Wpis z mikrobloga

Bardzo polecam „Better Call Saul”. Czwarty sezon skończył się kilka miesięcy temu, ale ja nadal jestem wniebowzięty.

Prequel „Breaking Bad” czwarty rok z rzędu udowadnia, że wolniej znaczy lepiej. Śmiała redukcja tempa fabularnego nie musi bynajmniej oznaczać nudy – pod warunkiem, że reżyser i zdjęciowiec wychuchają formalną stronę, a scenarzyści napną psychologiczne struny między postaciami i będą konsekwentnie wygrywać na nich tragikomiczne nuty. Ambitny, koneserski serial.

Pierwszy sezon „Better Call Saul” oglądałem bez przekonania. Wciągnął mnie dopiero drugi, entuzjazm pojawił się przy trzecim. Sezonem czwartym zaś BCB przeskoczył moim zdaniem poprzeczkę zawieszoną przez „Breaking Bad” (sic!), chociaż pamiętać musimy, że seriale, mimo pozornego podobieństwa, poruszają się w innych rejestrach.

Gdy historia Saula Goodmana dobiegnie końca, z niecierpliwością wyczekiwać będę kolejnego projektu Vince’a Gilligana.

#seriale #bettercallsaul
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach