Wpis z mikrobloga

Dzisiejszy dzień zaczął sie dla mnie o 5:30 co jest olbrzymią zmianą, bo podczas dwumiesiecznego neetu może kilka razy wstałem przed południem. Generalnie od zawsze niecierpię wcześnie wstawać. Jestem typem lenia.
Jak już pisałem, od niedawna medytuję po 30 minut dziennie. Staram sie to robic od razu po przebudzeniu. Pozwala mi to uspokoić głowę, w której zawsze po nocy mam niekontrolowaną gonitwę myśli wobec której od dawna czułem bezradność i frustrację.
30 minut medytacji, szybki, zimny prysznic (brak ciepłej wody w mieszkaniu), spacer z psem i ok. Godziny 7 byłem już w robocie. Budowa jak budowa. 9 godzin naparzania kilofem, łopatą i dźwigania różnych rzeczy. Moje dłonie zdążyły odwyknąć od tego typu pracy, w efekcie czego na dłoniach szybko zrobiły mi się krwawe odciski (janusz oszczędza na rękawiczkach roboczych).
Po kilku godzinach pracy nie odczuwałem większego zmęczenia niż się spodziewałem - ot, robota fizyczna. Zacząłem natomiast odczuwać olbrzymi głód, który z czasem nasilał się coraz bardziej. Ostatni względnie obfity posiłek jaki pamiętam to jajecznica z 5 jajek + cztery kromki chleba, zjedzone na przedwczorajsze śniadanie. Od tamtej pory nie jadłem praktycznie nic. Wczoraj jedynym posiłkiem, zjedzonym w porze obiadowej była finezyjna sałatka którą poczęstował mnie mój tate z którym mieszkam (trochę szur i fruterianin/wegetarianin) składająca się z trzech składników: pomidora, cebuli i ogórka kiszonego.
Nie ma bata żeby takie żarcie dało energię na przetrwanie dwóch dni, w tym jednego w pracy fizycznej. Kiedy neetowałem taka "dieta" była wystarczająca bo właściwie nie zużywałem energii. Mniejsza o to.
Wracając do pracy, z czasem głód sprawił że na zmianę czułem że zemdleje i zwymiotuje. Udało mi się nie zrobić żadnej z tych rzeczy chyba tylko dzięki temu, że janusz szarpnął się i kupił każdemu po butelce wody. Starałem się zapijać nią głód i odpoczywać najwięcej ile byłem w stanje. Jak pisałem wcześniej, podczas neetu rzuciłem papierosy, a że na budowie pali się co chwilę to co chwilę mogłem na chwilę usiąść. Swoją drogą toczyłem walkę wewnętrznie żeby nie zapalić, ale wygrał rozsądek i determinacja do zerwania z tym już na dobre.
Udało mi się dotrwać do końca zmiany. Ledwo dotarłem do domu. Wygłodniały jak chyba nigdy wcześniej i #!$%@? jak po szychcie w kopalni (na robocie nie bardzo było jak się ogarnąć a praca brudna na maxa). Doczłapałem do domu, umyłem się i poszedłem do sklepu bo lodówka jak zawsze pusta. Wychodzac minąłem sąsiadkę z parteru, która akurat wchodziła do domu. Przez uchylone drzwi poczułem zapach gotującego się sosu spaghetti, przez co mój żołądek się skręcił już do konca. W drodze do sklepu raz jeszcze przeliczyłem pieniądze i upewniłem się co do listy zakupów. Całe 8 złotych w srebrze. Będzie na 4 bułki poznańskie i pasztet z kogucikiem. Reszta (nieco ponad 3 złote) została na czarną godzinę, w razie jakby Janusz nie wypłacił zaliczki za pracę (niechętnie o tym myślę bo jestem nowy, ale chyba nie mam wyjscia i będę musiał spytać, w pierwszy dzień mimo sytuacji nie mogłem o to spytać...). Wróciłem do domu i resztkami sił przepołowiłem bułki i posmarowałem pasztetem. Byłem pewien że zjem je w minutę i nawet nie poczuję tóżnicy, ale zjadłem tylko dwie i pocxułem się lepiej. Przypomniałem sobie, że czeka mnie jeszcze trening (sto pompek, przysiady i brzuch) ktory zobowiazałem się przed samym sobą robić codziennie przez cały październik. Dwie bułki z pasztetem zostawiłem zatem na posiłek potreningowy (jakkolwiek komicznie to brzmi) i muszą wystarczyć mi chociaż na część jutrzejszego dnja w pracy. Z tyłu głowy mam jeszcze ten nofap ktory tez robię w tym miesiacu (i planuję conajmniej do nowego roku) i szczerze jak o tym myślę to nawet nie mkałbym siły zmarszczyć benka.
Idę więc dokończyć dzisiejszy plan i zrobię to choćbym miał zemdleć.
Jutrzejszy dzień zaczynam o tej samej godzinie, więc dzisiejszy kończę o 21...

Rozpisałem się i pewnie mogłbym opisać to zwięźlej, ale słabo mi idzie myślenie tak generalnie, a co dopiero dzisiaj. To był ciężki dzień...
#przegryw #wychodzimyzprzegrywu #niebieskiepaski #rozowepaski ##!$%@? #depresja #pracbaza #januszex