Wpis z mikrobloga

#kilofyirewolwery #kir3lowcywprdlu

- A co sądzisz o bobrach? - wypytywanie Dorothy trwało w najlepsze. Grupa nie była do końca przekonana, czy może jej zaufać. W zasadzie to jej historia wyglądała na całkiem spójną. Informacje jakie od niej otrzymali były naprawdę cenne. Przeszkadzał tylko fakt, że jest… niewielkiego wzrostu.
- Śmierdzą, każdy kto na nie poluje też śmierdzi i w ogóle co to za pytanie, chcecie mi pomóc dorwać tych gnojów czy nie?
- Spokojnie koleżanko, nie zapominaj kto ci uratował życie.
- Bardzo dziękuję za uratowanie życia, a teraz z łaski swojej pozwólcie mi przemeblować mordy Dodge’a, Szerszenia, Kaktusa i reszty.
Największy przeciwnik wysokich inaczej, Albedo, milczał. Nikt nie wiedział w jaki sposób Dorothy w pojedynkę chciała sprostać całej bandzie Henrego, ale jej zapał i wola walki była niesamowita. Wręcz brawurowa.
Grupa postanowiła więc udać się za radą Burtonowej na zachód (tak jak zresztą mieli wcześniej w planach), ale na przodzie wypuścili Albedo, Dorothy oraz niedźwiedzia. Zwiad miał sprawdzać czy teren jest bezpieczny i przy tym nie dopuścić, aby cała grupa wpadła w zasadzkę. Jak jak się to przytrafiło Dorothy.

Przed wyruszeniem w drogę, drużyna zebrała się. Dorothy zerknęła na nadgarstek Toma Eveningera, na którym był przewieszony niewielki totem.
- Skąd to masz? - zapytała.
- Nie twoja sprawa. - odparł Tom, wciąż nieufny wobec nowej towarzyszki.
- Wiesz co to jest? To totem Ostrego Kaktusa. Nie chce mi się wierzyć, że oddał ci go dobrowolnie…
Tom nic nie odpowiedział.
- Wygląda na to, że mam jedną głowę mniej do odstrzelenia…

Podróżując na zachód w ustalonym wcześniej szyku drużyna przemierzała morze trawy. Preria w tym miejscu nie przypominała pustkowia, które znajdowało się na wschodzie. Co rusz w oddali widać było stado bizonów lub mustangów, które pasły się na zielonych łąkach. Idąc dalej zbliżali się do Gór Skalistych. Teren robił się coraz bardziej pagórkowaty, a w oddali na północy widać było stare osiedle białych ludzi.
- W czasach Louis Colony osadnicy zakładali tam farmy. Te ziemie są niezwykle żyzne i przynosiły dobre plony, jednak sielanka nie trwała długo. To właśnie na jednej z tamtych farm indianie uderzyli po raz pierwszy porywając tego… ugh… jak on miał. Kurde jakiegoś Niemca. I zatruwając silos ze zbożem...
- Bardzo dziękuję za tę garść bezcennych info… - zaczął mówić Albedo, ale urwał w pół zdania. - czekaj, słyszysz to?
W tak zwanym międzyczasie znaleźli się na skraju lasu, wzdłuż którego mieli następnie udać się na południe. Jednak Albedo coś usłyszał. Jakby miauknięcie. Dorothy skupiła się i także to usłyszała.
- To pumy. Weszliśmy na ich terytorium - orzekł Albedo. - Wojtek! Przygotuj się!
- A ja? - powiedziała Dorothy - Daj mi chociaż nóż!

- Gnoju jak mam się bronić! Dawaj kosę!
Albedo nie miał już czasu zastanawiać się, czy może zaufać Dorothy i rzucił jej swój nóż myśliwski. Najbardziej obawiał się, że na pumach mogą znajdować się karli jeźdźcy, choć było to nieprawdopodobne, to sam na własne oczy widział takich dziwacznych kawalerzystów, gdy pustoszyli jego wioskę.

