Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Tl;dr


Nie wiem czego oczekuję pisząc o tym tutaj, ale chyba chcę się po prostu wygadać. Nie mam dosłownie nikogo bliskiego, by to przerobić, a zaczyna mnie to przerastać... otóż gardzę sobą, ale jestem chyba męską wersją "łobuziara kocha najbardziej".

Nigdy nie miałem problemów z powodzeniem u kobiet. Nie wiem czemu, nie zabiegałem o to, ale po prostu zawsze jakaś inicjowała ze mną kontakty. Nie wchodziłem jednak w związki, bo małżeństwo moich rodziców było mocno toksyczne. Matka - księżniczka ze wsi, totalny brak szacunku do ojca, zawsze wszystkiego było jej mało, zero wsparcia itd. Ojciec - przystojny, wygadany, ogarnięty ale pantofel. Długo nie rozumiałem, czemu on się z nią męczy. Mógłby mieć każdą, bo nawet teraz, mając 46 lat, wciąż wygląda dobrze, zarabia lepiej niż programista15k, jest dynaminą i spokojnie mógłby rwać laski młodsze ode mnie. Myślałem, że to przeze mnie i rodzeństwo (brat bliźniak, więc grubsza wpadka). Zawsze sobie mówiłem, że ja tak nie skończę, że w wyborze partnerki będę bezwzględny. Że wybiorę sobie taką, która będzie mnie szanowała, kochała, która będzie dobra i w ogóle. W efekcie lata mijały, a ja nie czułem nic.

Potem poznałem ją. Szczerze? Nie było w niej nic nadzwyczajnego, ale coś mnie do niej przyciągało. Przyciągało na tyle, że wszedłem z nią w związek, co naprawdę z mojej strony było czymś poważnym. Może tutaj popełniłem błąd, że całe życie unikałem tego i zrobiłem z tego tak wielką sprawę. No ale miałem luźniejsze relacje z kobietami, obcowałem z nimi na co dzień, znałem je. Nie musiałem z nimi wchodzić w związki. Miałem wtedy też 23 lata (ona też), więc sądziłem, że już jestem wystarczająco stary, by dwie strony traktowały to z jakąś większą powagą, a nie jak np. w przypadku gimnazjalnego chodzenia ze sobą. Bynajmniej, nie chodziło mi o poważne deklaracje, planowanie dzieci czy coś. Po prostu uznałem, że już można świadomie kogoś wpuszczać do swojego życia. Wracając do tematu, nasz związek był bardzo burzliwy, różniliśmy się niemal we wszystkim. Zacząłem w niej dostrzegać moją własną matkę i to, czym zawsze gardziłem. Sam w sobie zacząłem widzieć ojca, bo tak samo dałem sobie wejść na głowę. Zerwałem z nią, bo widziałem, że to zmierza donikąd, w dodatku nie byłby to wykop, gdyby nie pojawił się gdzieś w tej historii #bolecnaboku. Podczas jednego z naszych kryzysów, przypałętał się kolega z pracy i już nie odpuścił. Nie wiedziałem co mam robić. Z jednej strony, nie mogłem kazać jej rzucić pracy i urwać z gościem kontakt. Z drugiej, byłem w tej kwestii zbyt pobłażliwy, bo nie zareagowałem wystarczająco ostro. Mówiłem, że mi się to nie podoba, że gość czegoś chce, ale ufałem, że skoro mówi, że jest niezainteresowana, to tak jest. Myślę, że to był błąd, bo sprawy zaszły za daleko. Nigdy za rękę jej nie złapałem (nie sprawdzałem telefonu, fb), ale krótko po naszym zerwaniu, weszła z nim w związek, więc coś było na rzeczy. Zerwałem z nią, choć prosiła bym tego nie robił. Rozstanie było bardzo burzliwe, po niecałym roku związku.

