Wpis z mikrobloga

#fxdcontent #ligamistrzow #mecz #pilkanozna

Ja wiem, że konferencja właśnie trwa, ja wiem że EURO, ale wrzucam wam rundę eliminacyjną i grupy A i B Ligi Mistrzów 1995/1996. Reszta wkrótce.

Od wprowadzenia nowej formuły Champions League minęły 3 sezony. 3 sezony, przez które rokrocznie w finałach występowała drużyna Milanu – wygrywając raz a dwukrotnie minimalnie przegrywając. Sezon 1995/96 był dla LM niejako historyczny, bo zabrakło w nim drużyny Fabio Capello. Pragmatyczny styl gry piłkarzy z San Siro został w końcu rozpracowany – porażka z Ajaxem Amsterdam w finale Ligi Mistrzów nie była jedynym powodem do niezadowolenia kibiców Milanu. Na szczycie tabeli Serie A wylądował Juventus prowadzony przez Marcelo Lippiego. I teraz to oni mieli pisać swoją historię w najbardziej prestiżowych rozgrywkach europejskich.

Ale od początku, bo tym Juventusem tak naprawdę zajmę się kiedy indziej. Najpierw zajmę się drużynami, które zaczęły swoją drogę ku fazie zasadniczej Ligi Mistrzów od rundy kwalifikacyjnej. A było tych drużyn 16.

Austria Salzburg – Steaua Bukareszt. Kibice obejrzeli w tym dwumeczu zaledwie jedno trafienie, którego autorem w drugim spotkaniu został Adrian Ilie. Trafienie to dało awans drużynie z Bukaresztu, która dostała okazję zrehabilitowania się za 3 miejsce w grupie w poprzednim sezonie rozgrywek.

Austria Salzburg 0:0 Steaua Bukareszt [SKRÓT]( https://www.youtube.com/watch?v=Cv7_U7Ualf0)

Steaua Bukareszt 1:0 Austria Salzburg [SKRÓT]( https://www.youtube.com/watch?v=EMFJ_d85LgU)

Pierwszy raz swój awans do rozgrywek zdobyła drużyna z Szwajcarii. Stało się to za sprawą zawodników drużyny Grasshopper Zurich, która pierwszy mecz zremisowała co prawda 1:1 z Maccabi Tel Awiw, ale na wyjeździe bramka Comisettiego z czwartej minuty zaważyła o awansie – piłkarze z Izraela pożegnali się z Ligą Mistrzów.

Grasshoppers Zurich 1:1 Maccabi Tel Awiw

Maccabi Tel Awiw 0:1 Grasshoppers Zurich

Również jedna bramka zdecydowała o awansie Rangersów. Cypryjski Anorthosis Famagusta walczył do końca o fazę grupową, ale jedynego gola w tym dwumeczu zdobył Gordon Durie na Ibrox. W drugim meczu bezbramkowy remis dał drużynie Waltera Smitha ponowny udział w Champions League.

Rangers 1:0 Anarthosis Famagusta SKRÓT

Anarthosis Famagusta 0:0 Rangers

Jeśli miałbym wybrać największą niespodziankę Ligi Mistrzów 94/95 – wskazałbym raczej na IFK Goteborg. Piłkarze ze Szwecji zdobyli wtedy pierwsze miejsce w grupie, a Bayern wyeliminował ich w ćwierćfinale dzięki bramkom na wyjeździe. Niewątpliwie napsuli oni wtedy sporo krwi znacznie wyżej notowanym rywalom i można było spodziewać się, że również w tym sezonie będzie dla nich miejsce w fazie grupowej.

Na ich drodze stanął jednak polski klub – Legia Warszawa. Na ławce trenerskiej Paweł Janas, w bramce Maciej Szczęsny. W obronie Jóźwiak, Mandziejewicz, Jacek Zieliński. W pomocy Leszek Pisz, Jacek Bednarz, Grzegorz Lewandowski, Radosław Michalski i Tomasz Wieszczycki. Za napad odpowiadał Cezary Kucharski i Jerzy Podbrożny. I to właśnie Podbrożny po faulu na Kucharskim wykorzystał jedenastkę, sprawiając na stadionie przy Łazienkowskiej niejako niespodziankę. W drugim spotkaniu stan dwumeczu jako pierwsi wyrównali Szwedzi, za sprawą Jespera Blomqvista. Druga połowa tego spotkania należała jednak do Polaków – Leszek Pisz strzelił na 1:1 w 72 minucie, a gwóźdź do trumny wbił Goteborgowi Jacek Bednarz pod koniec spotkania. Fajny czas dla polskiej piłki, że dość pewnie ograli zespół który jeszcze sezon wcześniej bił Barcelonę czy Manchester United. Wyeliminowanie IFK przez polski klub było zaskoczeniem porównywalnym z tym, że jeden polski kibic sprawdzany przez celników po szwedzkiej stronie nie miał przy sobie dwóch sztang fajek i flachy.

Legia Warszawa 1:0 IFK Goteborg SKRÓT

IFK Goteborg 1:2 Legia Warszawa SKRÓT

Dynamo Kijów zostało zestawione z duńskim Aalborgiem. Z młodym Andrijem Szewczenką w składzie pewnie rozprawili się z drużyną z kraju klocków LEGO, wygrywając u siebie 1:0 i 3:1 na wyjeździe. W dalszej części tekstu dowiecie się jednak, że Ukraina to mimo wszystko stan umysłu.

Dynamo Kijów 1:0 Aalborg BK

Aalborg BK 1:3 Dynamo Kijów

Sporą niespodzianką był również wynik dwumeczu norweskiego Rosenborga z mistrzem Turcji – Besiktasem. Tureckie zespoły potrafiły w przeszłości eliminować znacznie wyżej notowanych rywali, a jednak kiedy na drodze stanął im zwycięzca ligi z kraju pięknych fiordów (z którego zresztą teraz do was piszę, pozdrawiam) nie potrafili im sprostać. W pierwszym spotkaniu pewne zwycięstwo 3:0 dało Norwegom spory spokój przed drugim spotkaniem i choć w drugim meczu w stosunku 3:1 górą byli gracze z Turcji, to jednak gol Brattbakka z 68 minuty dał awans Rosenborgowi.

Rosenborg 3:0 Besiktas SKRÓT

Besiktas 3:1 Rosenborg SKRÓT

Kolejną niespodzianką tych eliminacji trzeba uznać odpadnięcie najbardziej utytułowanej belgijskiej drużyny – Anderlechtu – z węgierskim Ferencvarosi. Wyjazdowa wygrana 1:0, a dwa tygodnie później remis 1:1 u siebie dały najlepszemu w historii klubowi węgierskiemu awans do fazy grupowej. Można to uznać za sporą niespodziankę biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze sezon wcześniej Anderlecht nawet nie musiał grać w kwalifikacjach.

Anderlecht 0:1 Ferencvarosi SKRÓT

Ferencvarosi 1:1 Anderlecht SKRÓT

Ostatnim pojedynkiem w rundzie kwalifikacyjnej był dwumecz pomiędzy Panathinaikosem (z Krzysztofem Warzychą w składzie) a chorwackim ćwierćfinalistą poprzedniej edycji – Hajdukiem Split. Bezbramkowy remis w pierwszym spotkaniu, w drugim meczu objęcie prowadzenia przez Chorwatów już w 4 minucie. Ostatnie słowo należało jednak do piłkarzy z Grecji – w 55 minucie Borelli trafił do siatki gospodarzy, a dzięki zasadzie bramek na wyjeździe wystarczyło tylko utrzymać wynik do końca spotkania. To się udało – Panathinaikos zameldował się w fazie grupowej.

Panathinaikos 0:0 Hajduk Split SKRÓT

Hajduk Split 1:1 Panathinaikos SKRÓT

W rundzie kwalifikacyjnej nie musieli startować mistrzowie ośmiu uznanych przez UEFA za najlepsze lig – Blackburn Rovers, Ajax, Juventus, Real Madryt, FC Nantes, Porto, Spartak Moskwa i Borussia Dortmund.

Do grupy A wylosowane zostały: Dynamo Kijów, FC Nantes, FC Porto i Panathinaikos.

W pierwszej kolejce zmierzyły się ze sobą drużyny z lig teoretycznie najmocniejszych – czyli pojedynek francusko-portugalski. Mecz bez większej historii – kibice na Stade de la Beaujoire bramek nie obejrzeli. Za nieco ciekawsze mogłoby uchodzić spotkanie pomiędzy Dynamem Kijów a Panathinaikosem – tam przynajmniej padła bramka, której strzelcem w 61 minucie był Kosowski, a drużyna z Kijowa zainkasowała 3 punkty. A właśnie! Od tego sezonu zwycięstwo w fazie grupowej nie dawało już 2, a 3 punkty. I wszystko by się udało, gdyby nie ten wstrętny sędzia z Hiszpanii.

Antonio Lopez Nieto – arbiter tego spotkania oskarżył przedstawicieli Dynama Kijów o próbę przekupienia go. Według jego wersji, 13 września 1995 – czyli w dzień meczu – zaoferowano mu 30 tysięcy dolarów i dwa futra. Wersja działaczy z Ukrainy była nieco inna – twierdzili oni, że Nieto zamówił 2 futra, ale nie zapłacił kiedy już dostarczono je do hotelu. Nie wiem z czego były te 2 futra i jaką one miały wartość – wiem za to, że UEFA za bardziej wiarygodną uznała wersję sędziego. Dynamo wyrzucone z rozgrywek, za nich do fazy grupowej wskoczył zespół który niedawno ograli w eliminacjach – duński Aalborg.

W drugim meczu pierwszej kolejki w jakim zagrał Panathinaikos – z Aalborgiem – znowu nie udało się zdobyć punktów. Z Danii wrócili z porażką 2:1 po golach Erika Bo Andersena z 7 minuty i Jensa Madsena z 90 – jedyną bramkę dla Greków zdobył w tym spotkaniu Krzysztof Warzycha. Podstawowym bramkarzem Panathinaikosu był wtedy Józef Wandzik.
Nieco lepiej dla zespołu z Aten wyglądał mecz z drugiej kolejki, który został rozegrany przed meczem pierwszej kolejki (xD). Podjęli wówczas na swoim boisku l’equipe mistrza Francji. Georgiadis otworzył wynik meczu w 17 minucie, później w 30’ i 46’ Davida Marrauda pokonywał Krzysiu Warzycha. Honorową bramkę dla Francuzów zdobył N’Doram. Warto wspomnieć dwa nazwiska, jakie pojawiają się w ówczesnym składzie Nantes – jeden z nich to uważany za jednego z najlepszych na swojej pozycji w historii pomocnik Claude Makelele, a drugi to uważany za jednego z najgorszych polskich polityków w historii (subiektywna ocena, tak naprawdę na pewno byli gorsi od niego) Roman Kosecki.

W tym czasie na Estadio do Dragao FC Porto z Bobbym Robsonem na ławce trenerskiej i Grzegorzem Mielcarskim w ataku rozprawiało się z Aalborgiem. Duńczycy przegrali w tym wyjazdowym meczu 2:0, a strzelcem obydwu bramek – w 41 i 62 minucie – był Rui Barros. Gość, który zmienił właśnie Mielcarskiego w 36 minucie.

W trzeciej kolejce Porto – już bez Mielcarskiego w składzie – podjęło na swoim boisku Panathinaikos. W pełnym wymiarze czasowym wystąpili Warzycha i Wandzik, ale bohaterem tego meczu został Dimitrios Markos po trafieniu z 41 minuty – otworzył i zamknął w ten sposób wynik spotkania.

Równolegle na stadionie Nantes gospodarze prowadzeni przez Jean-Claude Suaudeau mierzyli się z mistrzem Danii. Wynik został otwarty dość szybko – w 5 minucie na listę strzelców wpisał się Nicolas Ouedec. Minutę po przerwie do wyrównania doprowadził Erik Bo Andersen, ale taki stan rzeczy nie trwał długo – w 55’ Thomasa Gilla pokonał Reynald Pedros, a ostatnią bramkę tego spotkania w 75 minucie zdobył Kosecki.

Aalborg, będący tydzień po zwycięstwie w pierwszej kolejce przystąpił do rywalizacji w czwartej, podejmując u siebie FC Nantes. Piłkarze prowadzeni przez urodzonego na polskiej ziemi (Wrocław/Breslau), ale okupowanej wtedy przez Niemców Seppa Piontka nie zdołali jednak zdobyć punktów przeciwko mistrzowi Francji. 10 minuta – Laurent Guyot, później w 68 minucie Nicolas Ouedec. 2:0, 90 minut Romana Koseckiego.

Bramek nie było w rewanżowym spotkaniu Porto z Panathinaikosem. Rozgrywany w Portugalii mecz skończył się remisem, co zdecydowanie bardziej satysfakcjonowało przyjezdnych. Józef Wandzik zagrał cały mecz, Warzycha został zmieniony w 89 minucie.

