Wpis z mikrobloga

Morderca odciął mu głowę i genitalia

Przenosimy się 12 lat wstecz, do małej wsi w okolicach Warszawy, którą zamieszkuje niecałe 300 osób.

Józef Stańczyk miał 51 lat. Mieszkał w Cząstkowie Polskim w jednorodzinnym domu, wraz z żoną i dwoma dorosłymi synami. Pracował dorywczo jako spawacz. Józef nie miał wrogów ani kontaktów ze światem przestępczym. Był spokojnym człowiekiem, który w żadne sposób się nie wyróżniał. Nie jest jednak żadną tajemnicą, że pan Józef lubił sobie wypić. „Spokojny pijaczek. No chodzi, nie zaczepia” – tak pokrótce opisał Stańczyka jeden z sąsiadów. Alkohol pił zazwyczaj samotnie. Często wracał do domu późno, błąkając się po okolicy.

Jest 27 czerwca 2006 roku. Około godziny 18 pan Józef postanawia pójść do sklepu napić się piwa. Jest piękny, gorący dzień. Sąsiedzi mają szeroko pootwierane okna. Mimo to, nikt nie widzi ani nie słyszy tego, co dzieje się później.

Około godziny 22.15 w pobliżu komisariatu policjant wystawił mandat Stańczykowi za picie alkoholu w miejscu publicznym na kwotę 100 złotych. Po raz ostatni mężczyzna był widziany około 15 minut później, gdy szedł drogą w stronę wsi Łomna. Kilka godzin później dokonano makabrycznego odkrycia.

Ciało mężczyzny znalazł przypadkowy motorowerzysta 28 czerwca o godzinie 4. Zwłoki leżały przy wejściu do sklepu, przy głównej ulicy Cząstkowa Polskiego. Ktoś z chirurgiczną precyzją obciął jego głowę i genitalia, a następnie zabrał je z sobą. Sprawca wiedział, w którym miejscu przeciąć kręgosłup, aby od razu odpadła głowa. Mężczyzna został rozebrany, a po obcięciu genitaliów ponownie ubrany. Jest pewne, że zwłoki zostały podrzucone w pobliżu sklepu. Wskazuje na to m.in. fakt, że pies nie znalazł tam żadnych śladów. Na podstawie mandatu wystawionego kilka godzin wcześniej ustalono tożsamość ofiary.

Zeznania okolicznych mieszkańców były skąpe. Ktoś przypomniał sobie, że tej nocy usłyszał jedynie urwane: „Zostawcie mnie, panowie!". Sprawców mogło być dwóch. W pobliżu miejsca zbrodni znaleziono ślady opon samochodu. Krople krwi poprowadziły funkcjonariuszy w kierunku Wisły. Tam się urwały.

Od początku był problem z ustaleniem motywu zbrodni. Policja ostatecznie przyjęła motywy zbrodni takie jak: zabójstwo przed pomyłkę, zabójstwo dokonane przez psychopatę , motyw zemsty lub morderstwo o podłożu seksualnym. Motyw rabunkowy odrzucono od razu, Stańczyk nie został okradziony, na ręku pozostał zegarek.

Prokuratura rejonowa umorzyła śledztwo po dwóch latach. W tym czasie sprawą zainteresował się jeden z kryminalnych z Komendy Stołecznej Policji.

