Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Zastanawiam się czy to normalne, że po przeszło dziesięciu latach małżeństwa, patrzę na swoją żonę i nie czuję absolutnie nic. Całe to uczucie, te motylki gdzieś w brzuchu już dawno nie istnieją, już dawno uciekły...

Ale od początku.

Poznaliśmy się gdzieś w 2002, ślub wzięliśmy w 2008. Było cudownie, wspólne wyjazdy, wypady, młodzieńcze życie, zero zmartwień, żyć nie umierać. Z czasem jednak wpadliśmy w typowe życie rodzinne - pojawiło się mieszkanie z kredytem, najpierw jedno dziecko, potem drugie. Setki obowiązków, koniec beztroskiego życia. Nie mówię, że jest źle, bardzo kocham dzieciaki i nie wyobrażam sobie jak by to było gdyby ich zabrakło, jednak z żoną kontakt się urwał. Oboje z żoną pracujemy, razem zarabiamy całkiem nieźle, dodatkowo w opiece nad dziećmi pomagają nam opiekunka i dziadkowie, w tej kwestii ułożyło nam się bardzo dobrze. Poza tym wiadomo - praca, dom, dzieci - wieczorem wykąpać, zrobić kolację, przeczytać bajkę, położyć spać. W tygodniu człowiek wypompowany, ledwo starcza siły aby wieczorem obejrzeć jakiś serial. W weekendy natomiast - jak jest pogoda to wspólny rodzinny wypad do parku, zoo, poza tym trzeba w domu posprzątać, coś naprawić, ogarnąć i tak zlatuje dzień za dniem, tydzień za tygodniem...

Do czego zmierzam - ano oprócz tych "codziennych" wspólnych obowiązków zauważyłem że z żona nie łączy mnie już absolutnie nic. W kinie ostatni raz byliśmy ponad 3 lata temu, w jakiejś restauracji - nie pamiętam. Romantyczne wieczory w łóżku zamieniły się w samotne spędzanie wieczorów przed tv, ja w jednym pokoju, ona w drugim. Nie oglądamy nic razem bo ona jedynie toleruje polskie seriale i komedie romantyczne, ja mam ochotę jednak na coś odrobinę bardziej ambitnego, ew. pograć na konsoli czego ona nienawidzi. Wspólne wakacje odkąd pojawiły się dzieci to co najwyżej polskie morze. Nie tyle że nas nie stać tylko po prostu nie wyobrażam sobie lotu samolotem z dwoma małymi dzieciakami a potem słuchania marudzeń bo na miejscu nie ma co robić, co najwyżej basen w hotelu albo pobliska kamienista plaża...

Całość pogłębiła się ponad rok temu - mieliśmy mieć trzecie dziecko, niestety w 20 tygodniu ciąży coś się ekstremalnie popsuło i okazało się że jednak dzidziusia nie będzie. Mam wrażenie że ona przeżywa to do dziś, nie winię jej za to, jednak po tym zdarzeniu całe swoje "dobro" i miłość przelała na dzieciaki. Kontakty między nami ograniczyły się do poleceń w stylu "odbierz z przedszkola", "kup to i tamto", itp. itd. Zbliżenia i intymność - zdarzają się, spontanicznie, raz w miesiącu, mam wrażenie że z powinności. A w tej dziedzinie też się popsuło - najważniejsze aby przypadkiem nie pobrudzić pościeli, bo wczoraj zmieniała i by było ciemno bo się wstydzi. A pomyśleć że kilka lat temu potrafiliśmy się kochać nawet po dwa razy dziennie a ja kiedyś dla żartów nazywałem ją nimfomanką...

Kłócimy się? Tak poważnie? Zdarza się.. Sprzeczamy się, to tak, prawie cały czas, o drobiazgi - kto pojedzie do sklepu, kto sprzątnie, wyniesie, kto weźmie wolne bo dziecko chore...

