Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
TL;DR: W przedszkolu w którym pracuję dzieci są krzywdzone, i nie jestem pewien, jaka jest w takiej sytuacji najlepsza ścieżka postępowania.

#afera #pytanie #pracbaza #pomocy

Mirki,

sprawa wygląda tak: od ponad pół roku pracuję jako nauczyciel języka angielskiego w przedszkolu należącym do sieci przedszkoli, która najwyraźniej odnosi duży sukces, patrząc na liczbę nowych filii, które otwierają. Od samego początku widziałem, że atmosfera w tej placówce nie sprzyja dobru dzieci. Jest od nich wymagane całkowite posłuszeństwo wobec poleceń wydawanych przez wychowawczynie, a w dzieciach, które się do tych poleceń nie stosują, jest wywoływane poczucie winy. Takie podejście niestety wydaje mi się typowe dla przedszkoli i szkół, więc przymykałem na nie oko, starając się być dla dzieci osobą, która nie jest tyranem wymagającym bezwzględnego posłuszeństwa.

Tak więc, byłem przyzwyczajony do mało przyjemnej dla dzieci atmosfery w placówce, ale jakiś czas temu coś się zmieniło… na gorsze. W szczególności jest to związane z jedną nową wychowawczynią (od teraz będę o niej pisał jako P.). Więcej o niej wkrótce.

Od początku bywałem świadkiem sytuacji, w których pracowniczki przedszkola zachowywały się w sposób nieodpowiedni wobec dzieci. Mam na myśli na przykład zmuszanie dzieci do jedzenia, poprzez ładowanie im na siłę łyżką jedzenia do ust. Pamiętam sytuację, w której wszedłem do sali, a w niej dyrektorka placówki (która pełni w niej także funkcję terapeutki) usiłowała zmusić czteroletnią dziewczynkę do jedzenia. Dziewczynka zanosiła się płaczem, ewidentnie była w bardzo złym stanie emocjonalnym. Wiem, że czasami dzieci udają płacz żeby uzyskać jakąś korzyść, ale jej płacz i rozpacz ewidentnie były szczere. Zamiast zaoferować jakiekolwiek wsparcie, dyrektorka kazała jej jeść i mówiła że nie odejdą od stolika, dopóki nie zje. Nie wiem, ile czasu trwała agonia dziewczynki, ale na pewno co najmniej z pięć minut… kiedy ja tam byłem. A kiedy wchodziłem do sali, dziewczynka już płakała.

To co opisałem wyżej to zachowania, których byłem świadkiem, zanim P. zaczęła pracować w przedszkolu. Niestety ta wychowawczyni okazała się najgorszą ze wszystkich. W mojej ocenie wniosła ona do przedszkola swoje problemy emocjonalne, które wyładowuje na dzieciach, przynosząc im realną krzywdę.

Niech przykładem będzie sytuacja sprzed kilku dni. Wszystkie dzieci były na zewnątrz, przed przedszkolem, bo była impreza z okazji Dnia Dziecka. Moją uwagę zwrócił chłopiec, A.,który siedział na schodku, i wydawał się apatyczny i przygnębiony. Usiadłem obok niego na schodku i zacząłem z nim rozmawiać, podczas gdy P. siedziała z drugiej strony schodka. Wkrótce rozmawiałem razem z A. o tym gdzie mieszkamy, o tramwajach, i innych fajnych rzeczach, dzięki czemu udało mi się go rozweselić. Wtem nagle P. wezwała go do siebie i gdy podszedł, zaczęła brutalnie nim potrząsać, i karcić go za to, że ze mną rozmawiał. (Co ciekawe, mnie w ogóle nie skarciła). Z tego co mu mówiła zrozumiałem, że wcześniej uderzył innego chłopca i dlatego miał sam siedzieć.

