Wpis z mikrobloga

znalezione na facebooku:

Wracam tramwajem nr 46 z najładniejszą dziewczyną tego roku. Pierwsze słowo, jakie przychodzi na jej widok do głowy to: „hojność”. Bo ma wszystkiego aż nadto, do przesady. Jest jak zrobiona fotoszopem – to szczyt młodości, uroda nietknięta małżeństwem ni fitnessem. Wysoka i zgrabna, hollywoodzkie zęby, naturalnie ciemna karnacja, dużo dobrego ciała, włosy tak obfite i mocne, że sprawiają wrażenie syntetycznych, cycki z kamienia, hipnotyzujące oczy. Lekki makijaż, trochę srebrnej biżuterii. No i on. Ten jej towarzysz podróży, najpewniej i chłopak. Elegancik, ciasteczko, markowe ciuchy, infant rodu wziętych stomatologów i skutecznych adwokatów. Pycha i pogarda na stałe wmontowane w twarz. Obrażony.

- Ciągle jesteś na mnie zły? – pyta ona. On odpowiada okrutnie i krótko:

- Owszem.

Ona pokłada się na nim, łasi do niego, śmieje nazbyt głośno, całuje za uchem, łapie za jego dłoń. Zachowuje się jak udomowione zwierzątko – duży, naelektryzowany kociak – które stara się przeprosić swojego właściciela i hodowcę za popełnione wykroczenie lub gafę. On jednak pozostaje niewzruszony. „Owszem”, odpowiada, odpowiada – „być może”. Każdy mężczyzna w tym wagonie nienawidzi go, pragnie jego zgonu, powolnej śmierci na mrozie, samotnej agonii w dolnych partiach dżungli. Oraz mu zazdrości.

Wysiadają. On przodem – łapy w kieszeniach, dziubek, niepocieszona i skrzywiona mina osoby nękanej zaparciami – ona z tyłu i krok w krok za nim, narzucająca się, przepraszająca. Obserwujemy ich z wagonu. Sytuację, której byliśmy świadkami, podsumowuje w końcu dwóch przedstawicieli kultury dresowej, obcisłe tiszerty, wargi odęte absmakiem i odrazą, Cioran i Nietzsche komentujący własną epokę.

Pierwszy:

- Marnotrawstwo.

Drugi:

- #!$%@?ć.
  • 15