Wpis z mikrobloga

CZĘŚĆ 1
CZĘŚĆ 2
CZĘŚĆ 3

Po drodze detektyw opowiedział o tym dlaczego uznał za stosowne biegać po schodach o tej porze. Jego kolega był nieco zaskoczony tą historyjką, ale skwitował ją:

- To pewnie jakiś złodziejaszek chciał nas okraść, nie ma czym się przejmować.

Rzecz jasna nie uspokoiło to Willie'go, którego co prawda wyrzuty były mniejsze, ale jeszcze nie umarły. Zeszli szybkim krokiem do recepcji i podeszli do kobiety, z którą niedawno rozmawiali.

- Witam, mamy do pani pewną sprawę... - zaczął niepewnie Caster
- Tak, słucham panów? Brakuje czegoś w pokojach? - odpowiedziała jak zawsze uprzejmie i z delikatnym uśmiechem
- Przede wszystkim brakuje tak pięknej damy jak pani... - Baxter uśmiechnął się szczerze, ale nie nachalnie - ...nie mniej, martwi nas pewna sprawa...
- Proszę powiedzieć o co chodzi panie...
- Baxter, Willie Baxter. Sprawa jest nietypowa, otóż gdy weszliśmy do pokoju, postanowiłem skorzystać z łazienki i odświeżyć się. Szukałem mydła, a co ciekawe w jednej z szafek znalazłem stanik. - Willie powiedział to tak, jakby bielizna należała do rozmówczyni, czuł się jak myśliwy, który wie, że ofiara dała się już złapać.
- To niemożliwe! Bardzo pana przepraszam, pani Susan odpowie za to niedopatrzenie...
- Proszę pani! To bzdura! Zaraz oddamy oddamy tą kość niezgody i na pewno znajdzie się właścicielka, ale wie pani co? Mamy jeszcze jedną sprawę... - Baxter i recepcjonistka byli prawie gotowi wpaść sobie w objęcia
- Oczywiście, o co chodzi?
- Skoro znalazłem w pokoju ten stanik, to znaczy, że mieszkała tam jakaś kobieta, byłaby pani tak uprzejma powiedzieć nam kto to był? Pytam tak z czystej ciekawości...
- Pana kolega pytał o tą kobietę...to była...Arabelle? Tak, Arabelle. Była z jakimś mężczyzną, mówił, że nazywa się Toby, ale ta Arabelle mówiła na niego Rio. Dziwna sprawa. W każdym razie byli tutaj na jedną noc i nad ranem się wymeldowali.
- A wie pani dokąd mieli jechać? - Caster wtrącił się jako ten najmniej zadurzony
- Arabelle ciągle mówiła o Acapulco, ale ten Toby czy tam Rio podczas rozmowy przez telefon wspominał o Buena Vista Motor. To w San Francisco.
- Jesteśmy pani ogromnie wdzięczni... - wicedyrektor był gotów zapomnieć o świecie i zabrać recepcjonistkę na górę
- Jeszcze tylko jedna rzecz, zna pani ten numer? - detektyw pokazał numer telefonu, z którego przyszły dwie, dziwne wiadomości

Kobieta przyglądała się chwilę, ale o wiele bardziej ją ciekawił Baxter.

- Tooo...to numer Arabelle... - zajrzała do księgi gości - Tak, to na pewno jej numer. Skoro panowie macie do niej numer, to czemu nie zadzwonicie?
- Długa historia. - Caster schował telefon do kieszeni
- O której pani kończy?
- Za dwie godziny, a czemu pan pyta? - poczuła jak jej dłoń jest obejmowana przez ciepłe ręce Baxtera
- Może wyszlibyśmy gdzieś razem? Jestem tu pierwszy raz i chciałem to miejsce lepiej poznać, skoro jest tutaj takie cudo jak pani...
- No w zasadzie, jest tu niedaleko pub... - recepcjonistka była mocno skołowana
- Świetnie! Za dwie godziny czekam tu na panią i pozwiedzamy ten miły zakątek! Do zobaczenia! - rozanielony Baxter odwrócił się do towarzysza
- Idziemy zjeść?
- Ta.

Dwóch Willie'ch udało się do motelowego baru, aby coś na szybko wcisnąć do żołądka, a potem zrobić szybkie wieczorne zakupy. Elegantowi było w głowie tylko spotkanie z młodą damą, dlatego kupili też ubrania, żele i perfumy. Wszystko udało się załatwić w ciągu półtorej godziny. Gdy wrócili pod motel, na przedniej szybie auta Castera była kartka z napisem "Ktoś był u was w pokoju, jutro się wyprowadźcie." Detektyw wściekł się i pobiegł do środka. Okazało się, że drzwi nie są naruszone, a ze środka nic nie zginęło, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Baxter przybył chwilę później.

- No i co?
- No nic k---a. Wszystko jest.
- To o co chodzi?
- Nie wiem cholera, dziwne to wszystko. Idziesz na to spotkanie?
- A co, mam nie iść? Umówiłem się, to idę. - był już w łazience i dokładnie przemywał twarz
- Tylko nie zgub nic.
- Pożycz mi portfel. - w całym pokoju unosił się zapach perfum o mocnej, trawiasto-tytoniowej nucie
- Po cholerę?
- Nie marudź, pieniądze ci zostawię.

Baxter wyciągnął wszystko co było w portfelu Castera i przełożył do niego swoje rzeczy.

- Po co ten cały cyrk?
- Teraz wygląda na grubszy.
- Ty i te twoje zabawy z kobietami.

Żachnął się i ruszył w kierunku wyjścia.

- I kluczy nie zapomnij! - detektyw upomniał go, ale drzwi zamknęły się z łoskotem

Wicedyrektor zabrał z hallu czekającą na niego recepcjonistkę, a Caster wziął prysznic i zaczął szukać powiązań z numerem Arabelle. Pierwsze rekordy w wyszukiwarce prowadziły go do Toma Bennetta, dopiero na trzeciej stronie trafił na jej profil na Instagramie. Można było obejrzeć zdjęcia, ale nie miał geotagowania, więc nijak nie dało się dowiedzieć gdzie ona jest. Pozostało szukać czegoś charakterystycznego. Minęły ze dwie godziny, a Willie zasnął z telefonem w ręku. W środku nocy obudziło go szuranie do drzwi i otwieranie zamka. Detektyw sięgnął po b--ń i zaczął celować w czarną otchłań. Drzwi zaczęły powoli otwierać się, a nieproszony gość wchodził do środka, starał się robić jak najmniej szumu, ale słabo to wychodziło. Palec był już na cynglu, gotowy do strzału. W końcu, z ciemności przedpokoju wyłonił się...Baxter, pijany...i pobity.

- Pięknie, k---a, pięknie. - Caster odłożył pistolet do kabury

#lisienierymowanie #opowiadanie
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach