Wpis z mikrobloga

Ostatnio mi źle psychicznie, ostatnio oznacza tydzień.

Od dwóch miesięcy pracuję w korpo i mam wrażenie, że załamało mnie psychicznie.

Wcześniej pracowałam w małej firmie, zatrudniającej 40 osób, która tworzyła małą rodzinę. Ja czułam, że dużo wiem i pomimo niskiego stażu pracy byłam dużym oparciem wiedzy dla innych osób (tak wiem, że dziwne) . Czułam się potrzebna, bardzo lubiana i było super. Jak odchodziłam z pracy to się rozpłakałam wraz z kilkoma osobami z pracy. Dostałam przepiękny bukiet kwiatów i bon pieniężny. Poznałam tam wiele niesamowitych osób, z niektórymi mam plan utrzymywać dalszy kontakt.
Odeszlam, bo nie miałam tam perspektywy dalszego rozwoju i znalazłam super ofertę w super korpo, którego teraz zaczynam nienawidzić.

Zacznę od tego, że pracuję jako analityk biznesowy (robię głównie ze względu na niedługie wdrożenie projektu testy masowe i programuję).
Było spoko, wszyscy mówili jaką mam zajebistą pracę, bo przychodzę i wychodzę kiedy chcę, nie muszę codziennie pracować. Ekstra benefity jak to w korpo. Pomimo ciśnienia w pracy, bo deadline, ja robiłam swoją robotę i miałam spokój. Jedyne co dla mnie jest niezrozumiałe to ludzie. Mam zespół kilkuosobowy. Każdy z nich pracuje tam ponad rok. Jedna typiarka odchodziła z pracy to najserdeczniej pożegnałam ją chyba ja, a znałam ją może z dwa tygodnie i zamieniłyśmy z dziesięć zdań. Nikt się nie odzywa do siebie na tematy niezwiązane z pracą, a i na te mam wrażenie, że niechętnie ze sobą rozmawiają. Uaktywnił mi się syndrom korpo i tego, że zorientują się, że moja praca nic nie znaczy i płacą mi za nic.

I tak mijał piątek za piątkiem aż do zeszłego poniedziałku.
Pomijając fakt, że nie interesuje mnie temat mojego działu, to narzucili na mnie projekt, który uważam, że zdecydowanie mnie przerasta, a ja jestem w tak ogromnym stresie, że pracuję po godzinach nocą i nie czynię postępów, bo brakuje mi fachowej wiedzy, której nie znajdę w internecie czy książkach przedmiotowych. Jakby mnie wywali to bym im podziękowała.

Nie wspomnę o niesatysfakcjonujących studiach magisterskich i tym, że od tego semestru przeniosłam się ze studiow dziennych na zaoczne, i że nikogo nie znam, i strach zapytać kogoś o wysłanie nielegalnego nagrania z zajęć.

Mam ochotę wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady. Jedyne co mi się w życiu udało to chłopak, który zapewnia mi tyle wsparcia i miłości, co ludzie nie mają łącznie od wszystkich ze swojej rodziny i znajomych.

Jutro zaczynam rozsyłać cv, ale boję się, że wszystkie duże firmy mnie i mój społeczny charakter zabiją, a do małej mnie jeszcze nie zatrudniają, bo za mało wiem.

#kropo #praca #feels #logikarozowychpaskow i trochę #depresja #anonimowemirkowyznania
  • 7
Uaktywnił mi się syndrom korpo i tego, że zorientują się, że moja praca nic nie znaczy i płacą mi za nic.


@poisonandwine: No to jest częste, widzę po znajomych. Najgorsze jest to, że jak ktoś jest przekonanym o swojej wspaniałości imbecylem to jego to nigdy nie dopadnie, bo nawet jak odwali totalną manianę to i tak będzie dumny xD A ludzie ambitni i inteligentni w tym czasie rwą sobie włosy z
@poisonandwine trzymaj się, miałem podobnie i zagryzłem zęby. Czułem, że nie jestem właściwie zagospodarowany. Wstrzymałem i karma wróciła.

Niemniej pewna niezbadana i niepotwierdzona teoria jest, że po zmianie pracy w której się długo było, idzie się do następnej, szybko ja zmienia na kolejną i tam się siedzi znów długo. Może to Twoja droga?
@Helle: Nie, absolutnie, bardziej chodziło mi o to, że ludzie bardziej inteligentni mocniej analizują to czy ich praca ma znaczenie i jeśli dochodzą do wniosku, że nie to może to negatywnie na nich wpływać. Jeśli ktoś jest mniej ambitny to mu to będzie prawdopodbnie mniej przeszkadzać. Wiadomo, nie u każdego tak jest, to tylko bardziej moje obserwacje
Można też być bardzo inteligentnym/ambitnym i zaakceptować to, że praca nie ma większego znaczenia,