej gorszących diabelskich sprawach, koncentrując się raczej na "tradycyjnej" magii i zabobonach, no ale jednak.

Oczywiście, w obliczu zarzutów Heleny musiał jakoś się bronić - na szali był jego autorytet - ale z jakiegoś powodu nie zdobył się na żadną miażdżącą ripostę:

...odparłem, że mówię o takich rzeczach, żeby ludzi napominać, a nie uczyć czarów.


Helena jednak uznała, że jego argument jest inwalidą i:

...rzekła mi, że od tego dnia już nigdy więcej nie wysłucha żadnego mojego kazania.


Po tej - nieco dramatycznej - deklaracji, Scheuberin odwróciła się na pięcie i wyszła z kościoła. Mic drop, wersja średniowieczna, koloryzowane ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Co ciekawe, zarzut Heleny chyba bardzo utkwił Kramerowi w pamięci, bo niecały rok później pisał na ten temat całe akapity w "Młocie na czarownice". Tłumaczył np., że czarów można nauczyć się tylko bezpośrednio od czarownicy, więc opowiadanie w pobożnym kazaniu o praktykach magicznych nie jest żadnym zgorszeniem. Jak to zwykle bywa, najlepsze argumenty przychodzą do głowy poniewczasie ;)

Cierpienia Heinricha Kramera

Dziwne to bardzo - Kramer miał za sobą dekady doświadczenia jako kaznodzieja. Potrafił przemawiać i wpływać na swoich słuchaczy. Potrafił też prowadzić przesłuchania i zręcznie operować słowami, obracając zeznania oskarżonych przeciwko nim samym... a mimo to w konfrontacjach z Heleną jakby zapominał języka w gębie. I nawet nie ściemniał biskupowi, że było inaczej.

Dlaczego?

Wydaje się, że Scheuberin rozbijała wszystkie starannie ugruntowane wyobrażenia Kramera na temat tego, jak powinny się zachowywać kobiety. Nie bała się go, wręcz przeciwnie - niemal jakby sama dążyła do konfrontacji. Zamiast okazywać mu szacunek, publicznie kpiła z niego i złorzeczyła mu. Zamiast siedzieć cicho, odzywała się - i to na tyle przekonująco, że niektórzy jej słuchali i szli za nią. Zamiast grzecznie przytakiwać, kwestionowała jego słowa i wszystko, czym był - ośmieliła się nawet nazwać go heretykiem i sługą diabła, i to w kościele.

W pewnym sensie, zdzierała mu maskę. Może nawet nie był świadomy, że ją nosi, jako że żaden fanatyk z zasady nie widzi swojego fanatyzmu - ale pewnie i tak trochę zabolało.

Interakcje z Heleną musiały wywracać wewnętrzny świat Kramera do góry nogami - po raz pierwszy w życiu to kobieta próbowała go oskarżać i nim poniewierać, a nie na odwrót. Jak sam pisał biskupowi, czuł się "udręczony jej zachowaniem" i był przekonany, że od samego początku Helena się na niego uwzięła.

Co robić, jak żyć?

Rozwiązanie było proste. Żeby znowu stanąć na bezpiecznym, twardym gruncie, Kramer musiał wtłoczyć Scheuberin w schemat, który znał i rozumiał - w schemat ofiary. Trzeba było przywrócić naturalny porządek rzeczy. To ona miała cierpieć z jego powodu, nie na odwrót. Zresztą, zgodnie z jego przekonaniami, kobieta z takim temperamentem po prostu nie mogła nie być wiedźmą - znalezienie na nią haków było kwestią czasu.

Co dokładnie znalazł i jak to wykorzystał? O tym w kolejnym wpisie za parę dni ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ilustracja poniżej: Jean Paul Laurens, Mężowie Świętego Oficjum, 1889 r. (obraz jedynie inspirowany średniowieczem, żeby nie było).

#apaturium - zapraszam do czytania i obserwowania ;)

#ciekawostkihistoryczne #ciekawostki #sredniowiecze #historia #qualitycontent #gruparatowaniapoziomu #magia
Apaturia - Inkwizytor z obsesją i kobieta z charakterem - cz. 2.

Część 1

W paźd...

źródło: comment_1626960539ugkrJE0IMynbld6K0P4OE7.jpg

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz