Wpis z mikrobloga

Wczoraj zmarł mój dziadek.

Nie, nie przez wirusa. Ale mając ponad 90 lat zmarł w jeden z najgorszych sposobów w jaki może człowiek.

Zmarł sam, z dala od rodziny, nie wiedząc co się dzieje. Nie mogąc się pożegnać z bliskimi, pod koniec swojej drogi otoczony obcymi ludźmi gdzieś w podhalańskim szpitalu.

Dlatego iż jutro pogrzeb, a ja nie mam fizycznej możliwości się na nim pojawić, chciałem napisać pare słów jak go zapamiętałem:

Zygmunt, bo takie było jego imię, od zawsze traktował mnie dobrze, mieszkał z nami razem w rodzinnym domu w Polsce. Byłem jego jedynym wnuczkiem - co bardzo często podkreślał i cieszył się z tego, sam miał tylko córki i podobnie podobnie było w kolejnym pokoleniu.

To on zachęcał mnie zawsze do czerpania garściami z życia. Lubiłem siedzieć z nim w warsztacie gdzie tłumaczył mi jak działają różne ustrojstwa i często pomagałem naprawiać czerwonego malucha którym jeździł (którego później mi podarował). Pamiętam jak kiedyś w garażu zrobił mi sanki które mogły skręcać. Jaka była moja radość i szpan przed kolegami!

W tym samym maluchu po raz pierwszy gdy miałem 9 lat pokazał mi jak jeździć, później bardzo często dawał mi parkować równolegle w garażu pod ścianą co nie było nigdy proste - raz pamiętam przywaliłem nawet w ścianę - ale zrozumiał i powiedział że nic się nie stało.
Nauczył mnie kosić i do dziś pamiętam by trawę skaszać zostawiając trochę miejsca od koła by kosiarka się nie zapchała.
To on przekonał moich rodziców by kupili mi motorynkę gdy miałem naście lat - nawet sam po nią pojechał z tatą. Uwielbiałem ją, raz nawet prawie ją zajechałem i był bardzo zły, że o nią niedbałem - krzyczał.

Bałem się jego krzyków, aczkolwiek krzyczał nie często, ale zdarzało mu się. Bywał cholerykiem i czasem robił burdy z głupich powodów typu "somsiad ma odśnieżone, a u nas nie jest KWIIII!" jak na tym śmiesznym memie z nosaczem.
Teraz rozumiem że ten krzyk to było jego frustracja z powodu słabego biodra i że już sam nie mógł tego robić.

Wielokrotnie opowiadał mi historie o wojnie, swojej służbie w wojsku czy pracy na kolei. Zawsze mówił bym uczył się tabliczki mnożenia bo bez tego nie policzę kiedy trzeba zatrzymać pociąg!

Na starość bardzo mu siadło na głowę. Zaczął wymyślać historie i intrygi. Opowiadać rzeczy które nie miały miejsca i gubić sens.
Był strasznym hipochondrykiem, męczył lekarzy i szukał sobie chorób. Jak tylko któryś jego znajomy dostał jakiejś choroby - on też ją już miał! Jeździł po lekarzach, którzy z politowaniem mówili mu, że jak na swój wiek trzyma się dobrze.
Jednak samochodem jeździł do samego końca i jeszcze we wrześniu tego roku stawiał się na porannej mszy w niedzielę.

Będąc w Polsce w zeszłym miesiącu widziałem się z nim po raz ostatni. Czułem że tak może być bo nie był już w stanie samemu chodzić zbytnio i mylił ludzi. Mnie jednak poznał i rozpłakał się gdy przyszedłem mu powiedzieć, że wszyscy bardzo go kochamy i dziękujemy mu - bo bez niego nie byłoby nas. Cieszę się że mi się udało z nim zobaczyć, bo miałem w tym roku już do Polski nie jechać i nie byłbym w stanie się z nim pożegnać co byłoby dla mnie okropne.

Nie był idealny - ale czy ktokolwiek jest? - Jednak ja wiem, biorąc pod uwagę w jakich czasach się wychowywał, jak zmagał się z głodem i biedą za młodu, a później z komunizmem przez resztę życia, wiem, że ocenianie go (i innych starszych ludzi) przez pryzmat naszego dobrobytu (który przecież stworzyło między innymi jego pokolenie) byłoby nieuczciwe.

Dlatego zachęcam i was: odwiedźcie swoją rodzinę, szukajcie dobra w ludziach, a nie patrzcie tylko na ich wady. Kochajcie ich póki możecie.

Życie jest za krótkie by nienawidzić.

#zalesie
źródło: comment_16026650550hJT6OlRSV57BHrEQGGHuy.jpg
  • 6