Wpis z mikrobloga

#muzyka #godelpoleca #zdechlyosa #rap #punk

ZDECHŁY OSA - ADHDLGBTHWDP

żeby rozwiać wątpliwości - w sumie to żyję. całkiem dobrze, jak zresztą słychać.
a po tej przerwie od pisania postaram się by ta wirtualna "część mnie" nieco odżyła i żeby nie sprowadzała się jedynie do rytualnego memowania, do e-szlochania i rozkładania się pod kałużą rozlaną z niedzielnowieczurowego dzeszczu...

istnienie samego Osy zanotowałem już jakiś czas temu. jak sięgam pamięcią to pierwszy raz już przy okazji pół-amatorskich nagrywek, kiedy to kilka lat temu wydawał jeszcze powykręcane, wówczas zyskujące na popularności "emo-rapy" pod nazwą "Młody Osa".
gość jednak szybko dojrzał do tego by pogrzebać się już za młodu, a jego pierwsze poważniejsze ukąszenie miało miejsce pod postacią urokliwej, łamiącej pewnego rodzaju tabu punk-balladzie "Zakochałem się w twojej matce". kawałek który ze wspomnianą punkową prostotą i werwą, a przy okazji z poetyckim zacięciem romantyzuje niecodzienną historię miłosną, która rozdziera naszego bohatera od środka. Osa opowiada ją w tak wymowny i czytelny sposób, nie zapominając o konwenansach, o otaczającej go rzeczywistości, o ziomkach, dojrzałości i potencjalnym rozbiciu szczęśliwej rodziny, że człowiek jest w stanie uwierzyć, że losy tej niespełnionej miłość faktycznie "napisało samo życie".
kończąc wątek i mając z tyłu głowy, że filmy to jedynie refleks, niepełne wyobrażenie o otaczającej nas rzeczywistości, w kontrze do Rojkowego - "To nie był film", wybieram z pełną odpowiedzialnością i uśmiechem na twarzy - "Z nią życie wygląda jak fiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiilm"

"nie chciałem nikogo obrazić..."

co do dzisiejszego kawałka... jakby to ująć - rozum nadąża, że już nie nadąża, ale serce jakoś zaczyna szybciej bić.
nie będę oszukiwał, że to jest w 100% moje granie, bo tak nie jest.
ale w tej naszej polskiej, muzycznej rzeczywistości, gdzie triumfy, sukcesy i uznanie w wydawałoby rozgarniętych środowiskach spijają od kilku lat takie monotematyczne banialuki jak bananowe wierszyki rapera Jaco Taco, jakieś PodSiadła, Maty albo nudziarstwa pokroju Kwiatów Jabłoni (nic do nich w sumie nie mam, no ale...), wolę poświęcić resztki rozumu w imię prawdy, postawić ostatnie oszczędności na sprawiedliwość która "gdzieś tam jest". i która czeka na właściwy moment by wyjść z podziemia, rozepchać się łokciami w szerszej świadomości i zrobić mini-rewolucję (nominacja do Fryderyka mówi sama za siebie - mam nadzieję, że jak gość go zgarnie, to na kolejnym teledysku będzie nim otwierał browary czy coś)

"artysta głodny, artysta płodny"

nie chcę być źle zrozumiany, bo być może wyciągam te wnioski na wyrost i daję sobie margines na ew. przyznanie się do błędu i dodatkowo spóźniam się z tym wpisem jakieś pół roku... ale syte i powolnie toczące się ku dobrobytowi czasy nie sprzyjają sztuce, która ma kontestować narzucone przez mainstream normy, która ma energię burzyć estetyczny i ideologiczny komfort odbiorców, jak i samych kreatorów tego sztucznego dobrostanu. bo skąd tu wówczas brać energię, skoro nie ma na co się #!$%@?ć w większej skali? nie ma się czy czym dołować i nie mamy wspólnego wroga? przecież osobiste rozterki dzieją się na co dzień, zawsze jest czas na trening i pielęgnację empatycznych odruchów. ale żeby zjednoczyć pojedyncze głosy i zredukować je do surowego, intuicyjnego i słusznie ignoranckiego wobec systemu hasła ADHDLGBTHWDP trzeba czasów ciężkich.

"starzy pogo, młodzi pogo, #!$%@?, #!$%@?, #!$%@?ć to"

nadmiar czasu i w konsekwencji nadmierne analizowanie niuansów rzeczywistości oddala nas od realnego świata. oddala nas od jego problemów, które nigdy nie mają czasu nas wysłuchać. no właśnie - chyba że je tak jak tutaj, wspólnie na głos wykrzyczymy. o tym właśnie jest ten kawałek.
to pierwszy raz, od bodaj debiut CKOD, który rozsadzał się od środka i emanujwał podobną energią co druga płyta Osy - czuję, że mamy do czynienia ze wspomnianą wcześniej "prawdą". tak jak i sprawiedliwość ona(prawda) - gdzieś tam jest.
ale równocześnie w tej samej chwili trzeba posypać głowę popiołem i westchnąć, że siła, z którą ludzie maszerowali przy okazji ogólnopolskich protestów przeciw zaostrzeniu przepisów aborcyjnych, rozeszła się z perspektywy czasu gdzieś po kątach.
a nasz dzisiejszy bohater po prostu ją wykorzystał do spisania tego stanu dla potomnych.

a może ona, ta energia ciągłe tam jest i czeka na odpowiedni moment? wyjdzie na wierz w bardziej stonowanej formie? a może okaże się tak jak przy okazji Cool Kids of Death, że to wszystko była po części zgrywa? że żadnej "generacji nic" nie było, a Zdechły Osa tak naprawdę żyje?
nawet jeżeli, to nie zmienia to faktu, że Zdechły Osa to prawdziwa postać i gość, który w pewnej skali zgarnia co najmniej aprobatę i zbiera propsy zarówno od starych i młodych. sztywnych i dynamicznych, raperów i punkowców, nałogowców i abstynentów, woodstokowiczów i offowiczów, a to coś, czego chyba od dawna nikt w Polsce nie dokonał.
  • 5