Wpis z mikrobloga

Właśnie zadzwoniła do mnie ciocia - cała roztrzęsiona. Opowiedziała mi o swojej matce (lvl 80+), która była w Iwoniczu w sanatorium, gdzie poszła na pokaz leków na serce, nerki, stawy i chyba ból istnienia. Leki miały kosztować 100 zł (przywiozła do domu całe 2 pudełka), ale do tych leków była dołączona umowa, oczywiście już przez babcie podpisana. Z umowy wynikało, że 100 zł to jedynie zadatek a właściwe koszty dwóch niewielkich pudełek suplementów diety to 2,5 tys. zł.

Turnus trwał kilka tygodni a jak wiadomo czas na rozwiązanie umowy bez konsekwencji to 14 dni. Jakim śmieciem trzeba być żeby żerować na starszych ludziach, dla których zdrowie jest najważniejsze? Ważniejsze pytanie. Ile trzeba zapłacić władzom statorium żeby przymknęły oko na to oszustwo?

Wujek od rana lata z umowami i dzwoni do firmy, żeby sprawdzić czy da się jeszcze zatrzymać tę karuzelę. Ja jako internetowy znawca prawa i tego typu historii powiedziałem, że nie wiem co zrobić. Nazwy firmy też nie znam - nie pytałem. Może ktoś z was miał podobny problem?

td;dr

Matka mojej ciotki została naciągnięta na 2,5k - bo sprzedawca wcisnął jej leki na chore serce, które okazały się suplementami diety.

#naciagacze #sanatorium #oszukujo
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach