Wpis z mikrobloga

Dorastałem w czasach, gdy co prawda nie było już problemu z kupnem dziecku zabawek czy porządnych mazaków, bo komuna się skończyła i rynek szeroko otworzył, ale większość dzieciaków, w tym ja, o tych najtrudniejszych do zdobycia wciąż mogło tylko marzyć. I nie mówię tu o Amidze 500 czy kolarzówce z tysiącem przerzutek, ale o błahostce, patrząc na sprawę z dzisiejszej perspektywy, czyli obecnej w każdym dziecięcym pokoju ulicy do jeżdżenia resorakami w formie dywanu, wykładziny czy rozkładanej maty.

W słoneczne dni, owymi samochodzikami jeździło się w i wokół piaskownicy robiąc drogi w piachu bokiem tenisówki, ewentualnie na asfalcie, rysując ulice kredą. Gdy padało, nieliczni szczęściarze mogli bawić się w domu na prawdziwej rozkładanej macie czy dywanie z ulicami i nie improwizując układaniem dróg z połamanych kredek (jak ja miałem w zwyczaju), czy nawet zapraszać do siebie kumpli, robiąc przy tym selekcję i czerpiąc profity w postaci gum do żucia czy wycinków z "gołymi" babami z niemieckiego katalogu Quelle.

Strasznie chciałem mieć taką ulicę, ale kosztowała kupę kasy a w domu zawsze były potrzebniejsze wydatki. Widząc moje cierpienia, mame oszczędziła któregoś razu ogromny karton po nowej lodówce i narysowała mi na nim najprawdziwszą mapę osiedla ze wszystkimi uliczkami, sklepami, blokami i torami kolejowymi. To było coś niesamowitego, nie pamiętam aby kiedykolwiek wcześniej czy później (no, może nie licząc wolnej chaty, którą mi często zostawiała w weekendy w czasach licbazy) sprawiła mi czymkolwiek większą frajdę. Nawet pomimo gromkiego wyśmiania przez bogatszych kolegów i tych chamskich dziecięcych tekstów, wyzywania od biedaków, gdy i ja pewnego deszczowego dnia postanowiłem zaprosić "kumpli" na swą "ulicę" z resorakami...

Mój trzyletni synek, jak każdy #gowniak w tym kraju, też ma rozwijaną, piękną matę z ulicami na pół pokoju, którą zazwyczaj lubi się bawić prawie tak samo jak drewnianą kolejką (temat na inną historię, poruszany zresztą na mirko) ale od tygodnia nie schodzi z kawałka kartonu po szafce do samodzielnego skręcenia, przerobionego przez nas wspólnie na mapę dzielnicy na której mieszkamy. Pierwszego dnia omal na niej nie zasnął, gdy po kąpieli, będąc już w piżamie, chciał się jeszcze tylko chwilę pobawić. Nawet do przedszkola chciał ją zabrać, kolegom pokazać, pobawić się razem. Pomny własnych doświadczeń podświadomie troszkę się tego obawiałem... Ale w spożywczaku spotkałem już trzeciego, znajomego z przedszkola ojca, pytającego pracowników o jakieś większe kartony :)

#feels #tatacontent #dzieci #naulicywychowany troche #90s #gimbynieznajo #gownowpis
futbolski - Dorastałem w czasach, gdy co prawda nie było już problemu z kupnem dzieck...

źródło: comment_MjU59qLczV8Ce4HIePyOA6ECP4SduI2I.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

via Wykop Mobilny (Android)
  • 4
@futbolski: Szanuję bardzo. Ja zawsze z kuzynem i bratem tworzyłem drogi z szalików, bo również nie mieliśmy takiego dywanu, ale że jako dzieciak nie wpadliśmy nigdy na to, żeby drogi na kartonie namalować... Ajajaj, swojemu dziecku właśnie tak zrobię makietę miasta, z nim ją będę tworzył to myślę, że i też większe przywiązanie będzie do tego miał.

Dzięki za inspirację Mireczku.

Nostalgłem motzno.
  • Odpowiedz