Przyszedł czas na rewanż greckiej ekipy na Duńczykach. Po porażce 2:1 w pierwszym meczu, kibice na stadionie olimpijskim w Atenach nie musieli długo czekać na pierwszy krok ku zwycięstwu. W pierwszej minucie Gilla pokonał Alexoudis. Jeszcze przed przerwą, w 39 minucie wynik końcowy ustalił Georgiadis i Panathinaikos miał w ręku wszystkie argumenty, aby wyjść z tej grupy. Obaj Polacy zagrali wtedy pełne spotkanie.

Panathinaikos był na dobrej drodze ku pierwszemu miejscu, a Porto walczyło z Nantes o wyjście z drugiego miejsca. Walka była zacięta – w 3 minucie Pedros dał prowadzenie drużynie z Francji. Już 7 minut później do wyrównania doprowadził Drulovic, a w 34’ Pedros znowu wprawił kibiców z Francji w euforię. Ostatnie słowo należało jednak do Ze Carlosa, który dał gospodarzom wyrównanie i takim też wynikiem zakończyło się to spotkanie. Nantes dzięki temu nadal było 2 punkty ponad drużyną Bobby’ego Robsona.

Dla Portugalczyków meczem ostatniej szansy miało być wyjazdowe spotkanie z Aalborgiem. Porto podchodziło do tego spotkania z pozycji wyraźnego faworyta, ale że już wtedy w Europie nie było słabych drużyn to dwukrotnie musieli gonić wynik. W 11 minucie Erik Bo Andersen otworzył wynik, a Emerson wyrównał dopiero w 62 – szybko jednak okazało się, że Aalborg jeszcze nie złożył broni i nie zamierza ułatwić sprawy Francuzom. 69 i trafienie Jensa Madsena, 6 minut później ponownie wyrównane przez Emersona. 2:2. Koniec marzeń o awansie Porto.

A piłkarze Nantes bezbramkowo remisując ostatnie spotkanie z Panathinaikosem przegrali bezpośrednią walkę o pierwsze miejsce w grupie. Do fazy pucharowej przeszły jednak dwie drużyny, które miały w składzie polski akcent i jest to dla nas jakiś powód do zadowolenia. Mogło się to potoczyć całkiem inaczej, gdyby nie frajerskie zachowanie działaczy z Kijowa.

FC Nantes 0:0 FC PortoSKRÓT

Aalborg BK 2:1 Panathinaikos – [SKRÓT]( https://www.youtube.com/watch?v=RKHhGDVUcOY)

Panathinaikos 3:1 FC Nantes – [SKRÓT]( https://www.youtube.com/watch?v=rAXAHojKhPk)

FC Porto 2:0 Aalborg BKSKRÓT

FC Porto 0:1 PanathinaikosSKRÓT

FC Nantes 3:1 Aalborg BKSKRÓT

Aalborg 0:2 FC NantesSKRÓT

Panathinaikos 0:0 FC PortoSKRÓT

Panathinaikos 2:0 Aalborg BKSKRÓT

FC Porto 2:2 FC NantesSKRÓT

Aalborg BK 2:2 FC PortoSKRÓT

FC Nantes 0:0 PanathinaikosSKRÓT

Grupa B – Blackburn, Legia Warszawa, Rosenborg, Spartak Moskwa

Faworyt tej grupy był jeden i zarysowany bardzo wyraźnie od samego początku - Spartak, jako klub z ogromnymi tradycjami, najlepszy klub w Rosji. Blackburn – ekipa, której mistrzostwo Anglii niekoniecznie musiałoby zostać uznane za zaskoczenie, biorąc pod uwagę że sezon wcześniej zajęli drugie miejsce. Rosenborg, który zaskoczył wyeliminowaniem Besiktasu. No i Legia.

Legia, która rozpoczęła rozgrywki bardzo dobrze. Podjęła przy Łazienkowskiej Rosenborg. Wielkie nazwiska w naszym składzie – Szczęsny, Lewandowski, Kubica… Pierwsza połowa skończyła się bezbramkowym remisem. W drugiej połowie ruszyła maszyna. Przyjezdni otworzyli wynik – Mini Jakobsen, 64 minuta, rzut karny. Polacy jednak nie spuścili głów a wręcz przeciwnie – niemal natychmiast stan gry wyrównał Leszek Pisz. 4 minuty później Ryszard Staniek wyprowadził Legię na prowadzenie, a w 74 minucie znowu Pisz pokonał stojącego w bramce Norwegów Jamtfalla. 10 minut, w trakcie których piłkarze Rosenborga zostali zdeklasowani. Pokaz charakteru polskich piłkarzy i wygrana 3:1.

