Wpis z mikrobloga

Znałem w młodości mojej górnej, chmurnej i durnej małego typa, imieniem Leszek (lub Lech, od kiedy dowiedziałem się, że Magda i Magdalena to dwa zupełnie autonomiczne imiona, nie jestem już niczego pewien w życiu a już najmniej tego, czy Leszek czy Lech nazywał się drugoplanowy bohater mojej licealnej młodości). No więc Leszek (lub Lech), mając mniej więcej 15 lat, poznając smak pierwszego jointa i zapach pierwszego pijackiego rzyga, zakochał się w Basi, prześlicznej rówieśniczce, dziewczynie urody anioła, z którą chodziłem do klasy, a która była o rok starsza od Leszka (lub Lecha). Jak się łatwo domyślić, ta przepaść wiekowa była nie do pokonania dla 15-latka, któremu wydawało się, że jest już dorosły i 16-latce piszącej białe wiersze i smutne opowiadania o muzyce rockowej i samobójstwach na skalnych klifach.
Leszek (lub lech) zrobił więc to, co każdy zdrowy dorastający samiec zrobiłby na jego miejscu, mając 15 lat i dojrzewając w mieście tak smutnym i c------m jak Olsztyn. Zbliżył się do Basi jako przyjaciel, maskotka, pocieszyciel i ruchomy, samobieżny pamiętniczek, do którego ucha i serca mogła przelewać wszystkie swoje nastoletnie rozterki. I byłoby dobrze, bo Leszek (lub Lech) łudził się, że wystarczą mu takie właśnie stosunki z jego ukochaną, dopóki ona nie przekona się, że naprawdę go kocha.

Niestety dobrze nie było, bo Basia zamiast zakochać się w Leszku (lub Lechu) zakochała się w Piotrku o pseudonimie Zawór, chłopaku z 4b, który nie tylko był najprzystojniejszym chłopakiem z czwartych klas, ale i szkolnym prześladowcą Leszka (lub Lecha). A pisząc o szkolnym prześladowcy mam na myśli prawdziwe, zakrojone na wielką skalę prześladowania, porównywalne tylko do tego, jak naziści prześladowali Żydów w latach 30stych i jak Hunu prześladował Tutsi przed ludobójstwem z 1995 roku. Piotrek, zwany także Zaworem, z jakiegoś powodu nienawidził Leszka (lub Lecha) i jego życiowym celem było uprzykrzenie życia temu biednemu, małemu, nieszczęśliwie zakochanemu wypierdkowi, który na wuefie nie radził sobie nawet z dwutaktem. Wyzwiska, szykany, spłuczki, dowcipy, podśmiechujki - pełnoprawny, licealny Holocaust, który mógł się zakończyć tylko wydaleniem Piotra (a.k.a. Zawór) lub samobójstwem Leszka (lub Lecha). A ta głupia, mała, niewdzięczna pinda, jak na złość zakochała się w tym złośliwym, pięknym potomku SS-mana i tureckiej prostytutki (naprawdę, Piotrek, inaczej Zawór, chwalił się swym pochodzeniem na imprezach integracyjnych).

Pech chciał, że Leszek (lub Lech) pożyczył jej w tym czasie swoją ukochaną, czarną jak śmierć bluzę kangurkę, ozdobioną wielkim, pięknym, uśmiechającym się krzywo logiem Nirvany - przedmiot zazdrości całej szkoły, jedyną cenną rzecz, jaką Leszek (lub Lech) kiedykolwiek posiadał, może poza GameBoyem, którego mu zawsze k---a zazdrościłem. Bluza była przepiękna i legendarna, ale Leszek (lub Lech) był na tyle mały, że idealnie pasowała także na Basię. Gdy ta więc, poprosiła kiedyś o jej pożyczenie, chłopakowi wydawało się, że oto spełniają się jego największe marzenia, nadeszła jego szansa, świat się do niego uśmiecha, a on w końcu zarucha miłość swojego życia. Lub przynajmniej będzie mógł wąchać bluzę, którą kiedyś włożyła. Pewien, że oto nastąpił przełom w jego życiu zebrał się na odwagę i w dwa dni po bluzy wypożyczeniu wybrał się do Barbary, by ją odebrać.

Niestety bogowie Chaosu są okrutniejsi, niż potrafimy sobie wyobrazić, nie ma więc co się dziwić, że Basia ten właśnie dzień wybrała by oddać swe dziewictwo znienawidzonemu Piotrkowi, alias Zaworowi. I głupia ta, piękna nieutalentowana gąska, by przypodobać się swemu wybrankowi ubrała ukochaną bluzę Leszka (lub Lecha), która następnie - miętolona i zrolowana - posłużyła jako podkładka pod "d--a wyżej", zapewniająca wygodniejszą penetrację i bardziej komfortowe cnoty stracenie. Niestety, w wyniku niespodziewanego napadu młodzieńczej namiętności, bluzę splamiła krew dziewicza tego dnia przelana. Tymczasem, nieświadomy niczego, chudy, mały Leszek (lub Lech) z sercem pełnym pięknych uczuć, motylków i piosenek Starego Dobrego Małżeństwa, stanął u drzwi Basi i zapukał - w zdenerwowaniu zbyt mocno. Rozłożona pod Piotrkiem (także: Zaworem) Basia spanikowała, myśląc, że to jej rodzice, pochwyciła bluzę, nałożyła się szybko i taka właśnie potargana, uniesiona jeszcze, otworzyła Leszkowi (lub Lechowi) drzwi. Jak łatwo się domyślić, chłopak oglądał w życiu już niejedno p---o, widzą więc potarganą dziewczynę, wyglądającego zza niej półnagiego Piotra (którego zwali Zawór) i wielką plamę krwi na wytarmoszonej bluzie, dodał dwa do dwóch i wyszedł mu złamany c--j.

Co zabawne najmocniej nie zabolała go wcale przeleciana dziewczyna, ani nawet fakt, że to jego prześladowca zaliczył miłość jego życia. Najbardziej w tym wszystkim zabolała go ta cholerna czarna kangurka z logiem Nirvana, o której od razu wiedział, że już nigdy, nigdy nie będzie mógł jej nałożyć, bo zamiast świetną bluzą, nagle stała się pomnikiem jego życiowej klęski, ostatecznym dowodem na to, jak c-----ą istotą ludzką jest, przypomnieniem, że nic nie osiągną i przepowiednią mówiącą, że nic już w życiu nie osiągnie (z resztą sprawdzoną, z tego co wiem Leszek [lub Lech] jest dzisiaj bileterem w jakimś zapyziałym wiejskim teatrze, zatrudnionym na umowie o dzieło i mobbingowanym przez panią dyrektor tego teatru, grubą starą lochę, która najprawdopodobniej molestuje go seksualnie0. Stał więc smutny, śmieszny, mały Leszek (lub Lech) w drzwiach mieszkania swojej ukochanej i patrzył się na tę cholerną bluzę, poplamioną to cholerną dziewiczą krwią, przelaną przez tego cholernego sadystę i było mu naprawdę, k---a smutno.

#feels #przegryw #gownowpis #klasyk #byloaledobre
#pasta
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach