Wpis z mikrobloga

Jeden z lepszych postow z bankiera, mozliwe ze poczatek mial miejsce na innym forum ale to juz nie jest wazne. Pokaz euforii i strachu
Dla tych nie zwiazanych z gielda to "papier" jest akcja spółki

"Prolog.
Poniższa historia nigdy się nie wydarzyła, ale sądzę, że bardzo dobrze odzwierciedla czym dzisiaj są giełdy, forexy, kontrakty, itd. Materiał, choć w pigułce, to OBOWIĄZKOWY dla każdego początkującego.

Wstęp.
W pewnym pubie jest specjalny pokój dla graczy pokerowych. Zwykle zbierają się tam wieczorami by pograć w pokera między sobą. Stawki są wysokie, a gra się zarówno dla zabawy jak i na poważnie. Pewnego wieczoru, specjalnie zaproszeni goście zebrali się w pokoju. Otrzymali swoje drinki, usiedli, zaczęli rozmawiać - taka zwykła, wesoła pogadanka znajomych przed grą. Były śmiechy i ogólne zadowolenie, bo liczyli na to, że zaraz przy tym stole, jak zwykle, rozegrają przyjemną partyjke pokera.

Rozmowy i sielanka przed grą trwała, gdy nagle wszedł gospodarz i oświadczył, że krupiera nie będzie, a on nie ma kart ani żetonów i ich zwyczajowa gra się dzisiaj nie odbędzie. Towarzystwo się trochę obruszyło, no bo jak to! grali tu co tydzień a dzisiaj ma nie być gry? Gospodarz się trochę wystraszył, że może stracić stałych klientów, więc oświadczył, że ma dla nich coś lepszego i że za chwilę przyjdzie.

Emisja. Zarybienie stawu leszczami.
Lekko zdenerwowany gospodarz wszedł do sali i oświadczył graczom, że ma lepszą grę. Przyniósł ze sobą 10 kartek i pieczątke, którą w ich obecności specjalnie ponacinał. Zrobił to celowo, chodziło o to by pieczątka była unikalna tego wieczoru. Nastąpnie podstemplował wszystkie kartki, a pieczątkę wrzucił do kominka. W ten sposób chciał zagwarantować, że wszystkie 10 kartek są jedyne w swoim rodzaju, niepodrabialne, i nie da się ich więcej wyprodukować. Następnie ogłosił graczom, że rozda te kartki po dolarze za sztuke. Gracze wybuchli gromkim śmiechem.

Ale gospodarz nie dawał za wygraną. Powiedział, że co jakiś czas będzie przynosił drinki, a jeśli przyniesie to zawsze tyle ile jest wydrukowanego papieru - 10. I rozda je tylko tym co mają papier w ręce - 1 papier = 1 drink. Nie powiedział dokładnie jak często je będzie przynosił, ani jakie one będą, tzn. czy to będzie tylko wódka z tonikiem czy wyborne whisky.

Gracze byli rozbawieni propozycją, ale dolar za papier, za który gospodarz obiecał co najmniej jednego drinka, to w sumie nie taki zły biznes. Mimo, że wszyscy gracze brali to z przymrużeniem oka, to jednak gospodarzowi udało się "sprzedać" 10 kartek. Ci co nie kupili śmiali się z pozostałych, że wydali pieniądze na nic nie warte papierki.

Gospodarz wychodząc oświadczył gościom, że gra będzie trwać do godziny 3:00, czyli dokładnie 6 godzin od teraz.

Iskra. Pierwsze karmienie leszczy.
Gracze jeszcze się nie przestali śmiać z tego co zaszło przed chwilą, gdy gospodarz wrócił do nich i pzyniósł 10 drinków gin z tonikiem dla każdego z graczy który aktualnie ma papier w ręku. Jeden taki drink jest warty 5 dolarów. Tym, którzy mieli po kilka papierów dał po kilka drinków. Gracze byli trochę zdumieni. Patrzyli na siebie z niedowierzaniem, później ze śmiechem, ale tak naprawde każdy z nich zrozumiał, że zasady, które przedstawił gospodarz są całkiem solidne.

