Wpis z mikrobloga

#perfumyptasznika #perfumy 45 / 50

Lalique Lion EDP (1997)

Skoro był Koń, nie może zabraknąć i Lwa. "Seria" Pour Homme (do której zalicza się także wycofany Faune) jest absolutnym majstersztykiem i po prostu trzeba je poznać - u mnie zaczęło się dokładnie w tej kolejności - najpierw znakomity Equus, później Lion. I o ile Equusa biorę takiego, jakim jest, sam zapach uważam za doskonały, ale mierne są jego parametry, tak Lion jest jego zupełnym przeciwieństwem. Długo się do niego przekonywałem, w ogóle nie kupowałem pomysłu na ten zapach, wydawał się oldschoolowy, wtórny i nudny, nie potrafię go dobrze opisać i rozłożyć na czynniki pierwsze, a z Equusem poszło mi o wiele lepiej. Jakbym to już gdzieś wąchał. Ale nastąpiło to, co w zainteresowaniu perfumami jest zgubne, ale i przynosi zajebiście dużo frajdy: dałem mu jeszcze kilka szans i się nie zawiodłem.

Któryś z blogerów napisał recenzję Liona, w której mocno wybrzmiewa, że to lekkie rozczarowanie (przynajmniej w kontekście nazwy). No bo jeśli "Lew", no to gdzieś powinien być pazur, drapieżność, agresja, a tutaj tego nie ma. Nie, zupełnie nie, to w ogóle robienie problemu z dupy! Nie tędy droga. Lew nie kojarzy się przecież tylko z tym, że jest drapieżnikiem. Jest przecież królem zwierząt, szlachetnym, dostojnym, majestatycznym. I to jest droga, którą podążyli twórcy Lwa od Lalique, bo Pour Homme właśnie taki jest.

To klimat luksusowego barbershopu z lat 80. Mamy tutaj re-we-la-cyj-ną lawendę, męch dębowy oraz cedr. Niby klasyka, coś jak mężczyzna pachnący 30 lat temu, lecz to tylko tyle i aż tyle - mieszanka jest tak dobrze zblendowana, że nawet mech dębowy, którego nienawidzę i uważam za najgorszą perfumową nutę, rewelacyjnie tutaj gra. Najlepsze jest jednak to, co dzieje się dalej, bo w otwarciu dostajesz po mordzie krzakiem lawendy, klastrem mchu dębowego i chlustem cedrowego olejku, ale potem pojawia się... irys. Ten pudrowy kwiat to musi być ten element uszlachetniający, wyróżniający Liona i prawdopodobnie to on sprawił, że perfumy te tak mocno zyskały w moich oczach. Problem w tym, że to tyle, co mogę powiedzieć o samym odbiorze zapachu - tak, jak wspomniałem, opisywanie go i pisanie akurat tej recenzji sprawiło mi ogromną trudność.

Wiem jednak na pewno, że (uwaga, banał), Lalique Pour Homme nie podejdzie każdemu. Trzeba lubić i lawendę, i nieco bardziej oldschoolowe klimaty - bo bez tego raczej nie ma szans na udany związek. Tak już po prostu jest - jeden lubi kawior, drugi szampana. Nawet dziś, kiedy stykam się z Lwem, to ten zapach mocno mnie intryguje i jest w nim jakiś zgubny pierwiastek, coś, co przypomina mi i mówi ("ok, teraz już rozumiem, czemu wcześniej go nie lubiłem"), ale nadal nie ulega wątpliwości, że to cholernie dobre pachnidło na bardzo wysokim poziomie, a przy tym na bardzo, bardzo niskiej półce cenowej. 75 ml tester Liona to koszt 50 złotych w Elnino lub Eglamour (dziś widziałem za 43!!!). Jeśli zaczynasz przygodę z perfumami i szukasz czegoś do testów, kup. Nie gwarantuję, że się spodobają, ale choćby dla samych testów i poznania jakości perfum tej francuskiej marki możesz dać im szansę. Bo ta jakość po raz kolejny jest niezaprzeczalna, a dzięki tym cenom- cóż, powiedzmy to - wychodzi na to, że Lalique jest najuczciwszą perfumową marką na świecie.

Ocena zapachu: 9,5 / 10
Trwałość: 7,5 / 10
Projekcja: 7 / 10

Cena: 45-50 zł za 75 ml / 100 zł za 125 ml
Fragrantica
Parfumo
ptasznik1000 - #perfumyptasznika #perfumy 45 / 50

Lalique Lion EDP (1997)

Skoro...

źródło: comment_1599307001lmCWMHacKmMF1y7kGIYff7.jpg

Pobierz
  • 14