Czasem po większej kłótni, spowodowanej jakąś błahostką, głupotą, problemem który eskaluje w stylu tej solniczki i zmarnowania 30 lat, gdy one płacze, mówi że nie chce tak dalej żyć, że ma dosyć mnie i wszystkiego... Patrze wtedy na nią i zastanawiam się gdzie się podziała ta kobieta którą tak bardzo kochałem a do której teraz tak bardzo nic nie czuję i przeraża mnie co się z nami stało...

Rozwód? Czasem o tym myślę. Nasz związek jednak jest na tyle poprawną relacją, że zrobilibyśmy straszną krzywdę dzieciom. Nasi znajomi postrzegają nas jako wzorcową rodzinę, to opakowanie jednak to złudna iluzja, takie nasze kłamstewko... Rozwód by to wszystko zrujnował, popsuł, dał w kość i nam i dzieciom... Mam wrażenie że nie warto... A może po prostu brakuje mi odwagi?

Pytanie co dalej - czy dużo jest takich małżeństw które żyją obok siebie? Czy to normalne w czasach gdzie rozpada się 40% małżeństw? Czasem gdy zasypiam na kanapie w drugim pokoju, a coraz częściej zdarza nam się spać osobno, zastanawiam się czy uczucie zauroczenia, zakochania należą się tylko młodym ludziom? Czy da się to wszystko naprawić czy takie rzeczy to tylko w filmach które ona lubi oglądać? Czy może warto udać się do jakiegoś terapeuty? Czy obcy człowiek byłby w stanie nam pomóc odbudować tę relację? Czy to jest w ogóle możliwe...

Większość z Was pewnie dałaby sobie palca uciąć za takie życie - dom, dzieciaki, żona, pięciocyfrowa wypłata co miesiąc na koncie... Ja jednak jestem ten zły i narzekam, może to po prostu ze mną coś nie tak, a wypalone uczucia to normalna kolej rzeczy w dzisiejszym świecie...

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Zastanawiam się czy to normalne, że...

źródło: comment_A3DuZZNihq28ywKfse08PrhzIEQRr2Rg.jpg

Pobierz
  • 17
@AnonimoweMirkoWyznania: ja tu widzę problem w was, czyli też i w tobie. Wdarła się do was monotonia i to wszystko, nie myślałeś o wspólnym spędzeniu czasu? Może jakaś dobra restauracja, cokolwiek aby spędzić dzień wspólnie. Nie wiem jak to rzeczywiście wygląda ale opisałeś to tak że.macie za mało czasu dla siebie, za dużo wkładacie to wszystko w pracę zamiast w siebie, praca i dom, a dzieci i wy tylko weekendy. Źle.to
@AnonimoweMirkoWyznania przede wszystkim to po tylu latach Twoja żona na pierwszym miejscu powinna być Twoja przyjaciółką. A z przyjaciółmi się rozmawia, rozwiązuje problemy, unika się kłótni i wspiera się wzajemnie.
Wyślij dzieci na tydzień do dziadków, weź żonę na wakacje, pijcie wino do późnej nocy, idźcie do restauracji, potańczyć, cokolwiek. Jestem pewna że ona, taka jaką ją opisujesz z przeszłości, nie zniknęła, tylko została stłamszona przez dorosłość, odpowiedzialność, problemy i dzieci. I
@AnonimoweMirkoWyznania: wiem, Z to trochę dobijajace, że osoba która kochasz nie robi nic aby ten związek uratować, ale ona myśli tak samo.

Spędzacie wieczory osobno? To może wstań i idź się połóż koło niej, przytul, porozmawiaj. Ale nie odpytuj i stawiaj zarzutów tylko z czułością i dobrocia powiedz co ci leży na sercu, że źle się czujesz z tym jak wasze życie wygląda. Bo ja kochasz.

Chyba jeszcze potrafisz co?
@AnonimoweMirkoWyznania
Spróbujcie znaleźć czas tylko dla siebie i robić coś wspólnie bez dzieci i smartfonów. Coś co oboje zaakcpetujecie i będzie to dla was przyjemność może nie euforia ale chociaż uśmiech. Róbcie sobie takie wypady raz na jakiś czas. Zbudujecie sobie wspomnienia wspólnych nowych chwil do rozmowy z do planowania koleknych wypadow. Coś co nie ma wspólnego z dziećmi, praca i życiem codziennym. Polecam. Bez tego jest nuda i stagnacja. Potem rozwód
MetalowaMarzycielka: @majagraja @pomidorowka

Za kazdym #!$%@? razem jak pojawia sie taki watek to oczywiscie rozowe szukaja winy w mezu xD To, ze ona nie podejmuje zadnych krokow celem naprawy malzenstwa oraz ogolnie facet robi jej tylko za narzedzie do zapewniania utrzymania i robol do pomocy przy domu/dzieciach to juz nie ma absolutnie zadnego znaczenia i to niebieski ma zorganizowac jakis wspolny wypad i ogolnie pajacowac to moze pani zona rozbudzi w
@AnonimoweMirkoWyznania: Nie, to twoje jest takie głupie zdanie no i widać że jest tak głupie że piszesz nawet anonimowo bo nie chcesz się do siebie nawet przyznawać. Rodzina to partnerzy i dzieci, a podstawą jej utrzymania jest kontakt. Piszę że wina leży po obu stronach więc mąż niech nie zapomina że również i w nim. Jeżeli chce aby było jak dawniej niech się odezwie. Gdyby to kobieta pisała to samo poradzilibyśmy
@AnonimoweMirkoWyznania: Ejno, cumplu, przecież nic się nie zawaliło ani nie skończyło. Po tym co piszesz widać że zostaliście przytłoczeni codziennością, ale idę o zakład że ta miłość się tam tli tylko jest przykryta. Nie dbaliście o małżeńskie randki, nie dokładaliście drewna do ognia żeby ożywiać się wzajemnie, to jak miało to nie zwiędnąć? Samo się nic nie zrobi. Jak nawet tak prostą czynność jak oglądanie filmów/seriali spędzacie oddzielnie, to jak niby
tararara: Zatrzymaliście się z żoną na poziomie komunikacji informacyjnym. Każde tylko siebie informuje. Proponuje porozmawiać, dlaczego zaczęliście ze sobą być, co sprawiło, że się pokochaliście. Wychodźcie na randki, nawet na błahy spacer. W małżeństwie na pierwszym miejscu powinien być współmałżonek a później dopiero dzieci. Bo dzieci zostały Wam dane na jakiś czas, za chwilę wyfruną z gniazda a Wy zostaniecie sami. I jeżeli nie utrzymacie swojej komunikacji na poziomie emocjonalnym, nie
ja mam ochotę jednak na coś odrobinę bardziej ambitnego, ew. pograć na konsol


@AnonimoweMirkoWyznania: Wybacz, ale prychłam;)

Mam wrażenie że ona przeżywa to do dziś, nie winię jej za to, jednak po tym zdarzeniu całe swoje "dobro" i miłość przelała na dzieciaki. Kontakty między nami ograniczyły się do poleceń w stylu "odbierz z przedszkola", "kup to i tamto", itp. itd.


@AnonimoweMirkoWyznania: Rozmawialiście o tym poronieniu? Bo my chcemy o takich
@AnonimoweMirkoWyznania: Jak byłam gówniarzem, to moi rodzice przeżywali to samo. Właściwie nie widywaliśmy się dużo, większość czasu pracowali, żeby zapewnić nam godne życie. Trochę się w tym zgubili wtedy... Właściwie to w pewnym momencie byłam pewna, że będą się rozwodzić, choć nikt mi nic nie mówił - ale łatwo można poczuć, że nie ma między rodzicami czułości. Potem się okazało, że faktycznie o tym myśleli. Było naprawdę chłodno. W końcu jednak
Ja powiem tak, jeśli nie bardzo czujesz w sobie gotowość zainicjować działania i zawalczyć o ten związek to tylko terapia. To na prawdę może pomóc, szczególnie że żona ma za sobą takie traumatyczne doświadczenia. Terapeuta zajmie się wami jaki związkiem i każdym z osobna. Warto. Poza tym myślę że monotonia jest strasznie demonizowana w tych czasach. W niej nie ma serio nic złego. Ja wiem, że teraz to reklamują żeby wszystko było