Spartak ze Staszkiem Czerczesowem w bramce mierzył się w tym czasie z mistrzem Anglii. W Blackburn inny z późniejszych trenerów Legii – Henning Berg. W ataku Alan Shearer. A jedynym strzelcem bramki został w tym meczu Sergey Yuran. Podopieczni Raya Harforda rozpoczęli swoją przygodę z Ligą Mistrzów od falstartu.

A w drugiej kolejce spotkały się dwie drużyny podbudowane zwycięstwami z pierwszej – na Łużniki zawitała Legia. Nikt tam nie spodziewał się cudu, a zdobyta już w 13 minucie bramka z rzutu karnego Nikiforova na pewno nie ułatwiła gry podopiecznym Pawła Janasa. Drugi mecz, druga bramka z karnego – ale Spartak nie dał się tak pogonić jak Rosenborg, tym bardziej na swoim terenie. W 52 minucie prowadzenie podwyższył strzelec bramki z Blackburn – Sergey Yuran, a bramka Marka Jóźwiaka z 82 minuty dała jedynie złudną nadzieję kibicom z Warszawy.

Piłkarze z Blackburn zaliczyli falstart w pierwszym meczu. Jeśli już tak to określam, to to co się stało w drugiej kolejce i spotkaniu z Rosenborgiem – to podwójny falstart. Kalle Loken w 30 minucie pokonał Tima Flowersa. Przez kolejne pół godziny Norwedzy mogli cieszyć się z prowadzenia, ale w 63 minucie wyrównał Mike Newell. Bohaterem spotkania został Stale Stensaas – w 86 minucie Flowers dał pokonać się po raz drugi i niemałym szokiem musiał być dla angielskich kibiców brak punktów po dwóch spotkaniach Ligi Mistrzów. W teoretycznie słabej grupie.

Jeszcze większym szokiem musiał być dla nich mecz w Warszawie. Porażkę u siebie ze Spartakiem można jakoś przejeść. Nawet wyjazd do Norwegii – wiadomo, Skandynawowie zawsze groźni. Ale tego że jedynym strzelcem bramki w starciu Legia – Blackburn będzie Jerzy Podbrożny i to nie z karnego to się już chyba nie spodziewali. Od 26 minuty Anglicy próbowali doprowadzić do wyrównania, ale Legia grała po prostu skutecznie w obronie.

Polacy potrafili obronić jednobramkowe prowadzenie, co trzeba uznać za sukces. Szczególnie patrząc na to, że Rosenborg do przerwy po bramkach Loken i Brattbakka prowadził ze Spartakiem u siebie 2:0. I przegrał 4:2. Rosjanie przystąpili do odrabiania strat w 58 minucie trafieniem Alenicheva. 9 minut później wyrównał Yuri Nikoforov, a dwa trafienia Kechinova – z 76 i 83 minuty dały Spartakowi zwycięstwo.

Nieco inaczej wyglądał ich mecz rewanżowy – choć znowu Norwedzy dali sobie zapakować 4 bramki. Tym razem dwa szybkie ciosy już na początku meczu zadali Shmarov w 2 minucie i Yuran w 9, dziesięć minut później Tsymbalar trafił na 3:0 a Tikhonov na dziesięć minut przed końcem podwyższył na 4:0. W końcówce spotkania honorowe trafienie zdobył Kalle Loken – ale myślę że piłkarze Rosenborga swoich zmagań ze Spartakiem nie wspominają najlepiej.

Za to kibice Blackburn, którzy oglądali bezbramkowy remis z Legią mogli mieć dużo większe oczekiwania co do swoich piłkarzy. Co prawda zdawali sobie sprawę, jak wyglądał początek sezonu ligowego w wykonaniu ich ulubieńców. Wiedzieli, że trenerem już nie jest Kenny Dalglish który poprowadził ich klub po historyczny wynik. Wiedzieli, że po trzech kolejkach nie mają na koncie nawet punktu i oczekiwali, że piłkarze staną na wysokości zadania i podsycą w nich nadzieję na końcowy awans z fazy grupowej. Piłkarze, niczym Polscy piłkarze ze Słowacją – oczekiwań nie spełnili. Znacznie lepsze humory po tym spotkaniu mogli mieć podopieczni Janasa, którzy swój plan m
Pobierz f..... - #fxdcontent #ligamistrzow #mecz #pilkanozna

Ja wiem, że konferencja właśn...
źródło: comment_1623767802WQ96iBURzy5IGYSZyNSlYR.jpg
  • 5