Wpis z mikrobloga

Rok temu wrzuciłem ten wpis, w którym opisywałem moje wrażenia z lektury „12 Rules for life” Jordana Petersona i deklarowałem chęć rozwoju dzięki niej. Miałem dać znać, co się od tego czasu zmieniło, więc daję. A zatem... co się zmieniło?

Tl;dr
Dużo dobrego. Zacząłem dbać o moje ciało, psychikę i ludzi wokół mnie. Odpaliło m.in. z siłownią i różowymi, ale programistą 15k nadal nie jestem. Z perspektywy czasu uważam tę książkę za niebywale pomocną, polecam każdemu, choć najlepiej służy osobom zagubionym, w marazmie, stagnacji, bez pomysłu na życie at all.

Dużo. Bardzo dużo. Już w trakcie lektury zacząłem biegać i schudłem z 84kg do 68kg przy wzroście 182cm (a zaznaczmy – do tamtej pory NIENAWIDZIŁEM biegania, m.in. przez problemy z sercem; umiałem na początku przebiec może 600m i zadyszka, a teraz śmigam 12km w godzinę na raz). Od czerwca zacząłem robić ćwiczenia kalisteniczne, a w październiku poszedłem pierwszy raz na siłkę. Zrobiłem najlepszą sylwetkę, jaką kiedykolwiek miałem (ba! obiektywnie ładną), pierwszy raz w życiu zacząłem dostawać komplementy dotyczące mojego ciała, zwłaszcza że przestałem być abnegatem i odkrywam powoli coś takiego jak ładne ubrania. xD Przebiłem granicę 300kg w trójboju i mega zajarałem się siłownią, chcę poprawiać wyniki i wycisnąć stówkę na klatę. Zacząłem naprawdę dbać o dietę, dzięki czemu O WIELE LEPIEJ się czuję, mam znacznie więcej sił i chęci do wszystkiego. Często myślę o zasadzie numer 4, przez co staram się być lepszy od wczorajszego siebie i nie myśleć za dużo o tym, że inni to są już teraz lepsi i nigdy ich nie dogonię (kiedyś mnie to kompletnie paraliżowało). Ta zasada pomogła mi też w kilku trudniejszych momentach, jakie miałem przez ostatni rok – myśl o tym, że inni ludzie mają inne historie, inne warunki startowe i w ogóle warunki życia pozwalała mi poradzić sobie z tym, że coś mi nie idzie i rozwijać się w swoim tempie.

Stand up straight with your shoulders back – przestałem przepraszać za to, że żyję. Uwierzcie mi, to jest ogromna różnica, przeogromna. Wcześniej byłem tym kolesiem od żartów o samobójstwie i wstydzenia się tygodniami, jak palnąłem głupotę, a teraz nic z tych rzeczy. Cenię swoje życie, jestem pewny swoich ideałów. Mam wartości, które są dobrze przemyślane, nie boję się ich bronić. Wiem, że są momenty trudne i zawsze będą, ale nie uciekam tchórzliwie w low expectations attitude – próbuję je przebrnąć, bo chcę być silny i dla siebie, i dla bliskich. Zdecydowanie łatwiej odnajduję się w nowych towarzystwach (a w myśl zasady nr 3 przestałem zabiegać o uwagę ludzi, którzy mają mnie w dupie), nie boję się odezwać, a do tego – co łączę z wątkiem towarzyskości – praktycznie nie zdarza mi się przesadzać z alkoholem.

Staram się więcej słuchać i mówić prawdę. Miałem w zwyczaju stosować takie małe kłamstewka, które stawiały mnie w lepszym świetle i w miarę się ich wyzbyłem – o człowieku, co za ulga. Nie dość, że jest mi z tym łatwiej, bo nie muszę pamiętać, co komu mówiłem, to jeszcze przez tę szczerość w trakcie ostatniego roku odbyłem więcej szczerych, intymnych, poważnych rozmów z różnymi ludźmi niż przez całe życie, co bardzo rozwinęło moje z nimi relacje. Osoby, które znam lepiej lub gorzej, czują, że mogą mi się wyżalić, że ich posłucham, że dam im wsparcie i jestem teraz powiernikiem naprawdę wielu skrytych myśli tych ludzi, z czego jestem niebywale dumny, a i nierzadko mnie za to chwalą, co jest bardzo budujące. Uważam to obecnie za jeden z moich większych atutów.

Nauczyłem się grać na gitarze!!!!!!111 Wiadomo, że na razie koncertów nie daję, ale przy ognisku już będzie ze mnie pożytek i nawet raz to przetestowałem w górach – kozackie uczucie. Włoskiego też się uczę i choć tu idzie wolniej, to idzie.

Prawdopodobnie dzięki powyższym upgrade'om wyszedłem z przegrywu w aspekcie relacji romantycznych. Zacząłem się spotykać z dziewczynami, nabrałem sporo śmiałości we flircie, łapałem i odwzajemniałem spojrzenia młodych, ładnych kasjerek, co wcześniej się nie zdarzało. No a teraz od niedawna mam dziewczynę. Oficjalnie. Czaicie? Jak ja przez 20 lat nawet za rękę nie chodził, a tu dziewczynę. MĄDRĄ I Z CYCKAMI. Unbelievable, isn't it? Oczywiście to się może rozpaść, mogę ją głupio zdradzić, bo „się nie wyszalałem” albo ona może się mną znudzić – to wszystko jest możliwe, ale raz, że doszedłem do sytuacji, gdy w ogóle mogłem podjąć ryzyko, a dwa że podjąłem ryzyko i wszedłem w związek, bo nie można całe życie uciekać przed groźbą bycia skrzywdzonym. Btw wyrobiłem sobie to, czego mi zawsze brakowało, czyli zdolność do poświęceń, dzięki czemu jestem w stanie robić znacznie więcej rzeczy, bo rozumiem, że wszystko kosztuje, nie przejdę przez życie flawless i przez to na więcej propozycji odpowiadam „jasne, zróbmy to”, a nie „naaah, mam ważne nic do zrobienia w domu”. Brzmi jak z Grzesiaka? Wyrąbane, działa.

Okej, ale czy wszystko jest super? No nie do końca. Podjąłem nowe studia, z których jestem całkiem zadowolony, ale nie przykładam się do nich tak, jak powinienem. Z pracą – byłem na jednych pseudo praktykach i na jednym quasistażu, gdzie nauczyłem się raczej nie za dużo, ale przynajmniej podjąłem próbę. Zawodowo nadal mały postęp. Nadal trochę za dużo czasu tracę przy kompie. Chyba najważniejsza zasada – podążaj za tym, co ma znaczenie, a nie za tym, co łatwe – idzie mi połowicznie, bo mógłbym robić więcej, aby uczynić me życie meaningful, lecz jestem dla siebie wyrozumiały i nie karcę się za to. Wiem, w jak fatalnym miejscu byłem jeszcze rok temu i daję sobie czas na rozwój, w moich oczach i tak dużo zrobiłem (i nie tylko w moich, moi bliscy też to zauważają).


To nie tak, że idolizuję Petersona, bo zdarza mi się z nim nie zgadzać i w ogóle, natomiast stał się dla mnie takim odnośnikiem w sytuacjach trudnego wyboru. Wiem już, że przedstawiona przez niego aksjologia działa w moim wypadku bardzo dobrze, dlatego pytam się czasem „A co JP by doradził w tym momencie...” i to pomaga mi podejmować (w zasadzie obiektywnie) lepsze decyzje. Zacząłem się dzięki tej książce traktować jak traktuję przyjaciół i uważam to za wielką zmianę na lepsze. Czy odnajdziecie w niej sens życia? Pewnie nie, nikomu tego nie zagwarantuję, to byłoby naiwne. Jeżeli jednak jesteście w trudnej sytuacji (jak ja byłem) i chcecie ją naprawić (jak ja chciałem) oraz wiecie, że ani okres „transformacji”, ani okres życia po niej nie będzie łatwy (jak ja wiedziałem), to możecie wynieść z tej lektury całkiem sporo (jak ja wyniosłem) i choć o troszeczkę poprawić swoje życie, swój świat, ergo – świat w ogóle. Podsumowując: chciałem się pochwalić progresem, książkę polecam, dziękuję za uwagę.

#jordanpeterson #wyznanie #ksiazki #rozwojosobisty #truestory #motywacja #przegryw #depresja
Kordianziom - Rok temu wrzuciłem ten wpis, w którym opisywałem moje wrażenia z lektur...

źródło: comment_1590926929jN92GGtmsputzpcsVsVmyQ.jpg

Pobierz
  • 37
@Nemeczekes: wiem że są ludzie którzy potrzebują takich słów ale tu kolejna kwestia. Od przeczytania do wdrożenia w życie długa droga. Pomiędzy tymi elementami mamy jeszcze takie składnie jak zmiana sposobu myślenia, poszerzenie świadomości i zakodowanie wiadomości w swoim zakutym łbie.
Zawsze dziwiło mnie to jak jednostka pod wpływem danej lektury była w stanie zmotywować się do działania. Zazwyczaj motywuje wizja, ale i ona przepadnie po jakimś czasie, więc najlepszą drogą
@Kordian_ziom: Myślę że masz 18-22 lat (sadzac po tym co piszesz o pracy, studiach). Ciekawie będzie jak będziesz mieć 25-27 i skonfrontujesz nabyte doświadczenie z tym wpisem. Sam lubię wracać do rzeczy które pisałem prywatnie jak miałem 17, 19, 21 i wyciągać wnioski - przypomina mi się co się wtedy działo w moim życiu, co robiłem i myślałem i mogę to skonfrontować z obecnym sobą. Do tej pory sporo przydatnych, ale