OBECNA SYTUACJA

Tydzień temu minęła 3 "rocznica" naszego rozstania. Nie mamy ze sobą kontaktu, od dnia rozstania nie wymieniliśmy już żadnej wiadomości. Żadnych życzeń, żadnych co tam, nic. Dlaczego? Myślę, że zbyt mocno się poraniliśmy i to jest główny powód. Ja byłem zabawką, a ona została porzucona. Każdej ze stron ucierpiała duma. Ze wspólnych znajomych (z którymi rzeczywiście utrzymuję kontakt) mamy tylko jednego kumpla. Nigdy nie pytałem go o to, czy ona o mnie pytała. Być może nie. Ja też zbytnio nie poruszam jej tematu (nie chcę by był po którejś ze stron), aczkolwiek wiadomo, że trafiają się strzępy informacji. To właśnie od niego się dowiedziałem, że weszła w związek z tamtym gościem i to rozjaśniło mi sytuacje, jak bardzo byłem oszukiwany. Czy z nim jest do teraz? Nie mam pojęcia. Ostatnio spotkałem się z nim i między słowami rzucił, że "ona sama nie wie czego chce", więc nie wiem, może tak, a może nie.

Do czego zmierzam. Otóż przez te 3 lata, w moim życiu zmieniło się baaaaardzo dużo. Mocno ruszyłem do przodu, mam masę zajęć, nie uciekałem od kobiet, ale też żadnej z nich nie traktowałem jak plasterka czy zabawki, by dać im jakąś nadzieję, a potem wypalić "sorry, ale nie". Od tych 3 lat, nie miałem nikogo na stałe i kompletnie nie czuję potrzeby by kogoś mieć. Problem w tym, że mam idiotyczne wrażenie, jakbym miał jedno serce i go do tej pory nie odzyskał. Tak, teraz pewnie 99,9% ludzi mnie wyśmieje i powie, że to przecież niemożliwe, że pewnie i tak się zakocham, że mam jeszcze czas. Ludzie, ja mam 27 lat, znam siebie i widzę te wszystkie kobiety. Choćby były najpiękniejsze na świecie, choćby miały niesamowite zainteresowania i pasje, dla mnie wszystkie są totalnie obojętne i to już twa 3 lata i nie mija. Po prostu mam wrażenie, że zostawiłem otwarte drzwi i mam niedokończone sprawy, bez czego nie mogę pójść do przodu. Do byłej wydaje mi się, że nic już nie czuję, ale wiem, że gdybym ją zobaczył, to nogi by się pode mną ugięły. Nie idealizuję jej, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co mi zrobiła. Nie sądzę byśmy kiedykolwiek do siebie wrócili, ale mimo wszystko, nie potrafię o niej zapomnieć. Chciałbym, naprawdę chciałbym to jakoś zakończyć, ale nie wiem co robić. Z dziewczyną nie gadałem tyle lat, nie wiem czego od niej czy nawet od samego siebie oczekuję, nie chcę nikomu w--------ć się z butami w życie, bo każdy ma prawo do odcięcia się i ona być może już ma to dawno za sobą. Z drugiej strony, tych wszystkich kobiet, to właśnie ta jedna jedyna zdołała mnie "usidlić", żadna inna nie była nawet blisko. Nie wiem, po prostu nie potrafię tego zignorować. Nie chcę też męczyć się z tym całe życie, bo jak widać, czas nie leczy ran. Staram się tym nie umartwiać, naprawdę, ale to powoli pęka. Widzę zainteresowane mną dziewczyny, widzę jak zabiegają, ale ja nic z tym nie potrafię zrobić, bo nie mam już im czego dać. To nie wygląda tak, że myślę o byłej cały czas. Poznaję jakąś dziewczynę, ta jest mną zainteresowana, ale z mojej strony nie potrafię nic do niej poczuć i szukając powodu uświadamiam sobie, że to właśnie niedokończone sprawy sprzed lat mi na to nie pozwalają.

