Wpis z mikrobloga

Jak zobaczyłem informację, że KB nie żyje, to myślałem, że to jest fake.
Zwykły fake i nic więcej...

Wiem, że na tagu temat Black Mamby zawsze wzbudzał emocje.
W moim odczuciu, było zawsze więcej tych bardziej negatywnych emocji.
Raz, że to nie GOAT, że to nawet nie top5 all time, że to zwykły selfish jerk bez podania.
Ostatnio przecież przewijało się kto by wygrał 2vs2 - Shaq&KB, czy LBJ&AD.
Zawsze wzbudzał emocję.

Wielu z nas gra również czynnie w kosza i odkąd pamiętam chciałem kupić jego koszulkę z numerem 24, jednak tego nigdy nie zrobiłem.
Wiem jak to zabrzmi, ale tego nie zrobiłem, bo nie czułem się godny by ją nosić ze względu na lipne skilly - o gościu nosi koszulkę Bryanta, a na boisku do niego mu brakuję milion lat świetlnych.
Jest to tym bardziej kuriozalne, że nigdy nie oglądałem zachłannie meczów LAL, czy NBA.
Nigdy nie śledziłem z zapartym tchem ligii.
Nigdy nie miałem jego plakatu, tapety na telefonie.
Jedynie na dźwięku SMSa mam odgłos "Kobe" znany przy donate'ach ze strimów Kipiego.

Jednak mimo wszystko i nade wszystko jak myślałem o Lakersach to pierwsza myśl - Kobe.
Dla mnie Kobe to LAL.
LAL to Kobe.
Na zawszę będę pamiętał jego słowa po ostatnim meczu, że był tu przede wszystkim gdy przegrywaliśmy i wtedy, gdy zwyciężyliśmy.
Że bycie fanem Lakers to coś więcej niż moda.
Lojalność - zaprzeczenie tego co się w NBA dzieję.

Pomimo jego wad boiskowych, nie bez powodu każdy mówi, że jest to wzór do naśladowania jako inteligetny człowiek, mąż i sportowiec.

Na zawszę będzie w mej głowie - Mamba Out.
Za szybko Kobas, za szybko...

#nba
  • 8