Zaczęli o tym rozmawiać. Ci bez papieru chcieli go mieć i podpytywali się tych z papierem, czy by nie chcieli odsprzedać. Te rozmowy trwały kilka minut, po czym stwierdzili, że skoro wszyscy siedzą przy jednym stole to należy zainspirować rynek kupna-sprzedaży. Tak też zrobili. Jak ktoś chciał sprzedać papier to podnosił lewą ręke i mówił po ile chce sprzedać. A jak ktoś chciał kupić to podnosił prawą i mówił po ile chce kupić. Można było też zawrzeć transakcje bez podnoszenia ręki, w tym celu należało się zwrócić bezpośrednio do osoby co podnosi rękę, jako ta druga strona transakcji i zgodzić się na jej warunki.

Zabawa się rozpoczęła. Początkowo transakcji było niewiele, ale co zaskakujące cena papieru na "wolnym rynku" szybko podskoczyła do 4 dolarów, no po przecież chwilę temu można było dostać drinka od gospodarza gdy miało się w ręku papier w odpowiedniej chwili, czyli wtedy gdy gospodarz przychodził do nich z poczęstunkiem. Może gospodarz jeszcze coś przyniesie...

Pierwsza godzina gry upłynęła w atmosferze zabawy i śmiechu. Ale z czasem do gry włączyli się nawet ci gracze, którzy początkowo byli najbardziej sceptyczni.

Budowanie oczekiwań. Hodowla leszczy.
Dokładnie po jednej godzinie gry wszedł gospodarz i rozdał 10 drinków - martini, każdy wart 10 dolarów. Gracze popatrzyli na siebie trochę zdumieni. Ci co mieli papier odebrali drinki i zaczęli popijać z niedowierzaniem. Inni patrzyli podejrzliwie, jakby ktoś ich właśnie trochę oszukał. Te drinki mogły być ich, a nie dostali nic bo właśnie w tej chwili nie mieli papieru. Zabawa jakby stawała się trochę poważniejsza, bo gracze zrozumieli, że tu nie chodzi o dolara czy 5, ale o całkiem wartościowe drinki, które regularnie przynosi im gospodarz.

Gracze, choć na pozór byli dalej rozluźnieni i żartowali sobie podczas gry, to jednak atmosfera zaczęła gęstnieć. Każdy z graczy wykonał pewną analizę, niestety życzeniową, ale oni nie zdawali sobie z tego sprawy. Otóż, skoro przy rozpoczęciu gry gospodarz dał im po drinku za 5 dolarów, a po godzinie drinki po 10, to co się wydarzy gdy wybije druga godzina gry? Choć nikt nie przyznał się do tego to wszyscy spodziewali się drinków wartych 15 dolarów (droższych o 5 dolarów od poprzednich) lub wartych 20 dolarów (czyli warte dwa razy więcej niż te poprzednie). Ale która "strategia" jest właściwa?

Handel był coraz bardziej żywiołowy. Cena szybko osiągnęła 18 dolarów i na chwilę się zatrzymała. Gracze spoglądali na siebie z pokerową miną. Nagle jeden z nich kupił dwa papier po 20 i jeden po 30!. Wywołało to niemałe zdziwienie. Przecież gospodarz "ma im przynieść" drinki za 15 lub 20 dolarów. W najlepszym razie cena maksymalna to 20 dolarów, więcej nie warto przecież ryzykować. Ale jeden z graczy skupował już nawet po 30. Pozostali gracze powoli zaczynali rozumieć, że ten gość kupił, nie tylko dlatego, że spodziewa się, że za chwile dostanie drinka po 20, ale dlatego, że spodziewa się kolejnych drinków w następnych godzinach gry, na pewno coraz droższych od tych poprzednich.

Machina spekulacyjna miała zaraz ruszyć...

Weryfikacja strategii. Leszcze łapią przynęte.
W drugiej godzinie gry wszedł gospodarz, tak jak się tego wszyscy spodziewali. I przyniósł drinki - burbon, każdy wart 20 dolarów, a więc stawało się jasne, że to "strategia podwajania" wartości drinków co godzine jest słuszna. Wszystkich graczy zrozumieli jakie są "prawdziwe zasady" gry, choć nikt do niczego się nie przyznawał. Każdemu z nich zdawało się, że tylko on to zauważył i że jest cwańszy od pozostałych. Do końca zabawy zostało jeszcze sporo czasu i... sporo drinków, które najpewniej przyniesie graczom gospodarz.

Wszyscy spodziewali się drinków za 40 dolarów w następnej godzinie i po 80 w jeszcze następnej, a i być może po 160 za trzy godziny, więc cena papieru bardzo szybko podskoczyła. Ale nie zatrzymała się na 40 dolarach tylko natychmiast osiągnęła poziom 80 dolarów. Zawarto kilka transakcji po niższej cenie 70 dolarów, ale zaraz później cena osiągnęła 130, a później 180 dolarów. "Stolikowy" rynek wyprzedził dalsze wydarzenia, które według graczy były oczywistością. Gracze "kupili plotki".

Insiderzy się wycofują. Łowienie leszczy.
Gdy o trzeciej godzinie gry wszedł gospodarz i przyniósł spodziewane drinki - whisky po 40 dolary każdy... prawie nikt nie zwracał na niego uwagi. Wizyta gospodarza już nie robiła na graczy żadnego wrażenia. Wszyscy przyjęli to za coś spodziewanego i oczywistego.

Gospodarz, wychodząc zapytał graczy czy nie chcieliby od niego kupić papier. Popatrzyli na niego zdziwieni, i zapytali "Ale obiecałeś nam że tego papieru jest tylko 10 sztuk". Gospodarz ich uspokoił, że tak jest, ale powiedział, że jeśli są chętni to on może zrobić dodatkową emisję 10 sztuk, tak samo jak wcześniej, na tych samych zasadach. I nawet na wstępie (tak jak wcześniej) dorzuci drinka gratis, po szklance whisky wartego 40 dolarów sztuka. Ta wiadomość ucieszyła graczy, którzy w tym "rozdaniu" nie dostali drinka. Zapytał się po ile aktualnie jest wyceniany papier i zrobił ofertę na 10 dodatkowych sztuk po 180 dolarów każdy. Chętni znaleźli się natychmiast, bo nie dosyć, że papier po cenie rynkowej i to dodatkowo drink. Gospodarz wszystko sprzedał.

Skutkiem jego działań było to, że przez jakiś czas nikt z graczy nie chciał kupować papieru wyżej niż 140 dolarów. No bo przecież ostatnia cena jaka była to 180 minus drink warty 40, który posiadacz papieru właśnie skonsumował, a więc realna cena to 180-40=140. Ale to nie trwało długo....

Wartość vs wzrost. Leszcze walczą o pozycje.
W czasie krótkiej przerwy na wypicie drinka jeden z graczy tak sobie rozmyślał:
"W ciągu kilkunastu minut kurs wzrósł z 30 na 180 dolarów. Można było zarobić 150 dolarów na samym wzroście ceny. Po co zatem kupować, trzymać i czekać kolejną godzine lub dwie na spodziewane drinki. Lepiej jest kupić jak przez chwilę trochę potanieją, a jak cena znowu wyskoczy do góry to sprzedać. Może uda się tak zrobić kilka razy. Zarobie wiele więcej i to w krótszym czasie. Sam sobie za to kupie drinki w barze. I to te najdroższe, bo zarobie przecież dużo."

Sęk w tym, że... w ten sam sposób myśleli też pozostali gracze.

Gdy gracze wrócili do gry stała się rzecz przedziwna. Otóż, wcześniej po wydaniu drinków cena sukcesywnie wzrastała, ale tym razem nikt nie chciał kupować. Drinki rozdawane przez gospodarza nie robiły już na nikim wrażenia. Liczyło się coś innego - szybki wzrost. Wszyscy, jakby oczekiwali na "odpowiedni moment" zakupu. Patrzyli na siebie na wzajem podejrzliwie, jakby na coś czekali. Nikt nic nie mówił. Niektórzy z graczy byli na tyle zdezorientowani, że wystawili oferty sprzedaży po niskich cenach - 130, 120, a nawet po 110. Gdy pojawiła się oferta sprzedaży po 110, jeden z graczy wyskoczył z krzesła i krzyknął "Biorę 4 sztuki po każdej cenie!". Kupił trzy wystawione oferty a czwartą po 170.