W połowie października 2008 r. do wszystkich komend oraz mediów trafił komunikat informujący o poszukiwaniu 60-letniego Stanisława S., pedofila – zabójcy. Wystawiono za nim list gończy. Mężczyzna uciekł z oddziału zamkniętego zakładu psychiatrycznego w Radomiu. Przepiłował kratkę w oknie i wydostał się na wolność. Po kilku dniach poszukiwań wpadł w ręce policjantów, bo ktoś go rozpoznał na zdjęciu w gazecie. Informację o poszukiwaniu pedofila przeczytał warszawski policjant, który zajmował się sprawą zabójstwa Józefa Stańczyka. Połączył postać pedofila - zabójcy z okrutną zbrodnią w Cząstkowie Polskim. Obydwaj mężczyźni nosili takie samo nazwisko. Byli do siebie podobni. Mieli mniej więcej tyle samo lat. Okazało się, że 14 czerwca 2006 r. Stanisław S. opuścił więzienie, gdzie odbywał karę za gwałt. Do morderstwa doszło zaś dwa tygodnie później. Policja ustaliła, że w czasie zabójstwa w Cząstkowie Stanisław S. przebywał zaledwie kilka kilometrów od tego miejsca, był w okolicach Dziekanowa. Najprawdopodobniej doszło do fatalnej pomyłki, w której pan Józef został uznany za mordercę i pedofila.

Przedstawmy bliżej postać Stanisława S., aby pokazać, że wielu osobom mogło zależeć na jego śmierci. 3 sierpnia 1979 r. warszawska milicja dostała zgłoszenie o zaginięciu sześcioletniej Izy. Dziewczynka dzień wcześniej bawiła się pod blokiem, gdzie mieszkała z matką i ciotką. Wieczorem nie wróciła do domu. Sprawa wyjaśniła się następnego dnia. Zwłoki znaleźli grzybiarze w lesie. Dziecko miało porwane ubranie i zabrudzoną bieliznę. Lekarz stwierdził, że zostało zgwałcone i uduszone. Już kilka godzin później milicjanci ujęli 31-letniego wtedy Stanisława S. W pobliżu ciała dziewczynki znaleziono bowiem receptę z jego nazwiskiem. Już w czasie śledztwa okazało się, że Iza nie była jego jedyną ofiarą. Trzy lata wcześniej zaczepił na jednym z warszawskich osiedli dziewczynkę, która wracała z lekcji religii. Powiedział, że jest milicjantem i kazał, aby się rozebrała, po czym ją zgwałcił. Dwie inne dziewczynki wykorzystał rok później, w 1977 r.

Kara śmierci? Dożywocie? Nie tym razem, w 1982 r. sąd w Warszawie skazał mordercę na 25 lat pozbawienia wolności. Stanisław S. powinien przebywać w więzieniu do 2004 r, jednak sąd warunkowo zwolnił go już w kwietniu 1993 r. Robił wszystko, aby być człowiekiem wzorowo zachowującym się w zakładzie karnym. To zostało docenione. „Był tylko sześć razy karany dyscyplinarnie oraz 63 razy nagradzany" - czytamy w aktach sprawy. Wykazano wielkie miłosierdzie wobec więźnia, ale niestety nie wobec społeczeństwa.

W 1996 r. pojechał pociągiem do Zagnańska koło Kielc. Miał ze sobą aparat fotograficzny i pistolet startowy. Zaczepił idącą do szkoły dziewięciolatkę. Dziewczynka się opierała, więc uderzył ją, a następnie przystawił pistolet do czoła. Groził, że ją zastrzeli, jeżeli się nie rozbierze. Zgwałcił dziewczynkę oraz zrobił jej kilka zdjęć. Miesiąc później ponownie przyjechał do tej samej miejscowości i próbował dokonać kolejnego napadu na dziecko. Stanisława S. zauważyły w pobliżu szkoły koleżanki poszkodowanej dziewczynki i zaalarmowały szkolną sprzątaczkę. Pedofila zatrzymał komendant miejscowego komisariatu. Pedofil miał przy sobie pistolet, a w jego mieszkaniu mundurowi znaleźli kliszę z obrazami gwałtu, którego był sprawcą. W grudniu 1997 r. Sąd Rejonowy w Kielcach skazał go na dziesięć lat. Po wyjściu z więzienia, w 2006 r. w Bliżynie uprowadził spod szkoły 11-letnią dziewczynkę, zaciągnął do lasu i próbował ją zgwałcić. Spłoszył go przypadkowy świadek. Stanisław S. wpadł w ręce policji, ale w lipcu 2007 r. prokuratura umorzyła postępowanie wobec niego z powodu jego niepoczytalności. Pedofil został decyzją sądu umieszczony w zamkniętym zakładzie leczniczym. Rok później uciekł i szybko go ujęto, ale o tym już wiemy, bo pisałem o tym wyżej.