Co istotne, ta dziewczyna nie była takim wyrachowanym potworem, jak może się wydawać. Była bardzo zakompleksiona i chyba w głębi duszy uważała, że i tak mnie przy sobie nie utrzyma, bo "mogę mieć modelki, a nie kogoś takiego jak ona". Przyjęła sobie, że pewnie i tak ją rzucę i jakby robiła wszystko w tym kierunku, świadomie lub nie... ktoś zapyta, że w czym problem, skoro laska ewidentnie miała problemy? Ok, ale nikt nie jest idealny, a z jakiegoś powodu tylko jej się udało ze mną być. Wyrzucam sobie, że może nie powinienem być wtedy tak bezwzględny, że może powinienem dać nam szansę i bardziej to wszystko ogarnąć. Logiczne wydaje się, że nie, ale zrozumiałem, że niektóre rzeczy nie są logiczne. Że rzeczywiście, "miłość jest ślepa".

Nie wiem co robić. Biję się z myślami, czy do niej nie napisać, ale po co? Miałbym tyle samo argumentów za co przeciw. Fakt jest taki, że ja mogłem być dla niej kolejnym chłopakiem w życiu, ale ona była dla mnie kimś więcej. Ona już może ma na mnie kompletnie w------e, a ja nie potrafię tego zamknąć sam. Mam również świadomość, że nie jesteśmy tymi samymi osobami co wcześniej. Naprawdę, minęły niby tylko 3 lata, ale ja sam wiem jak bardzo się zmieniłem. Ogólnie mam już tego wszystkiego dosyć, rzygam tym. Ostatnio poznałem fajną dziewczynę, bez żadnych większych problemów, dzieci, z ciekawymi zainteresowaniami, uśmiechniętą i... pomimo tego, że fizycznie bardzo mi się podobała, super się dogadywaliśmy, to wiedziałem, że nie mogę nic z tym zrobić. Musiałem jej podziękować.

Będę szczęśliwy jeśli usłyszę choć jedną radę*, bo sam już nie mam sił. Te 3 lata temu myślałem, że definitywnie urywam kontakt i nigdy się już do niej nie odezwę. Zraniła mnie, więc sytuacja była czysta. Ale z biegiem czasu, muszę się już powstrzymywać, by jednak się do niej nie odezwać...

* - niestety, ale rady w stylu "przestań o niej myśleć", "znajdź sobie zajęcie" są dla mnie tyle warte, co "idź pobiegać" lub "nie myśl o tym" dla ludzi z depresją.

#logikarozowychpaskow #zwiazki #przegryw #stulejacontent #gownowpis

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
  • 10
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@AnonimoweMirkoWyznania: Powinienes namieszac jej w glowie po raz drugi, wyruchac i zostawic. Niech jej facet, z ktorym cie zdradzila poczuje sie tak jak ty sie czules. A ja j---c pradem, nie dawaj jej nigdy drugiej szansy bo znowu cos odpoerdoli, a potem powie, ze to twoja wina, bo nie „interesowales sie nia” xD
wszystkie sa takie same, wiec nie nastawiaj sie na filmowa milosc.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: jeśli rzeczywiście nie chcesz do niej wrócić to powinieneś się z nią spotkać i pogadać. Tak na luzie, oczyszczic to co Ci zalega a to jest ten główny problem. Miałem powiedzmy podobna sytuacje i rozmowa pomogła. Po niej wreszcie mogłem isc dalej.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: pisz śmiało, nie dowiesz się jeżeli nie spróbujesz :) poza tym nie masz nic do stracenia. Może ona tez powstrzymuje się, żeby nie napisać ? Nigdy nic nie wiadomo.. Chociaż będziesz miał odpowiedź czy to definitywny koniec i będzie to dla Ciebie swojego rodzaju oczyszczenie czy może nowy początek czegoś wyjątkowego po dłuższym braku kontaktu.. Widać, że męczy Cię chyba to poczucie, że nie walczyłeś czy nie spróbowałeś napisać
  • Odpowiedz
S: Moze musisz sobie dac wiecej czasu. U mnie minelo 6 lat od zerwania z "ta jedyna". Praktycznie przez caly ten czas nie zwracalem uwagi na zadna dziewczyne, az w koncu nie dawno spotkalem taka, ze po glebszym zastanowieniu wydaje mi sie, ze cos moze z tego wyjsc. Moze jednak czas leczy rany, niektorzy po prostu potrzebuja go wiecej. Powodzenia zycze

Zaakceptował: Eugeniusz_Zua}

  • Odpowiedz
OP: @kwasnydeszcz: Nie wiem i to mnie dobija. Z jednej strony, potraktowała mnie bardzo źle i jak o tym myślę na chłodno, to absolutnie wykluczam powrót, bo wydaje mi się, że z kimś takim nie ułożę sobie życia. Z drugiej, tylko z nią czułem cokolwiek i nie mogę sobie tego wybić z głowy. Rozstanie było bardzo gwałtowne. Wyobraź sobie, że masz obok siebie kogoś kogo kochasz, która przez ostatni rok była najbliższą ci osobą (i najbliższą kiedykolwiek) a drugiego dnia nie ma dosłownie nic. Zero. Była osoba i nagle jakby wyparowała. Nigdy więcej jej już nie zobaczyłem, nie zamieniłem słowa. Nie wiem czemu, ale mój mózg nie chce o tym zapomnieć, chociaż doskonale wiem, że tutaj nie ma już szans na nic, bo 3 lata to w tym wieku przepaść, każdy z nas jest na innym etapie i za dużo rzeczy nas różniło, by cokolwiek z tego wyszło. Aż tak ani ona, ani ja się nie zmienilibyśmy. Mimo to, coś mi nie pozwala o niej zapomnieć. Nie wiem, może po prostu chcę upewnić się, czy postąpiłem słusznie i wytłumaczyć zaległe tematy. Sporo wyszło jak już się rozstaliśmy. Jeżelibym usłyszał "sorry, ale już cię nie kocham, zdradziłam cię wtedy" to odszedłbym bez żalu i na zawsze zapomniał. A tak to sam musiałem ponieść ciężar zerwania bez dowodów i to mnie niszczy. Tylko po prostu nie wiem czy chcę się pogodzić, czy wywlekać brudy i żale, które mnie męczą.

@Ithilnaur: Tak jak napisałem, nie sądzę by powrót wchodził w grę. Za bardzo nasze drogi się rozjechały i nie jesteśmy już tymi samymi osobami. Osobiście, myślę, że chciałbym z nią być, ale poznałem naprawdę wartościowe kobiety, które szanowały i kochały swoich facetów, że ona musiałaby być kompletnie inną osobą. Myślę, że po prostu chciałbym spojrzeć jej w twarz, wyjaśnić różne sprawy i pożegnać się na zawsze.

@JohnnyGaat: Myślę, że masz sporo racji. Nie miałem okazji przekonać się, czy podjąłem słuszną decyzję czy nie. Że albo mogłem walczyć, albo laska była tego niewarta. Brakuje mi dowodu, ale nie chcę się jej w--------ć w życie, bo może już sobie z tym poradziła i nie mogę o tym decydować. To ja zerwałem a nie ona. To ja dałem znak, że ją skreślam. Nie sądzę by napisała sama, nawet jeśli bardzo by chciała. Nie wiem, gdybym chociaż dostał jakiś znak przez tego wspólnego kumpla, ale nie dostałem. Jedyna szansa, że może zobaczymy się
  • Odpowiedz
@JohnnyGaat: uwielbiam te porady w stylu rob wszystko bo co ci szkodzi. Np to nu szkodsi, ze minęły 3 lata i skoro tak jest to niech idzie na terapie a nie sovie cos wymysla i zyje jakas wymyslona nadzieja
  • Odpowiedz