I to był ten moment, w którym to gracze zaczęli grać wyłącznie przeciwko sobie nawzajem. Rozpoczął się prawdziwy, giełdowy poker.

Bańka. Tarło.
Szybki wzrost ceny do 170 wywołał niemałe zaskoczenie. Do zakupów natychmiast rzucili się ci gracze co czekali na niższą cenę, bo chcieli taniej kupić. Teraz zdali sobie sprawę, że okazja właśnie przechodzi im koło nosa.

Cena szybko podskoczyła do 250, a później 400. W ciągu następnej godziny zawarto więcej transakcji aniżeli przez 3 poprzednie łącznie. Atmosfera była bardzo gorąca. Każdy chciał mieć papier po dobrej cenie (tanio), a sprzedać go po wyżej. Ale jaka cena jest dobra do zakupu, a jaka do sprzedaży? Nikt tego nie wiedział, ale każdy próbował to jakoś określić lub zgadnąć na swój sposób.

Gdy minęła czwarta godzina gry a gospodarz ich nie odwiedził to... nikt tego nawet nie zauważył. Dopiero po dłuższej chwili ktoś krzyknął "Hej, Gospodarz powinien był nam przynieść drinki 15 minut temu!". Zapadła cisza. Gracze patrzyli na siebie ze zdziwieniem. Jeden z nich nieśmiało zawarł transakcje sprzedaży swojego papieru po 350. Cisza i zdziwienie nadal trwało, gdy nagle jeden z graczy odpowiedział "Gospodarz pewnie jest zajęty i przyjdzie później... Kupie 3 sztuki po każdej cenie!". Gracze powrócili do żywiołowego handlu.

Cena szybko osiągnęła 850 dolarów za sztukę. Minęła 5 godzina gry. Gospodarz się nie pojawił, ale gracze to zignorowali. Byli zajęci handlem. Zignorowali również fakt, że nawet gdyby gospodarz się pojawił i wręczył im "zaległe" drinki warte 80, 160 i 320 w szóstej godzinie gry, to wartość drinków nie pokryje aktualnej ceny papieru. Cena stała się absurdalna, zakładając nawet, że oczekiwania graczy co do drinków są słuszne.

Raz, dwa, trzy, "Głupi Jaś" to Ty. Staw leszczy wymiera.
Ostatnią transakcje jaką zawarto tego wieczoru była po cenie 950 dolarów. Aktualni posiadacze papieru z uśmiechem spoglądali na tych co aktualnie go nie mieli, bo przecież mieli w ręku coś bardzo wartościowego, a przynajmniej tak sądzili. Dumnie wystawili swoje papiery na sprzedaż po... jednakowej cenie 1000 dolarów. Tak się złożyło, że każdy z nich cenę 1000 dolarów uznał za dobrą cenę kończącą gre. Trudno powiedzieć skąd to się wzięło, może dlatego że to była ładna okrągła liczba. Tak czy siak, każdy z posiadaczy był pewien, że papier osiągnie taką cenę, no bo przecież cena tak szybko rosła, że niemożliwe jest by teraz się nagle zatrzymała, a tym bardziej spadła.

Ale handel zamarł. Nie było żadnych ofert sprzedaży poniżej 1000, a z drugiej strony nikt nie chciał kupować po umownej "cenie docelowej" 1000 dolarów, bo przecież nie wiadomo co będzie później. Dalsze wzrosty, powyżej 1000 dolarów, stanowiły przecież pewną niewiadomą.

Gracze robili się coraz bardziej poważni i podejrzliwi. Zaczęli się denerwować tym, że nikt nie chce handlować, a tym bardziej odkupić od nich papierów po 1000. W pewnym momencie jeden z nich zmienił swoją ofertę sprzedaży. Postanowił wystawić dwa papiery na sprzedaż po 850 dolarów.

Inny gracz co miał cztery papiery powiedział do niego:
- Co ty robisz!? Przecież my wszyscy tutaj czekamy aż cena osiągnie 1000 dolarów...
- No właśnie, a co takiego się stanie gdy cena osiągnie te wymarzone 1000?