Cztery pumy wyszły z gęstwiny lasu, na szczęście bez jeźdźców. Albedo miał jeszcze kilka sekund aby strzelić zanim się na nich rzucą i… chybił. Zaalarmowani wystrzałem kamraci pospieszyli im na pomoc, jednak dystans jaki ich dzielił był zbyt duży. Pierwsza z pum rzuciła się na Dorothy, ale ta zwinnym ruchem wbiła jej nóż w podbrzusze i uczepiła się jej. Jednak druga puma zacisnęła swoje szczęki na jej ręce i karlica musiała puścić nóż. Niedźwiedź trzasnął kolejną pumę, a te widząc w nim największe zagrożenie we trzy rzuciły się na niego. Niedźwiedź walczył dzielnie, ale był raz za razem szarpany i kąsany. Albedo jak tylko mógł strzelał w ta kotłowaninę, starając się nie ranić swojego futrzastego kompana. Tymczasem Dorothy resztką sił dobiła ranną pumę, z którą tarzała się po ziemi, po czym straciła przytomność. Albedo zastrzelił jeszcze jedną pumę, niedźwiedź przegryzł szyję drugiej. Ostatnia ranna leżała nie mogąc uciec. Albedo dobił ją ze swojej strzelby.
Gdy reszta drużyny dotarła do nich, niedźwiedź leżał i ciężko dyszał. Dorothy odzyskiwała przytomność, ale drobna rana bardzo ją osłabiła, ponieważ wciąż nie doszła ona do siebie po byciu zakopaną żywcem.
Emily natychmiast zajęła się rannym niedźwiedziem. Dorothy splunęła tylko.
- Sama se poradzę. - I zabandażowała rękę, po czym znowu straciła przytomność.
Gdy grupa zastanawiała się co począć dalej, niedźwiedź poderwał się i ryknął w stronę lasu, ale od razu padł zmęczony. Nikt inny nie zauważył żadnego zwierzęcia, więc nie wiadomo czy futrzasty kompan faktycznie coś wyczuł, czy miał właśnie flashbacki po dzisiejszej bójce.

- I co dalej robimy?
- Zanim nas zaatakowali, powiedziała, że teraz wzdłuż lasu.
- A ranni? Niedźwiedź na razie nie może chodzić, ona chyba też nie.
- Jak do jutra odpoczniemy, to wystarczy, a potem wystarczy aby się oszczędzali. Mówię ci jej rana się już chyba zaczęła goić jeszcze w trakcie tej szarpaniny z pumą…
- Mówisz o Dorothy czy Lisie?
- Stary, chyba obojga ich to dotyczy.

***

@Kolorowy_Jelonek
@Wolffe
@KrzemowyDuch
@Jadugar
@Gregua wyleczony
@Wysu
@TynkarzCzwartejSciany
@Zeroskilla
Niedźwiedź -14 siły ciężko ranny
Dorothy -5 siły ciężko ranna

Otwieram dyskusję nt. dalszego postępowania drużyny. Każdy może zdecydować co robi poprzez napisanie deklaracji na dedykowanym kanale na discordzie lub dodanie reakcji pod deklaracją kogoś innego. Format:
“Brak wypoczynku / Wypoczynek (w przypadku wypoczynku zaznaczyć, czy wykonujesz pomniejszą akcję: Zwiad/Warty/Ognisko/Pożywienie się/Trening)
Akcja: ” (przypominam, że można deklarować i wypoczynek i akcję, jednak wtedy ich rezultaty mogą być osłabione)
Jeżeli chcecie się przemieścić do innego sektora, musicie to zrobić całą grupą. Najlepiej jak ktoś napisze deklarację: “Deklaracja ruchu do sektora X” a reszta (lub większość) zaplusuje.
Czas na podjęcie decyzji: podam wkrótce
Akumulat - #kilofyirewolwery #kir3lowcywprdlu

- A co sądzisz o bobrach? - wypytywa...

źródło: comment_1609413365nLXWPYmYWGZCKUuhRDVfP0.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz
Albedo Black - myśliwy

Albedo padł na kolana przy ciele Wojtka i zaczął wyć i płakać przytulając się do włochatego niedźwiedzia, którego traktował niemal jak własnego rodzonego syna.
- Wooojteeek nie umieraj proszę cię! Wojtek zarycz coś!
Myśliwy zaszlochał jeszcze trochę i gdy wydawało się że już mu przeszło to zaniósł się płaczem z nową siłą. W końcu gdy zobaczył kątem oka ranną karlicę zamarł na chwilę i otworzył szeroko usta jakby
  • Odpowiedz