Wpis z mikrobloga

Cześć Miruny. #przemyslenia związane z #pracbaza oraz #januszebiznesu
W związku z tym, że posiadam własną DG, ktora jest zautomatyzowana ( nie zawsze i nie często wymaga mojej obecności) do tego działam też sezonowo, pomyślałem, że skoro mam jeszcze czas upchnąć coś nowego - zawodowego - to czemu nie. Podobno rynek pracownika...
Przez ostatnie tygodnie wysłałem kilkadziesiąt CV. Odzew prawie żaden. Rozumiem - jak ktoś szuka roboty, to nie ma własnej, aktywnej DG, do tego nie współpracuje ze znanymi sieciami handlowymi ( nie mówię tu o wykładaniu towaru - choć i do tej pracy potrzebni są ludzie i ich szanuje). Czyli najlepiej wg mojej teorii ( może mylnej) najlepszym pracownikiem jest ten, kto nie ma. Lub chce zmienić robotę - zawsze będzie pod butem u Janusza. Spoko.
Ale.....
Jak już mnie ktoś zaprosi na rozmowę i chce podjąć współpracę i mówi, że do 15-go oddzwoni i powie o wyniku rozmowy, to #!$%@? niech oddzwoni. Jeżeli nie nastąpi kontakt w umówionym terminie, to choćby skały srały nie chce z kimś takim współpracować - jeżeli słowa nie może dotrzymać i oddzwonić, to Boże co z wypłatą? Jeszcze w systemie B2B, bo żaden etat nie wchodzi w grę z mojej strony.
Więc, żeby Janusza #!$%@?, napisałem dziś maila do kobity, którą zaprosiła mnie na rozmowę, z zapytaniem - na jakiego maila lub do kogo mam dostarczyć dokumenty do spisania kontraktu/ umowy o współpracy/.
Jak baba jutro zadzwoni lub gość z którym rozmawiałem i zapyta WTF, przecież nikt się nie kontaktował z ich strony, wezmę głęboki oddech i powiem: no właśnie. Było milczenie z Państwa strony. A milczenie oznacza zgodę! Do kogo zatem te dokumenty?