Wpis z mikrobloga

„Tetryk”

- Ile pan ma lat?
- Trzydzieści jeden, przecież pani wie – odpowiedział Marek.
- A na ile się pan dziś czuje?
- Fizycznie, czy umysłowo?
- Mentalnie.
- Proszę zgadywać, to już siódma sesja analizy. Ciekaw jestem, co pani wywnioskowała.
- Pewnie powie pan pięćdziesiąt, choć pięćdziesięciolatek sam nie przyszedłby do psychoanalityka.
- Doprawdy? Dlaczego? – zapytał zgryźliwie niczym siedemdziesięciolatek, niezadowolony z prawidłowej odpowiedzi.
- Ponieważ byłby zmęczony prawdziwymi problemami, które wymagają innych rozwiązań. Potrafiłby je też łatwo rozpoznać i rozwiązać. Mówię oczywiście o pięćdziesięciolatku pańskiego pokroju intelektualnego.
- Bagatelizując moje problemy, marginalizuje pani powagę własnej pracy.
- Niczego nie bagatelizuję. Mówiąc „prawdziwe”, miałam na myśli problemy merytoryczne. Materialne, losowe, zdrowotne, także psychiczne. Pańskie nie zawierają się w żadnej z tych dziedzin. Z takimi jak pańskie, pięćdziesięciolatek dawno by się pogodził, bo rozwiązać ich się nie da.
- Podobno każdą psychiczną chorobę da się uleczyć.
- To prawda, ale Pan jest zdrowy, mówiłam panu od razu, uczciwie, na początku. Przed chwilą też mówiłam i wciąż jestem tego pewna. Pan jest tylko niezadowolony i gniewny, ponieważ ma pan problemy z przyjęciem odpowiedzi realiów na pańskie oczekiwania światopoglądowe.
- A co, może niesłusznie? Sama ostatnio przyznała mi pani rację!
- Słusznie, ale świata pan nie zmieni, tylko się pan niepotrzebnie denerwuje.
- Wobec tego ta analiza nie jest mi potrzebna, za co ja pani płacę?
- Niepotrzebna? A kto chciałby godzinami słuchać jak pan bulgocze i się wydziera? Kto popierałby pański słuszny gniew? W pańskim nieuleczalnym przypadku, doraźne odprowadzanie jadu i wrzątku jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. A płaci mi pan za to, żebym nie miała tego dość, w przeciwieństwie do pańskich byłych znajomych i straconych kobiet.
- Nie żałuję ani jednego spalonego mostu.
- Gówno prawda…
- Wszyscy byli nic niewarci.
- Nie wszyscy. Dobra, rozgrzał się pan. Proszę mówić.
Przystojny, elegancki mężczyzna wstał z leżanki i sprężystym krokiem zatoczył kółko po pokoju.
- Dzisiaj koleżanka z pracy poprosiła mnie o radę… w sprawie naprawy samochodu. Gdy starałem się pomóc - zaczęła mi udowadniać, że nie mam racji - mimo, iż sama nie ma o tym pojęcia. Ja mam, o czym świadczy choćby to, że poprosiła mnie o radę, prawda?
- No raczej – odpowiedziała psychoanalityczka machając grzbietem dłoni.
- Później zobaczyłem lewackie posty w aktualnościach na portalu społecznościowym.
- O czym te posty?
- Nie pamiętam…
- #!$%@? lewaki, niereformowalne – odrzekła kręcąc głową.
- Tak. A potem ta kretynka od samochodu tłumaczyła coś z dziedziny paranauk drugiej kretynce, powołując się na opinie naukowców z Cambridge, o których chwilę wcześniej przez przypadek przeczytała na Kafeterii.
- Obosz… - westchnęła z zażenowaniem
- Słyszałem, jak trzy razy użyła słowa „Kembłycz”
- Oooobosz, najgorzej. Co jeszcze?
- #!$%@?, nie wiem. Czekaj. O, wiem. Kumpel troll przysłał mi ranking najlepiej zarabiających celebrytów w sieci. Powinno być śmieci w sieci, bo sposób, w jaki zarabiają godny jest pogardy. To znaczy, jak się zachowują, bo nie wiem skąd mają pieniądze. A dostają jakieś chore kwoty. Podobno niektórzy na przykład robią jakieś streamingi. Rimmingi chyba. Gość siedzi i żre, albo śpi, a kretyni oglądają i wysyłają mu pieniądze, a nawet jak nie wysyłają – i tak zarabia na wyświetlających się reklamach. Albo laska opowiada o szczegółach własnego życia seksualnego. Zero wstydu. Żerowanie na najprymitywniejszych instynktach. Dlaczego coś, co powinno spotykać się z pogardą i potępieniem jest popularne i interesujące dla społeczeństwa? Nienawidzę też tych mężów/żon pseudocelebrytów. I ludzi, którzy są bogaci i sławni, a nie mam nawet pojęcia, czym się zajmują. Pewnie dlatego, że niczym konkretnym się nie zajmują i na niczym się nie znają. #!$%@?. Tych prawdziwych celebrytów też zresztą nienawidzę. Co za w ogóle słowo, celebryta. Nie znaczy nic konkretnego. Ale nikogo to nie #!$%@? poza mną! Każdy albo się ze mnie śmieje i mówi, że jest ponad to, albo też ich lubi. A tym, moja droga, przejawia się upadek społeczeństwa. Pauperyzacja kultury! Kultury ludzkiej, nie tej oferowanej przez świat. Bo kultura się rozwija, tylko odbiorcy są żałośni. Jak ja ich #!$%@? nienawidzę.
- Ale kogo. Tych pseudocelebrytów, czy ich fanów?
- Wszystkich.
- Ja też.
- Łżesz.
- Nie, naprawdę. Masz rację Marku, mów dalej.
- Baba wyjechała mi z podporządkowanej, ledwie wyhamowałem. A widziała, że jadę, patrzyła na mnie.
- #!$%@?.
- No i ci neoraperzy obrzygani. Też nie mogę na nich patrzeć. Dzieciaki dwudziestoletnie, zblazowane banany narzekają, że już nie mają ochoty ruchać swoich groupie. I buczą zniekształconymi w autotunie głosami. Wszystkim bym im nakopał do dupy. Tych starych raperów zresztą też nienawidzę. Żadnych walorów artystycznych, tylko narzekanie, że wychowała ich ulica, że ojciec pił i bił, że matka pracowała na ulicy. Kupa chamstwa i wulgaryzmów zlepionych nie do taktu, wzbudzających szacunek Sebków, za swoją szczerość. Szczerość i prawdziwość – jedyne zalety, właściwie zaleta – starego rapu. Aha, wczoraj włączyłem wczoraj telewizor i…
- Obiecał pan go sprzedać i nigdy już nie kupować nowego.
- Miałaś rację, ale i tak roztrzaskałem go w nerwowym szale, więc sprawa załatwiona.
- No tak, tylko szkoda pieniędzy.
- E tam.
- Myślę, że na dziś wystarczy. Proszę przyjść za tydzień.
- Dziękuję.
- Ja również, jest pan moim ulubionym klientem.
Marek wrócił do domu i smutno spojrzał na popękaną matrycę. Niewielka strata, przecież teraz mógł kupić sobie pięć razy większy telewizor. Problem w tym, że po raz setny tego dnia przypominał sobie o nieodwracalności błędów swojego życia, których nic nie potrafiło przyćmić i z którymi nie mógł się pogodzić. Rzucił niedbale kluczami od jaguara na stół, obok tych od nortona. Rozważał wyznanie wszystkim dookoła, że na swoim „niepraktycznym” wynalazku zarobił dwadzieścia osiem milionów, co do tej pory utrzymywał w tajemnicy. Może wtedy ktokolwiek zrozumiałby, jak szczery jest jego ból i jak śmieszne jest definiowanie go z jakąkolwiek zazdrością. Bał się jedynie, że ona wtedy właśnie znów się pojawi. A przecież mogła to zrobić choćby teraz, krystalicznie. I wszystko byłoby dla niej. I wszystko byłoby w porządku. W każdym innym wypadku to spektakularne wzbogacenie nie ma sensu. Usiadł przy biurku i znów spojrzał na fotografię przedstawiającą miłość jego życia. Terapeutka nie miała żadnej wiedzy, ale w sprawie spalonych mostów trafiła w dziesiątkę – jednego żałował.

Ciekawe? Zajrzyj na https://www.facebook.com/Supertrzmiel

#chwalesie #psychologia #opowiadanie #kultura
  • 14
Proszę państwa, prawdziwy psychoanalityk pomijając język, w ogóle nie prowadziłby takiego typu terapii. W ogóle nie mógłby jej prowadzić twierdząc, że pacjent jest zdrowy, to byłoby niezgodne z etyką lekarską/ zawodową. To tylko fikcja.
@Czerwony123: prawdziwy psychoanalityk nie prowadzi terapii z osobą „chorą”, bo w psychoterapii (czy to behawioralnej czy dynamicznej) nie chodzi o „uleczenie” pacjenta. Leczeniem osób chorych zajmuje się psychiatra, w ramach leczenia psychiatrycznego. Rozumiem, że to fikcja, wiem, co to licentia poetica, chodzi mi tylko o to, że należy robić research. Robisz scenę z terapeutą? Pogadaj z nim. Robisz ze strażakiem? Pojedź z nim na akcję. Moim zdaniem to jest właśnie profesjonalizm,
@Emes91: psychoterapeuta przeprowadza psychoterapię, co wiąże się z psychoanalizą. Psychiatryczne leczenie to leczenie chorób klinicznych, często przy pomocy farmakologii oraz psychoterapii.
@noitakto: Jest wiele różnych nurtów psychoterapii, a psychoanaliza jest tylko jednym z nich (obecnie to bardziej terapia psychodynamiczna, klasyczna psychoanaliza raczej wyszła z użytku). I są nurty, które jak najbardziej zakładają terapię osoby chorej.
@noitakto: W swojej wypowiedzi zdajesz się utożsamiać psychoanalizę z psychoterapią. Napisałeś "w psychoterapii (czy to behawioralnej czy dynamicznej) nie chodzi o „uleczenie” pacjenta", co nie jest do końca prawdą.
@Emes91: nie utożsamiam. Do końca prawdą nie jest, bo co innego „poszukiwanie własnych pragnień”, a co innego leczenie nerwicy wspomagane psychoterapią. Różnica jest taka, że psychoterapię może prowadzić psychoanalityk bez ukończonych studiów medycznych, ale leczenie psychiatryczne może przeprowadzić tylko psychiatra, czyli lekarz po studiach medycznych.