Wszyscy popatrzyli na siebie ze zdumieniem. Jakby próbowali zobaczyć przyszłość. Co by musiało się stać by cena osiągnęła ten poziom? Kto niby miałby to kupić gdy dalsze wzrosty stoją pod znakiem zapytania? Potencjalni kupcy się wycofali, bo uznali, że 1000 to niebezpieczna cena, być może jest już za drogo. I co miałoby się stać później? 1500? 3000? ...10000!? "No chyba jest gdzieś jakaś granica?" - zadawali sobie w myślach pytania - "...bo inaczej ta gra jest bez sensu... co jeśli właśnie te granice osiągnęliśmy?". Okrągła cena do której zbliżał się "stolikowy rynek" skłoniła graczy do refleksji. Zaczynali stawać sobię sprawę z tego, że przecież te papierki są cokolwiek warte tylko dzisiaj i tylko przy tym stole. Taksówki do domu za to nie zapłacą. Chleba jutro nie kupią.

Gdyby cena zdecydowanie przebiła ten poziom i wskoczyła w szybkim tempie na np 1200 to by oznaczało, że zabawa trwa nadal i łatwiej byłoby podjąć decyzje o dalszych zakupach. Gracze nie uruchomiliby własnego myślenia tak wcześnie. Ale stało się inaczej.

Dłuższa chwila milczenia została nagle przerwana, przez gracza który posiadał papier: "Sprzedam po 600!". Lawina ruszyła. "Ja po 500!", "300!", "Oddam w promocji po 100!"... Tak szybki spadek cen ofertowych całkowicie zdezorientował potencjalnych kupców, którzy postanowili nic nie kupować.

Godzina zero. Suma zero.
Wybiła szósta godzina gry. Ostatnia oferta sprzedaży jaka została złożona była po ...1 dolar. Nikt nie kupił. Gracze jeszcze przez jakiś czas siedzieli przy stole w milczeniu. Próbowali zrozumieć co się wydarzyło, szczególnie ci którzy stracili pieniądze. Zastanawiali się gdzie popełnili błąd i czy można było to lepiej rozegrać.

Dopiero teraz dotarły do nich fakty, które były znane od dawna, a które ignorowali. Gospodarz nie obiecywał im, że co godzine będzie przynosił dwa razy droższego drinka od poprzedniego, oni sami to sobie wymyślili. Po trzeciej godzinie gospodarz przestał do nich przychodzić. Zignorowali ten sygnał. Gospodarz zrobił dodatkową emisję po bardzo wysokiej cenie - również to zignorowali. W pewnym momencie cena stała się absurdalna, bo nawet gdyby gospodarz przynosił im drinki to ich wartość była by niższa aniżeli cena papieru. Ten fakt również został przez graczy pominięty. Kupowali tylko dlatego, bo mieli nadzieje, że znajdzie się naiwniak, który odkupi od nich papier po wyższej cenie. Każdy z graczy tak myślał. Każdy z nich w pewnym momencie gry zdał sobie sprawę, że sam papier jest bez wartości, no ale póki są szanse, że da się go odsprzedać po wyższej cenie to warto zaryzykować. I to działało do pewnego momentu. W tym przypadku tą chwilą była cena 1000 dolarów, która okazała się nie do przebicia.



Prawdziwy zwycięzca.
Bilans gospodarza:
+10 pierwsza emisja po 1
-50 10 drinków po 5
-100 10 drinków po 10
-200 10 drinków po 20
-800 20 drinków po 40
+1800 druga emisja po 180
Suma: +660

Gospodarz wrócił do domu. W drzwiach powitała go żona. Spytała jak było w pracy, a on odpowiedział:

"Krupier nie przyszedł do pracy. Nie miałem kart ani żetonów do gry w pokera. Ale na poczekaniu wymyśliłem tym głupkom taką grę ...w rozdawanie drinków. Oni się teraz świetnie sami bawią wyłącznie w swoim towarzystwie i pewnie do rana, a ja wróciłem wcześniej do domu i do tego sporo zarobiłem".

The End.
"
#gielda #inwestowanie troche #heheszki
  • 17