Wpis z mikrobloga

Hej anonki, dzisiaj opowiem wam o prawdopodobnie najgorszym sposobie na podryw ever.
Cała historia zaczęła się kiedy poszedłem do licbazy. Ja, 16 lvl, typowa #!$%@? w relacjach damsko-męskich, w dodatku po trzech latach spędzonych w katolickim gimbazjum, gdzie stężenie stulejarstwa sięga zenitu, a jedyny kontakt fizyczny na jaki możesz liczyć pochodzi od proboszcza pobliskiej parafii (ale to już historia na inną okazję), bez kolegów, dziewczyny i planów na życie. Dobra, bo to nie pasta o mojej #!$%@? egzystencji... Chociaż w sumie to trochę tak.
Niemniej jestem sobie tą typową #!$%@?ą łażącą w koszulkach z lumpeksu i spędzającą piątkowe wieczory na graniu w Diablo, która łaknie choćby minimum atencji ze strony płci przeciwnej, aż tu nagle pojawia się ona. Anioł w ludzkiej skórze, #!$%@? chodzący ideał. Tak się składa, że jest w klasie równoległej, więc niezbyt mam okazję do niej zagadać.
Po jakichś dwóch tygodniach lurkowania na szkolnych korytarzach wreszcie udaje mi się ją wyhaczyć na stołówce. Siedzi sama, najwidoczniej wszystkie jej koleżanki #!$%@?ły jarać szlugi za garażami. Wewnętrzny głos podpowiada, że taka okazja może prędko się nie powtórzyć, więc po chwili zawahania udaje mi się wyhodować jaja i podbijam
-siema, mogę se tu siąść?
-no spoko, tak wogle to Karyna jestem
-miło poznać hehe, anon here
Przez pierwsze minuty rozmowy nawet udaje mi się utrzymać kontakt wzrokowy i nie wyglądać jak totalny zjeb. Zaczynam pomalutku kręcić bajerę, pytam o zainteresowania, jak jej się podoba szkoła itepe itede, aż tu nagle do stolika przysiada się jej #!$%@? jak paczka gwoździ psiapsiuła
-uuu Kara, widzę że sobie chłopa znalazłaś hehe, mam nadzieję że jest chociaż lepszy niż poprzedni
-haha graża, weź przestań
dwie psiapsiuły zaczynają gaworzyć ze sobą prawie jakby mnie tu nie było, a ja starając się ukryć jak bardzo mi ta sytuacja nie leży, czasami próbuję się włączyć do rozmowy, ale z racji że tematyka bardzo szybko schodzi na ploteczki o znajomych i gadanie o nowych tipsach żanety, to wychodzi mi raczej średnio. Po paru minutach dzwoni dzwonek kończący te niezręczne posiedzenie, a ja z całej rozmowy wyciągnąłem tylko to jak moja wybranka ma na imię i że ma hopla na punkcie koni.
Przez najbliższe tygodnie nie udawało się jej spotkać bez towarzystwa jej gówno znajomych.
W końcu zorientowałem się, że raczej nie ma opcji zagadać do niej w szkole i muszę wymyślić jakiś #!$%@? plan na zdobycie jej uwagi i przy okazji serca. Oczywiście każdy normalny Sebek podbiłby do niej na przerwie i wziął na stronę, proponując spotkanie po lekcjach, względnie uznał, że jest zbyt dużą #!$%@?ą żeby temu podołać i sobie odpuścił. Każdy, ale nie ja. Stwierdziłem, że w końcu czytanie tych wszystkich wysrywów na wszelakiej maści forach, czanach i grupach musi się do czegoś przydać, zwłaszcza że sporo past dotyczyło wychodzenia z przegrywu właśnie. Zacząłem usilnie kminić strategię wyrwania loszki, aż w końcu po paru minutach intensywnego myślenia przypomniałem sobie o pewnej jankeskiej paście, w której bohater odzyskał swoją ex #!$%@?ąc jej z domu psa. Jakimś cudem mój spaczony internetem umysł uznał wtedy, że to dobry pomysł i zadziała na Karynę.
Krok pierwszy to zwiad. Muszę ogarnąć gdzie ona mieszka i gdzie trzyma te swoje chodzące kabanosy. Parę dni zajęło mi wyśledzenie do której stadniny jeździ, parę kolejnych tygodni obserwacji i rozkminiania który z patatajów jest jej ulubionym. Serio, czułem się jak #!$%@? rosyjski szpieg, gdy weekendami wymykałem się za miasto stalkować niczego nieświadomą koniarę. Przy okazji okazało się, że faktycznie jest lekko jebnięta na punkcie tych zwierząt. Miziała je, całowała, gadała z nimi, normalnie mało brakowało a by któremuś z nich #!$%@?ła drąga XD W pewnym momencie naszła mnie rozkmina, że może po prostu lepiej byłoby kupić maskę konia i udawać parzystokopytnego, to może i mnie czekałoby to szczęście, ale stwierdziłem że ponyplay to jednak zbyt #!$%@? fetysz nawet jak na mnie. A tak przynajmniej mogłem wyśledzić Karynę, w międzyczasie podziwiając pobliskie chaty z gówna, a rodzicom mówiąc że idę pograć w piłkę z kolegami.
