Wpis z mikrobloga

La Rive Blue Line to wielokrotnie forsowane przeze mnie na tagu perfumy i w tym wpisie opowiem dlaczego. A najpierw historyjka, bo wszystkie poważne recenzje zaczynają się od poprawnego wprowadzenia w świat opisywanego produktu.

Jest rok 2016. Po raz kolejny się przeprowadziłem i nie miałem niczego do golenia, więc pojechałem do Teska. Wychowany w krwiożerczym kapitalistycznym świecie agresywnego zachodniego marketingu doskonale wiedziałem, że niebieskie znaczy łagodne. Taką też butlę chwyciłem. Udałem się do domu, otworzyłem i oczom mym ukazał się on - atomizer. “Kurła miało być po goleniu” - pomyślałem, ale w myśl zasady “chcącemu nie dzieje się krzywda”, psiknąłem na rękę i się po prostu zachwyciłem. Od tamtego momentu niebieska linia jest ze mną z przerwami i mimo posiadania pokaźnej (jak na moje standardy, oczywiście) kolekcji perfum i odlewek, kupiłem po raz kolejny. I to dwie butle. Tak mi się to cholerstwo podoba i ratunku dla mnie nie ma. A sama marka La Rive to polska rodzima firma, znana głównie z mocarza polskiej sceny perfumiarskiej - Brutala.

Zacznę od tego najważniejszą zaletą Blue Line jest jego cena, ponieważ można go śmiało kupować w ciemno i niewiele ryzykujemy - jak nie podejdzie, można go śmiało użyć w samochodzie, w łazience po sraniu, albo w najgorszym razie zwyczajnie wyrzucić. Dużo nie stracimy. Dodatkową zaletą jest fakt, że na pewno nie ulegnie reformulacji, bo nie ma czego rozcieńczać.

Otwarcie jest mocno alkoholowe, ale to bardzo. Prawdopodobnie za sprawą brzozy, która tworzy z tym alkoholem efekt wody brzozowej. W tym otwarciu jest jeszcze sporo bergamotki i ociupinka skórki mandarynki i w sumie tyle. Nie ma się tu czego doszukiwać i nawet w sumie się nie da przez tę wódę.

Jak alkohol odparuje, perfumy stają się coraz bardziej drzewne, bo cały czas jest z nami brzoza, ale dochodzi drzewo sandałowe i cedr i delikatne muśnięcie pieprzu, dosłownie jeden obrót młynka. Powiedziałbym, że gdzieś tam jest rzeczywiście jakaś żywica, bo są delikatnie słodko-lepkie, ale jest to całkowicie drugoplanowe. Drugoplanowe są też jakieś kwiaty, według Nowego Boga Parfumo konkretnie fiołki, ale dla mnie pachną z goła niczym, trochę chemią. To jest chyba najsłabsze ogniwo tej kompozycji, ale według mnie jej nie przekreśla.

Na sam koniec, przy skórze zostaje dziwny efekt świeżości, bliżej niezidentyfikowany. Może to dalej ta brzoza, może to drzewo sandałowe, może to coś innego, ale jest tutaj lekki drzewny aromat, może trochę żywiczny. Zupełnie z czapy nagle pojawia się wyczuwalna na skórze wanilia i tylko na skórze.

Zapach jest typowo letni, może nawet wiosenny z uwagi na lekkość. Według mnie jest to crowd pleaser i nie ma w nim praktycznie nic kontrowersyjnego. Rzeczywiście jest trochę syntetyczny z braku lepszego określenia, ale nie czuję żeby był bardziej niż AdG albo Cool Water. Warto też wspomnieć, że to jedyne perfumy w moim życiu, które uzyskały komplementy od płci pięknej niespowinowaconej ze mną w żaden sposób i to w liczbie mnogiej, bo aż dwa.
Projekcja dość dobra w pierwszej godzinie, taka sobie w drugiej, nieistniejąca w trzeciej. Jak zresztą całość zapachu. Po trzech godzinach jest bliskoskórny, po czterech nieistniający. W nim się trzeba tarzać co kilka godzin, żeby się utrzymywał. Na ubraniach trzyma się trochę lepiej i potrafi zostać nawet następnego dnia, ale tylko szeroko pojęty aromat świeżości z bazy. Można się psikać 10 razy i nic się nie stanie, co najwyżej się trochę upijemy oddychając.

Suma sumarum, sama kompozycja zapachowa mi się bardzo podoba, jest świeża, w pewnym sensie klasyczna, za sprawą tej wody brzozowej, ale jednocześnie wcale nie jest dziadowa. Projekcja ok, ale krótka za sprawą arcybeznadziejnej trwałości. Można też pić. Według mnie brać, kupować, a sam La Rive Blue Line pachnie jak pieniądz. Co prawda 10zł, ale pieniądz.

#perfumy
#perfumychacharskie
ChacharZWarszawy - La Rive Blue Line to wielokrotnie forsowane przeze mnie na tagu pe...

źródło: comment_1604480478s8IJqYRjaxfuIW1Ej0zhLa.jpg

Pobierz
  • 16
  • Odpowiedz
@ChacharZWarszawy: jeśli to nie pasta to dorzucam swoją opinie;
Dobrze znane są już podróbki Lacoste przez markę LaRive. Damska biała wersja to najpiękniejsze perfumy dla kobiet. Pachną znacznie lepiej niż oryginał i co ciekawe sama to odkryłam a do tego słyszałam już wiele razy od innych kobiet.
  • Odpowiedz
@BBQx: to życie napisało tę pastę. To prawdziwa recenzja. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@alvaro1989: miałem kiedyś Cool Play i był podobny, ale dużo słodszy. Z perspektywy czasu w sumie też nie wiem, czy to nie była #!$%@? bazarowa, dlatego finalnie odpuściłem sobie to porównanie do oryginału. To była chyba jakaś edycja limitowana, a teraz są dostępne tylko napoczęte butle za dość srogi hajs. Zaryzykowałbym, ale ciężko
  • Odpowiedz