Nie wiem na ile znacie psychologię dzieci, ale tak w skrócie, odsyłanie dzieci do samodzielnego siedzenia ma sens jedynie jako narzędzie zachowania porządku w klasie, natomiast jego egzekwowanie powinno być pozbawione gniewu. Najzwyczajniej gniew nie ma dla dzieci żadnej pozytywnej, terapeutycznej wartości, jedyne co może im przynosić to krzywda. Jednak w moim doświadczeniu P. okazuje gniew dzieciom… praktycznie przez cały czas! Inne wychowawczynie okazują dzieciom gniew i złość też stosunkowo często, zbyt często. Ale w przypadku P. ten gniew, ta wściekłość którą okazuje dzieciom, jest tak duża, że ciężko jest mi znieść emocjonalnie przebywanie razem z nią w jednej sali.

Wściekłość wydaje się być główną emocją P. Obiektem tej wściekłości są dzieci. To powiedziawszy, nie mogę powiedzieć, żeby otwarcie je obrażała. Jest to bardziej kwestia ciągłej, nieustannej krytyki, krytyki za wszystko i za nic.

Raz widziałem, jak z wściekłością podnosi bawiące się dziecko z podłogi, po czym bierze je, płaczące i nierozumiejące, co się dzieje, do innej sali. Co zrobiło to dziecko? Nie wiem. Prawdę mówiąc, nie widziałem, żeby zrobiło cokolwiek.

Raz gdy przeprowadzałem lekcję angielskiego, P. przyniosła dziewczynkę, która płakała, była ewidentnie w dużym stresie. P. posadziła ją obok mnie. Dziewczynka wciąż płakała; nie robiła nawet tego głośno, ale ewidentnie potrzebowała pomocy. P. posłała jej wściekłe spojrzenie i powiedziała „nie tak się umawialiśmy”, po czym poszła do innych wychowawczyń w sali. Dziewczynka jeszcze przez chwilę cicho płakała, po czym się uspokoiła i siedziała z wyrazem twarzy wyrażającym rozpacz. Nie mogłem jej pocieszyć, bo byłem w trakcie prowadzenia lekcji. Żeby poprawić jej humor, zaproponowałem jej wzięcie udziału w zabawie związanej z nauczanym przeze mnie tematem, ale, rzecz jasna, nie chciała. Trudno się temu dziwić. Muszę przyznać, że P. po kilku minutach wróciła i położyła sobie dziewczynkę na kolanach. Jednak nie wierzę w to, żeby ją to w jakimkolwiek stopniu uspokoiło. W moim doświadczeniu, P. jest pozbawiona jakiegokolwiek ciepła do dzieci.

Opisałem tu kilka sytuacji, które zwróciły moją szczególną uwagę. Jednak fundamentalnym problemem nie jest żadna konkretna sytuacja, tylko to, że P. pokazuje za każdym razem, gdy jestem w przedszkolu, że nie powinna pracować z dziećmi. Jej stosunek do dzieci jest oparty na gniewie, wściekłości, które są niszczące dla dziecięcej psychiki.

Tak jak wspomniałem, praktycznie wszystkie wychowawczynie, razem z dyrektorką, również mają na sumieniu nieodpowiednie zachowania względem dzieci. Jednak zachowania P. to zupełnie inny poziom. Niemal zawsze gdy ją widzę jest wściekła – jest wściekła na dzieci. I okazuje im tą wściekłość.

Im dłużej pracuję w tym przedszkolu, tym większe mam wyrzuty sumienia. Wyrzuty sumienia związane z tym, że nie jestem w stanie ochronić tych dzieci. Moja umowa będzie ważna do końca lipca i nie zamierzam dłużej w tym przedszkolu pracować. Ale ostatnio uświadomiłem sobie, że samo zaprzestanie pracy nie wystarczy. Muszę coś zrobić.

Zrobiłem wcześniej zdjęcie wiszącej w sali kartki z numerami telefonów do rodziców części dzieci. Wydaje mi się, że przyzwoitą rzeczą, jaką mógłbym zrobić, byłoby zadzwonienie do rodziców wszystkich dzieci w grupie P. i wyjaśnienie im, jak wygląda sytuacja. Nie mam jeszcze numerów do rodziców wszystkich dzieci z grupy, ale myślę, że kartka z pozostałymi numerami też jest w przedszkolu i mógłbym ją uzyskać. Pewnie zostałbym po obdzwonieniu rodziców zwolniony, ale mniejsza o to. Zastanawiam się tylko, czy byłbym po czymś takim w stanie znaleźć pracę w innym przedszkolu…? Jakie byłyby konsekwencje zrobienia czegoś takiego?

Zastanawiam się też nad rozmową z panią dyrektor całej sieci przedszkoli (nie dyrektorką tej konkretnej placówki, o której wspomniałem wcześniej). Okazjonalnie pojawia się ona w placówce. Jednak ostatecznie nie mam żadnego powodu, żeby sądzić, że zależy jej na dobru dzieci. Ewidentnie zatrudnia ona ludzi, którzy z dziećmi pracować nie powinni.

Jednak jeśli chodzi o rozmowę, moim problemem jest to, że mam bardzo niewiele konkretów. Jedyne moje konkrety to te sytuacje, której wyżej opisałem. Oprócz tego jest jedynie świadomość tego, że za każdym razem, kiedy wchodzę do sali, w której wychowawczynią jest P., klimat jest naprawdę… ciężki. Nie chciałbym być na miejscu tych dzieci...

Jednak może jest coś innego, co mógłbym zrobić. Nie wiem tylko, co. Może macie jakieś pomysły?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60bcddd7f770ef000bed5255
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: LeVentLeCri
Wesprzyj projekt
  • 37
@AnonimoweMirkoWyznania: Jeśli widzisz wyraźnie że dochodzi do nadużyć w placówce to są odpowiednie instytucje żeby to zgłosić. Jedank z tego co przytoczyłeś to ciężko stwierdzić czy coś z tym zrobią bo nie widze tam jakiejś ekstremalnej patologii. Siedzenie zdala od grupy to dosyć adekwatny środek zapobiegawczy gdy dziecko na przykład bije rówieśników.
Mirku mam nadzieje ze nie dopadnie Cię nigdy taka znieczulica jak tych koleżanek po fachu, ale czytając co piszesz widzę ze nie ma się co bać bo naprawdę dbasz o dzieciaki. Co do postu, na pewno przydałoby się nagłośnić sprawę, być może rodzice maja jakaś nieformalna grupę na FB? moze jesteś w stanie namierzyć kontakt do rodzica akurat tych dzieci nad których znęcania sie byles swiadkiem? Chodzi o to ze może jakiś
@AnonimoweMirkoWyznania
To co opisujesz jest bardzo nieostre. Powiedziałbym, że wygląda to bardziej na różnice w podejściu do wychowania, które wywołują Twój dysonans. Z tym, że tak funkcjonuje zapewne 90% placówek edukacyjnych w tym kraju z a już na pewno te szkolne.
Dodatkowo sam w tych sytuacjach zaznaczasz, że nie wiesz co się dokładnie wydarzyło i nie znasz kontekstu.
Pewnie jak znam życie liczba opiekunek to coś w stylu 1/15 dzieci albo i
via Wykop Mobilny (Android)
  • 25
@AnonimoweMirkoWyznania: u nas w przedszkolu córki było podobnie. Rodzice zareagowali bo było widać zmiany w zachowaniu dzieci. Stawały jak wryte gdy widziały jedną specyficzną panią. Do każdej innej szły z zadowoleniem ale jak rano w przedszkolu była akurat ta zła to płacz niechęć pójścia itp.

Z dnia na dzień pani wyleciała. Od paru tygodni jest spokój wśród dzieci. Dało się zauważyć że jak ta pani siedziała z dziećmi to w przedszkolu