Oni zadowoleni, że ich pierworodny wreszcie znalazł sobie jakichś znajomych, Kara nic nie podejrzewając dalej jeździła na tych pokrakach, a ja spokojnie zdobywałem informacje na jej temat, czując się przy tym jak detektyw Rutkowski -w sumie sam profit.
Kiedy już rozkminiłem jej ulubionego kunia zacząłem się do niego wieczorami podkradać, coby go trochę oswoić. Na całe szczęście ochrona praktycznie tu nie istniała i spokojnie można się było włamać do stajni. Mimo to musiałem rozkminić drogę ucieczki i jakieś miejsce, gdzie ukryję swojego parzystokopytnego towarzysza, bo w końcu nie wezmę go do siebie do domu. W końcu nadeszła wiekopomna noc.
Poczekałem jak zwykle w krzakach, aż Karyna skończy patatajać w te i wewte (a warto wam wiedzieć, że potrafiła zostawać tam grubo po północy, aż przyjeżdżał po nią jej bogaty stary) i gdy już upewniłem się, że nie ma nikogo w pobliżu, wyszedłem po mojego zakładnika.
Podchodzę do właściwego boksu, otwieram drzwiczki i zaczynam wabić konia (tym razem bez literówki)
-kasztanku (tak, serio nazwała go w ten sposób), kasztankuuu Mówię stojąc metr od niego, ale głupia szkapa nie chce się ruszyć ani o centymetr
-kasztankuuuuu, nic
-kici kici, taś taś, cokolwiek, ciąż zero reakcji
-NO CHODŹŻE TU TY TĘPY MŁOCIE Pociągnąłem #!$%@? za grzywę, aż wreszcie skumał o co mi chodzi i poszedł za mną.
Idziemy tak razem kilkaset metrów, aż nagle skądś słyszę głos
-anon? co ty tu robisz?
Opanowuję chęć ucieczki i zaczynam się przyglądać sylwetce w krzakach. W półmroku ciężko dostrzec twarz, ale po głosie poznaję Kaśkę, jedną z psiapsiuł Karyny
-czy to jest koń Kary? mocno zakłopotany zaczynam się tłumaczyć
-słuchaj Kasiu, Karyna prosiła mnie...
-daj spokój, ja też chciałam jej zrobić pranka z #!$%@? konia. Na mojej twarzy widnieje dość spore wtf, ale pozwalam jej kontynuować
-przez te cholerne zwierzęta nie da się już z nią o niczym innym pogadać, cały czas nawija o tym swoim kasztanku czy innym misiu pysiu, pomyślałam że trzeba ją jakoś ogarnąć. Zdaję się, że moja rozmówczyni wpadła na jeszcze głupszy pomysł niż ja, ale że boję się przypału, to pozwalam jej pójść ze mną.
-dobra anon, to gdzie go ukryjemy?
-spokojnie, mam już miejsce.
Po dobrej godzinie ciągnięcia tej cholernej szkapy ze sobą wchodzimy do jakiejś opuszczonej stodoły. #!$%@?ństwo ledwo się trzyma, do tego wszędzie walają się puste butelki i ogólnie rzecz biorąc panuje tu straszny syf, ale przynajmniej nikt go tu nie będzie szukał.
-dobra to przetrzymamy go tutaj parę dni, a gdy Karyna wpadnie w panikę powiesz, że go znalazłem, k?
Gadamy jeszcze chwilę i pomimo początkowych zgrzytów, finalnie udaje mi się namówić moją rozmówczynię na ten plan. W chwili gdy już mamy się rozejść dostrzegam w oddali postać biegnącą do nas i drącą japsko na cały regulator
-WY KUURWYYYY, MOOJEGO KASZTANKA?! W głosie słychać żądze mordu, dawno nie widziałem nikogo w takim szale. Niewiele myśląc zdążyłem tylko wymienić ostatnie spojrzenie z Kasią, po czym wsiadłem na swojego rumaka i odjechałem w blasku wschodzącego słońca, wprost ku nowemu życiu. Niedługo potem rzuciłem szkołę, by zająć się muzyką i od tego czasu już nigdy nie widziałem Karyny i jej koleżanek. Mimo to nie zapomniałem o Kasi. Kaśka to była dobra dziewczyna. Z Kaśką można było konie kraść...Nazywam się Robert Gawliński, jestem założycielem i wokalistą zespołu Wilki.

#koniary #zwiazki #takbylo #coolstory #pasta #heheszki
  • 4