Prześwietlono bliskich ofiar Stanisława S., ale nikomu nie udowodniono na razie zlecenia zabójstwa. W materiale Polsatu sprzed roku o tym morderstwie dowiadujemy się, że ma być niebawem przeanalizowane przez Archiwum X. Bardzo możliwe, że obecnie zajmują się tą sprawą. Sam syn ofiary ma niewielką nadzieję na znalezienie sprawców. Jak twierdzi, zbyt często zmieniali się prokuratorzy zajmujący się tym zabójstwem.

Kilka miesięcy po morderstwie Stańczyka "magazyn kryminalny 997" przedstawił tą sprawę w swoim programie. Nagranie możecie zobaczyć poniżej. Polecam obejrzeć też video od polsatu - klik. Jest ono bardziej aktualne, mówiono w nim też o Stanisławie S., a w programie Fajbusiewicza nie wiedziano jeszcze, że oba te wątki są ze sobą mocno powiązane.

Obserwuj tag → #kryminalnyaz

#gruparatowaniapoziomu

az1zi - Morderca odciął mu głowę i genitalia

Przenosimy się 12 lat wstecz, do małe...
  • 32
@NieJedynaNaWykopie: Ciężko mi powiedzieć czy żyje i gdzie jest umieszczony, jak go złapali potem już prawie nic o nim nie pisano. Bardzo możliwe, że dalej jest w tym zakładzie psychiatrycznym. Na wolności na pewno nie jest, bo media by coś napomknęły, tym bardziej patrząc jak wiele razy co do niego się pomylono.
Szkoda ofiary bo pewnie za tego psychola została zabita :(
A co do mordu, zabrzmię jak psychol, ale jakbym miał się mścić za takie coś, to nie zostawiałbym tak wyraźnych poszlak (głowa, genitalia) które by wskazywały trop.
Aaa i ostatnia sprawa. Głowa i genitalia jako trofeum, dowód. Być może pedofil zgwałcił jakąś dziewczynkę kogoś kogo nie powinien ruszać? Sprawa nie trafiła na policję ale zapłata musiała być. Wątpię by zwykłe rodziny ofiar
@Adrian00: Facet uciekł z zakładu. Zdanie "Państwo nie powinno pozwolić przestępcą/wariatom na uciekanie z zakładów więzienia/psychiatryków" jest tylę prawdziwe co nic nie wnosi do dyskusji.

Poza tym idąc dalej - państwo nie powinno szeryfom-amatorom na zabijanie ludzi przez pomyłkę. Też prawda, też nic nie wnosi.
@adam2a: Państwo jest odpowiedzialne za to, że ludzie dokonali samosądu.
Była kiedyś taka głośna sprawa, że recydywista terroryzował całą wioskę a policja nic nie chciała zrobić mimo zgłaszania tego wielokrotnie. W końcu paru ludzi się umówiło i bandziora zatłukli.
Kiedy państwo zawodzi ludzie biorą sprawy we własne ręce. Z dobrym skutkiem albo i nie.
@adam2a Samosądy są złe, ale w wyjątkowych sytuacjach mogą być niezbędne,
na przestrzenii lat śmieć zabił 2 dziewczynki, 4 skrzywdził, po każdym popelnionym czynie wychodził na wolność po czym krzywdził kolejne dzieci, jeżeli Państwo zawodzi tyle razy, w wyniku czego przestępca popełnia kolejne gwałty to ktoś w końcu chciał zainterweniować aby schemat sie juz nie powtorzyl, niestety nie dość ze skrzywdził niewinnego człowieka, to chwast nie został wyrwany...

Jeśli chodzi o samego