Wpis z mikrobloga

#zdrowie #truestory #zaczadzenie #tlenekwegla

Czołem Mircy!
Może część z Was pamięta mój wpis z karetki z poniedziałku o moim zaczadzeniu*.

Otóż chciałem Wam zdać trochę obszerniejszą relację, już na spokojnie.

Dla tych którym nie chcę się czytać:
TLDR


Jak wiecie był poniedziałek. 2 w nocy. Różowy smacznie śpi, ja dłubiąc coś przy komputerze stwierdziłem, że czas na kąpiel. Mam małą, ciasną łazienkę z wanną, zawsze jednak korzystam z niej jak z prysznica. Odpalam gorącą wodę, mam zamiar wziąć bardzo szybki prysznic, bo piec ostatnio bardzo się nagrzewał - w piątek była zamówiona jego wymiana na nowy, martwiliśmy się właśnie, że o ironio, coś się z nim stanie.

Kąpiel poszła fajniutko, szybko i sprawnie. Żadnych dolegliwości, zawrotów głowy czy nudności. Wstałem aby się wytrzeć ręcznikiem. I tutaj nastąpił strzał w potylicę. Nie wiem jak upadłem. Po prostu zasnąłem. Ktoś zgasił światło. Bez ostrzeżenia.

Budzę się na zalanej ziemi. Ciało jest z waty. Mózg jak na srogim haju. Czuję, że coś jest nie tak, ale nie umiem ogarnąć sytuacji. Dośc przyjemnie się leży. Chyba nawet postanawiam jeszcze chwilę pospać, przyjemnie się drzemie. Nie wiem ile czasu mija. Zasypiam.

Odzyskuję przytomność po raz drugi. W głowie roją mi się dwa spotkania, które miałem następnego dnia na rano, dociera do mnie, że chyba się spóźnię. Próbuję się podnieść. Ciało nie raguje. Próbuję jeszcze raz - udaje mi się złapac muszli klozetowej i trochę dźwignąć. Upadam jednak i znów trace przytomność.

Roją mi się różne rzeczy, głównie poranne spotkania, chaos w głowie, ale nie dociera do mnie, w jakiej dupie jestem. Kompletny haj.

Odzyskuję przytomnośc po raz trzeci. Chyba zauważyłem, że już prawie nie leżę, a pływam - prysznic został odkręcony, jest poza wanna i od prawie trzech godzin leci pełną parą na podłogę. Coś mi świta w głowie.
W tym momencie przychodzi mi do głowy... komentarz z wykopu, pod znaleziskiem z zaczadzeniami. Że jeden z mireczków zatruł się w wannie i świadomie czekał na śmierć, bo nie mógł się ruszać. Ktoś go chyba uratował, nie pamiętam. Rozumiem jednak, że jestem w tej sytuacji. Dociera do mnie, że się zatrułem i jak stąd nie wyjdę to umrę. A nie chcę umierać z gołą dupą.
Zbieram się i walczę aby wstać - wciąż upadam. Oczywiście bardzo ostre zawroty głowy, całkowity brak równowagi. Aby poruszyć ręką trzeba wielkiego wysiłku, co dopiero skoordynować całe ciało do współpracy. Upadam parokrotnie, walczę jednak. Wiem że jak teraz nie wyjdę z tej komory gazowej to mogę już nigdy nie mieć okazji, a już na pewno nie samodzielnie. Zapieram się o toaletę, jedynego przedmiotu którego mogę się chwycić. Daję z siebie wszystko co mogę, rozumiem, że walczę o życie. W końcu jakoś wstaję, chwieję się na nogach. Pierwsze co to... zakręcam wodę. Otwieram drzwi z łazienki. Jest 5 rano.

Jestem na kompletnym haju. Pierwsze co to... idę ubrać bokserki. I koszulkę. Wchodzę do sypialni. Budzę różowego. Mówię że się zatrułem czadem*, że mi źle. Najpierw myśli że żartuje jednak szybko przytomnieje. Mówi że wzywa pogotowie. Mówię jej, że ma tego nie robić, że mam spotkania, prześpię się i jade na nie. Kładę się w łóżku. Dostrzegam, że w całym mieszkaniu zalega warstwa wody na wysokośc nieco ponad pięty. Krzyczę do różowego że nic mi nie jest, chcę tylko coś na ból głowy (strasznie bolała), coś do picia i... cukierka. On mi pomoże. Różowa przytomnie dzwoni na pogotowie i przynosi mi cukierka. Nie chce tego, chce innego.

Zaczynają się drgawki. Pogotowie razem ze strażą pożarną są po pięciu minutach - tak mówiła mi dziewczyna. Tlen, natychmiastowe zabranie do szpitala. Straż mierzy jeszcze poziom tlenku węgla w mieszkaniu - u nas i u wszystkich sąsiadów - dzisiaj wstają wcześniej.

Od tego momentu jest tylko lepiej - 4 dni hospitalizacji - kroplówki, komora hiperbaryczna, wiele badań, tlen, badania EEG i EKG, badania psychologiczne. Najbardziej boję się, że zgłupieję, że może obmarły mi neurony, czy coś. Pytam o to lekarza. "Spokojnie, głupszy pan nie będzie" - no nie wiem czy się cieszyć, czy nie, ale chyba jest ok.

