Wpis z mikrobloga

Dzień 25: wielkie kroki

Wczorajszy dzień był bardzo ciężki zarówno fizycznie jak i psychicznie. Fizycznie z tego powodu, że... WCZORAJ WYSZŁAM NA SPACER! I to nie byle jaki! Bo faktycznie z grupą, ale wyszliśmy mocno poza teren ośrodka. Widziałam trawę, niebo, drzewa, staw i nawet kilka żab ʕʔ Zmęczył mnie on niesamowicie, bo zrobiłam na nim 3000 kroków za jednym razem. Dziennie robię około 9000, ale na raty, więc wysiłek na miarę maratończyka :D

Później to już wiecie - zadzwoniłam do rodziców. Prowadziłam z nimi 30 minutowy monolog i w sumie nie dostałam w zamian żadnej reakcji poza płaczem mamy przy pożegnaniu. Powiedziałam im, co się ze mną dzieje, od jak dawna. Że od 11 lat non stop walczę i że nie mają się czym chwalić przed znajomymi, bo więcej popełniłam błędów niż zaliczyłam sukcesów. Przyznałam się im, że w wieku 16 lat pierwszy raz odwiedziłam psychiatrę i chowałam antydepresanty przed nimi. Że w wieku 16 lat chodziłam po kryjomu do psychologa. Że jestem najsilniejszym człowiekiem na świecie. Że bardzo cierpię. Że chciałabym, żeby mnie rozumieli. Ten monolog bardzo mnie oczyścił. Jak prysznic po całym Woodstoku bez mycia się. Jak deszcz pada na dotknięte suszą grządki z warzywami. Podczas, gdy siedziałam na korytarzu i rozmawiałam z nimi i płakałam dosiedli się do mnie koleżanka i kolega i cały czas mnie przytulali i głaskali, co okazało się być większym wsparciem niż by się wydawało. Po rozłączeniu się położyliśmy się na podłodze i śpiewaliśmy Hera Koka Hasz LSD, bo czułam się jakbym była na mocnym haju. Czułam ekstazę. Niestety nie na długo, bo pod wieczór dopadł mnie jakiś lekki dołek, albo i nie dołek, bo potrzebowałam po prostu poleżeć sama i przemyśleć to wszystko.

W nocy spałam tak se - ani źle, ani dobrze. Wstawało mi się bardzo ciężko i nie udało mi się dzisiaj zaliczyć gimnastyki.
Na obchodzie powiedziałam wszystko lekarce i była bardzo dumna. Jest też perspektywa wyjścia tuż po Świętach. Mam mieć dzisiaj chwilę z psychologiem tutejszym, a jutro godzinkę z moją psycholog przez Skype.

Mam wrażenie, że pokonałam największą przeszkodę w moim procesie terapeutycznym. Że od teraz ten proces będzie trwał co prawda jeszcze bardzo długo, ale jestem w końcu na dobrej drodze. Jestem wolna.

Z fartem, trzymajcie się! Jutro piąteczek.

#psychonudles #psychiatria #psychiatryk #depresja
  • 11
Podczas, gdy siedziałam na korytarzu i rozmawiałam z nimi i płakałam dosiedli się do mnie koleżanka i kolega i cały czas mnie przytulali i głaskali, co okazało się być większym wsparciem niż by się wydawało. Po rozłączeniu się położyliśmy się na podłodze i śpiewaliśmy Hera Koka Hasz LSD, bo czułam się jakbym była na mocnym haju. Czułam ekstazę. Niestety nie na długo, bo pod wieczór dopadł mnie jakiś lekki dołek, albo i
@send_nudles: To super, że Ty uzyskałaś pomoc :) Głównym problemem wydawało mi się współżycie z różnymi przypadkami, takimi jak opisywałaś w poprzednich postach. Osoby po próbach samobójczych, schizofrenicy, sporo było tam osób, które wyglądały na nieobecne, albo nafaszerowane prochami, gadające od rzeczy, po prostu poza rzeczywistością, czasami trafiali się bardzo agresywni, potem zapięci w pasy. No chyba, że człowiek potrafi się skupić na sobie i nie wczuwać się w sprawy innych,
@BulgarskiTaboret: po pewnym czasie po prostu przesiąkasz tym wszystkim. tacy ostrzy pacjenci są zazwyczaj w izolatkach albo pokojach i śpią nafaszerowani czymś. ja mam czasem takie dni, jak dziś np. że nie wychodzę w pokoju i jestem odcięta od życia oddziałowego bo po prostu #!$%@? mam go dosyć. ludzie dookoła chyba są najbardziej męczący w tym wszystkim. musisz umieć stawiać granice i być asertywny, bo jeśli nie to ktoś Ci wejdzie