Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mirki, jest źle.

Mam problem osobowościowy, który dopiero teraz - właśnie dzisiaj, właśnie przed chwilą, udało mi się znaleźć. Obudziłem się z porażającą świadomością tego, że... już wiem, co ze mną nie tak i skąd moje kłopoty w relacjach z ludźmi. Słowem - czemu wszystko pieprzę.

Do rzeczy - jestem przekonany, że biorę na siebie bardzo dużo rzeczy, które jestem w stanie wykonać, ale brakuje mi czasem determinacji, by jasno wyjaśnić, że czegoś nie dam rady zrobić - by powiedzieć "nie" i... robię to. I robię to dobrze - mogę nie spać parę dni, mogę pracować do porzygu, ale zrobię. Zwykle dodatkowo odkładając zrobienie tego na ostatnią chwilę.
Dzięki tym czynnikom pojawia się zwykle jedno, małe "ale". W wielu - zbyt wielu - przypadkach, coś, jedna mała, malutka rzecz, idzie nie tak. I zwykle jest to coś, na co nie mam wpływu - coś, na co ktoś nie może się na mnie gniewać, bo to NIE MOJA WINA.

Przykładowo: właśnie przyjechałem do #rozowypasek na wesele jej siostry. Jest to podwójnie ważna okazja, bo jeszcze po raz pierwszy spotykam się z jej rodziną. Więc wszystko zapięte na ostatni guzik - mam wszystkie rzeczy, spakowałem się już dzień wcześniej, koszule wyprasowane, ostatnia przymiarka, parę godzin przed wyjściem - tym razem wyciągam swój krawat z szafy i... krawat pęka. I nic nie zrobię, bo już za późno. I będę dziś bez krawata.
Albo jadę gdzieś i osoba, do której jadę mówi mi, że najlepiej, jakbym przyjechał przed jakąś godziną. Sprawdzam połączenia - ale okazuje się, że będę mógł być jednak później.
Albo - wychodzę gdzieś, ale pęka mi sznurówka.
Albo - idę do pracy, jadę tramwajem, który gwarantuje mi bycie "na czas" - tak akurat, ale gość w nim dostaje zawału, przyjeżdża karetka, opóźnienie.
Albo - mam spotkanie w pracy, poprzedniego dnia przyszedł kumpel, zjadłem pizzę, dostaję srakę - nie mam jak przyjść. W końcu ratuję sytuację, zażywam masę leków i przychodzę, ledwo się trzymam, spotkanie przełożone, wszyscy #!$%@?.

Rozumiecie? We wszystkich tych sytuacjach teoretycznie to NIE MOJA WINA. Wszystko inne, wszystko, co zobowiązałem się zrobić, zrobione jest na błysk. Nie ma do czego się przyczepić. 99% sukcesu. Ale ten jeden procent... i tak, to moja wina. Wina mojego braku wyczucia. Wina bylejakości. Wina tego, że robię dużo rzeczy na ostatnią chwilę. Bo przecież jestem zdolny, przecież mi się udaje. A przypadki losowe? Są LOSOWE. Nie wliczam ich nigdy do swoich planów. Nigdy. A przez swoje działania sprawiam, że prawdopodobieństwo ich występowania się zwiększa.

Wyjeżdżałem z domu, napisał przyjaciel, czy nie mógłbym mu na tydzień, jak mnie nie ma, zostawić gdzieś drugiego klucza. To zaufany przyjaciel - czasem tak robimy, bo przelatuje przez miasto i nie ma się gdzie podziać. A tu... nie mam drugiego klucza. Odwlekałem dorobienie dodatkowego. I nie mam. I kumpel nie ma gdzie się podziać. No sorry, nie wiedziałem, tak? To NIE MOJA WINA.

Więc nagle to wszystko na mnie spadło. A spadło dlatego, że bardzo mi zależy na moim związku. Całe dorosłe życie zastanawiałem się, dlaczego, kiedy ja daję z siebie 100%, kiedy wykonuję wszystko, co do mnie należy (a przypadki losowe to przypadki) ludzie są na mnie #!$%@?. Nie mogę się z nimi dogadać. Mają coś do mnie. Ci bardziej szczerzy mówią mi: stary, jesteś zajebistym kolesiem, utalentowanym i kreatywnym, ale nie mam pojęcia dlaczego - #!$%@? mnie i wszystkich naokoło.

Bo ludzie zapominają o rzeczach losowych. Wybaczają je - bo są losowe. Ja też zapominam i sobie wybaczam - bo są losowe. Ale smród pozostaje i potem się dziwię, że na przykład robię najwięcej z zespołu, dostaję premię, a wszyscy się #!$%@?ą, że mi się nie należy. Czują się pokrzywdzeni. I słusznie. Bo jednocześnie mogę robić więcej, niż oni i w krótszym czasie - jestem uzdolniony. A jednocześnie zapieprzam w tak małych sprawach.

"Nie wiem dlaczego, ale mnie #!$%@?" - tak mi powiedział kiedyś znajomy. Dodając, że jestem najzdolniejszym człowiekiem, jakiego spotkał w życiu.

Ale zawsze coś.
Więc jestem w związku i to na mnie spadło. Byłem w wielu związkach, ale ten... ci co wiedzą, o co chodzi, to wiedzą. Jest zupełnie inaczej. Nie jak za gówniaka, to nie taka miłość. Zupełnie nie taka - inna. Ale, #!$%@?, nigdy jeszcze tak mi na nikim nie zależało. I póki co jest dobrze, śmiejemy się, kochamy, ale ile to potrwa, jak jestem właśnie takim facetem? Ona sama nie będzie wiedziała kiedy, ale zacznie się na mnie #!$%@?ć. I oboje nie będziemy wiedzieli czemu.

Wróć. Teraz już wiem, czemu.

Ale nie wiem, co mam z tym zrobić. To jest coś, co siedzi głęboko. Czy potrzebuję porady #psycholog ? Terapeuty? Coucha? Proszę, poradźcie mi coś...

#psychologia #problemypierwszegoswiata #zwiazki

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Zkropkao_Na
  • 4
@AnonimoweMirkoWyznania: dość chaotycznie, staram się z tego wycisnąć jakąś esencję
czy twoje 99% jest przy każdej rzeczy? zawsze coś się spieprzy z przyczyn losowych?
czy może nie dostrzegasz tego że 99% rzeczy dostarczasz na 100% a ten pozostały 1% zdarza się powiedzmy raz na miesiąc gdzie jakiś czynnik losowy coś namiesza?

twoje przykłady też są różnej klasy, np.

ktoś chce żebyś przyjechał przed godziną X a wg rozkładu się nie da
@AnonimoweMirkoWyznania: ja mam tak samo, wszystko doslownie w ostatniej minucie i przez to odkladanie ludzie mysla, ze mam #!$%@? a ze przewaznie sie wszystko udaje to sa #!$%@?, ze niby przychodzi to tak latwo i od niechcenia a oni musza na to #!$%@? dluzej. Dlatego tacy ludzie jak my nie maja w ich oczach prawa miec zdarzeń losowych. I poniekąd mają rację. Bo to wynika trochę z lenistwa i tej pewnosci,