Wpis z mikrobloga

Pod tym śmieszkowym wpisem rozwinęła się dysputa o substancji, którą złośliwi określiliby gównoburzą. Miałem tam coś napisać pokrótce, ale wyszło trochę za dużo na komcia, a do tego uznałem, że może ktoś inny chciałby poczytać, nawet jeśli jeszcze o tym nie wie. Wrzucam więc moje wypociny jako wpis, za co przepraszam.

Zacznijmy od tego, że wbrew temu, co można by sądzić na pierwszy rzut oka, koncepcje filozoficzne nie biorą się z tzw. dupy, przynajmniej na ogół. Nawet jeśli ktoś nie zgadza się z dziadygą Arystotelesem, tak jak ja, to nie można mu odmówić, że jednak argumenty miał i sprawę przemyślał, chociaż w pokrętny sposób. Skąd wzięło się pojęcie substancji? Stagiryta najpierw zauważył, że przedmioty posiadają pewne cechy. Jednakowoż nie wszystkie cechy, jakie przedmiot posiada, są mu niezbędne. Wyobrażając sobie człowieka, wyobrazimy sobie postać w dwoma rękami i dwoma nogami, lecz jeśli rzeczywistemu człowiekowi coś te nóżki i rączki #!$%@?, nadal będzie człowiekiem. Takie cechy, których przedmiot może się pozbyć, pozostając nadal tym samym przedmiotem, Arystoteles nazwał przygodnymi, czyli akcydensami. Dla odróżnienia, cechy, które są niezbędne do tego, aby dany przedmiot nazwać tak, a nie inaczej, określił koniecznymi. Cechy konieczne stanowią istotę, czyli naturę przedmiotu. Pojęcia istoty i substancji mogą być używane zamiennie. Dość powiedzieć, że w zasadzie wszystkie cechy fizyczne, jak barwa, tekstura, kształt etc. można uznać za akcydensy. Jeśli odejmiemy akcydensy, dostaniemy istotę, czyli substancję, która to jest substratem tych akcydensów. Są one jakby "zawieszone" na niej. To jednak nie wszystko.

To nie wszystko, bo dziada interesowało też zagadnienie tzw. powszechników czy uniwersaliów. Trzeba od razu zaznaczyć, że problem jest skomplikowany, a sama teoria Arystotelesa mętna. Spróbuję jednak pokrótce ją wyjaśnić.
Nazwa własna denotuje konkretny przedmiot lub konkretną osobę, jednostkowy byt, konkretną SUBSTANCJĘ. Są jednak nazwy, które denotują pewien zbiór czy klasę bytów podobnych, są też przymiotniki. Desygnatami takich nazw są właśnie powszechniki. Przykładem nazwy własnej jest "Ziemia", przykładem nazwy powszechnika – "planeta". Pierwsze denotuje konkretną planetę, drugie zbiór kulek #!$%@?ących po kosmosie. Wprawdzie Ziemię od innych planet odróżnia wiele cech, ale żadna z tych cech nie jest składową denotacji nazwy "Ziemia", bo ta denotuje substancję. To substancja stanowi o tym, że ta oto planeta jest Ziemią.

Ale i to nie koniec. U Arystotelesa pojawiły się materia i forma. Materię można określić w skrócie jako budulec przedmiotów, zaś formę czymś, co nadaje materii "kształt". Ująłem to słowo w cudzysłów, gdyż metafora rzeźby jest atrakcyjna, jednak uproszczona i przez to myląca. Forma sprawia, że przedmiot jest tym, czym jest (ach te precyzyjne sformułowania, tak popularne w filozofii xD), a nie czymś innym, mimo że wszystko zbudowane jest z tej samej materii. To forma odróżnia złoto od żelaza, kulę od sześcianu, złotą kulę od żelaznego sześcianu itp. Materia bez formy jest czystą potencjalnością, forma ją konkretyzuje. Forma jest substancją, bo jest jednostkowa.

Czym jest zatem substancja? Ano koniec końców #!$%@? wie. Cytując z pamięci Russella (mogłem coś pokręcić): „Arystoteles jest trudny, bowiem Platon i zdrowy rozsądek nie mieszają się łatwo”. Wydaje się jednak, że jej definicja jako substratu jakości zmysłowych tutaj wystarczy. Jak to się ma do doktryny transsubstancji? Wino i komunikant przeistaczają się poprzez zmianę substancji, nie przez zmianę akcydensów. Krew Chrystusa jest zatem nieodróżnialna dla ludzkich zmysłów od zwykłego winiacza (prędzej dla portfela). Gęstość, energia wiązań atomowych etc. również pozostają bez zmian. Czy ma to sens? Czy to prawda? Oto wielka tajemnica wiary. Warto jednak wiedzieć coś o dogmacie, z którego chcemy się ponabijać.

Mogłem coś #!$%@?ć, bo piszę to na szybko w oczekiwaniu na makaron, korzystając jedynie z własnej pamięci. A i jako tępy student polibudy (hehe różniczka, AutoCAD, masturbacja) ekspertem nie jestem.

Wołam zainteresowanych: @jan_zwyklak, @WlasciwosciBetonu.
Otaguje, co mi tam:
#religia #ateizm #filozofia
  • 6
@Turysta_Onanista: dzięki za czas poświęcony na ten wpis. Czy Platon przez swoje formy rozumiał to samo, co Arystoteles? Czy może Arystoteles odnosił swoje formy tylko do przedmiotów fizycznych, zaś Platon (jeśli dobrze rozumiem) do idei i różnych atrybutów?

A tak z innej beczki, to zastanawiam w jaki sposób zacząć poznawać filozofię. Warto zacząć chronologicznie? Czy może przeczytać jakieś kompendium w stylu Dziejów Filozofii Zachodniej i następnie zapoznawać się dokładniej z tematami,
@WlasciwosciBetonu: Forma to wynalazek Arystotelesa. Jest pojęciem mało precyzyjnym, a skojarzenia z Platonem są słuszne. Forma nie jest jednak tym samym co platońska idea, choć istnieje wiele podobieństw, choćby realność ontologiczna. Istnieje też między nimi różnica w kwestii powszechników (dla Arystotelesa nie istnieją one samodzielnie).

Co do drugiej kwestii - nie ma właściwej odpowiedzi. Moim zdaniem każdy sposób będzie gites, poza zaczynaniem od dzieł właściwych, bo prawdopodobnie niewiele z nich wyniesiesz
@Turysta_Onanista: jest sporo fajnych podcastów o filozofii, chociażby History of philosophy without any gaps, gdzie chronologicznie są omawiane przemyślenia różnych filozofów. Pomyślałem, że najpierw przeczytam na spokojnie, bez pośpiechu, Russella a potem właśnie posiłkując się podcastami będę zapoznawać się z oryginalnymi dziełami.

Dzięki wielkie kolego za odpowiedzi :)