Szczęśliwie wszystkie wyniki dobre. Serce i mózg - całe. Miała bardzo wiele szczęścia. Możliwe, że gdybym nie przypomniał sobie komentarza z wykopu, to dzisiaj nie pisałbym tych słów - dość fajnie się drzemało. Naprawdę. Czułem momentami, że coś jest nie tak, ale chęć (lub przymus) zaśnięcia był zbyt silny.

I tak oto żyję. Pierwszego dnia po powrocie ze szpitala odczuwałem dyskomfort w łazience, teraz jednak minął. Wymieniamy piec, poszerzyliśmy wentylacje, kupujemy czuję. Co ważne - sąsiedzi też, przynajmniej niektórzy. Można powiedzieć, że stałem się trochę z przymusu gwiazdą klatki schodowej.

Postanowiłem przemienić moje przeżycia w coś dobrego. Skoro sąsiedzi, przeze mnie (dzięki mnie?) zaczęli kupywac czujki, to postanowiłem opowiedzieć ta historię szerzej i zrealizować kampanię społeczną. Chce zrealizować krótki spot z potencjałem viralowym. Wiem, że coś podobnego już było, chcę do tego podejśc jednak ciut inaczej, pokazać to, co czuje człowiek na glebie - na bazie własnych przeżyć.
Mam do tego sprzęt i ekipę. Ruszamy w przyszłym tygodniu. Mam zainteresowanie lokalnych mediów, chcą napisać o moim przypadku i o planowanej kampanii społecznej (chociaż to może za duże słowo - chcemy zrealizowac film "do podawania dalej").
Wiem, że zbliża się luty i taka kampania miała największy sens jesienią - nie chce jednak czekać do następnego roku. W szpitalu w którym leżałem dziennie kilka osób trafia w takim stanie jak ja, lub gorszym - przez zaczadzenie. Wielu nie ma tego szczęścia. Uratujemy jedną osobę przed zatruciem i będzie to dla mnie sukces.

Tutaj chciałem tez zapytać - pomożecie w rozpropagowaniu filmu? Zapewniam, że zrobimy go porządnie. Szukamy też znanej twarzy, aby wystąpiła na końcu - mamy nadzieję, że kogoś uda nam się pozyskać.

Pozwolę sobie zawołać plusujących mój wpis. Korzystam pierwszy raz z mirkolist, jak coś pomieszałem to wybaczcie.
Na zdjęciu wypis.
Mireczku z komentarza/wpisu - dziękuję!
Uważajcie na siebie i bliskich.

* termin umowny - zatrułem się tlenkiem węgla.
Pobierz Zuchwaly_Pstronk - #zdrowie #truestory #zaczadzenie #tlenekwegla 

Czołem Mircy!
M...
źródło: comment_yzPiYivgtRjJHrVYa989T84dQCr8TGjG.jpg
  • 229
@Dziki_Odyniec: nie użyłem nigdzie słowa "cham". Uważam, że jako osoba reprezentująca tak ważny ośrodek, mógłby wykazać chociaż minimum zainteresowania. Jeżeli Ty uważasz inaczej, to spoko, masz do tego prawo.
Jednak bez wątpienia "chamski" i to bardzo, był ton głosu tego Pana od pierwszych sekund. Jeżeli Ty to tolerujesz i usprawiedliwiasz, to też spoko - mnie ubodło.
Jak byłem na wakacjach we Włoszech na kempingu, to wynajęliśmy taki bungalow / domek holenderski również z piecykiem. Ale co ciekawe ten piecyk nie był skitrany w łazience, tylko normalnie po ludzku w kuchni. IMHO zdecydowanie lepsze wyjście bo kuchnię jednak raz na jakiś czas się wietrzy, rzadko kiedy się ją szczelnie zamyka na drzwi jak łazienkę to też ostatecznie kubatura zawierająca niezbędny tlen jest daleko większa niż w mikrej, małej łazieneczce.
@TheRakQueen: Też mnie to dziwi bo my sobie nawzajem pukamy czy wszystko OK gdy ktoś dłużej się zasiedzi a mieszkamy w bloku z wodą z sieci to i tak przecież jeden problem z głowy. Ale jak usnęła wcześniej ... cóż mogła nawet nie wiedzieć.
@grypa-grypowska: była druga w nocy, przecież jest w tekście, że spała i ją musiałem obudzić.
O darciu mordy pisałem w którymś komentarzu. To pierwsze co zdrowemu człowiekowi przyjdzie do głowy, ale ostatnio co naćpanemu tlenkiem węgla, przynajmniej w moim przypadku. Jak czytałeś, 3 godziny zbierałem się aby w ogóle zrozumiec, jaki mam problem.
W Sosnowcu leżałeś? Całkiem nieźle tam się tymi osobami zajmują, u mnie w rodzinie podobny wypadek, ale na szczęście byłem świadomy, że to zaczadzenie i od razu dzwoniłem na pogotowie ;)


@Yakuzafu: tak. To prawda, jak wspominałem, personel fantastyczny. Jedyne co mogłoby być troszkę lepsze, to jedzenie, no ale to wiadomo.. :) Natomiat jeden krupniczek pierwszego dnia był pierwszorzędny

Bardzo dobrze. Gdyby nie różowy to ja bym poszedł spać, nigdzie nie
@Zuchwaly_Pstronk: Śmierć nie boli, ona jest spokojna - spotkałem ją dwukrotnie, raz czułem jej chłód podczas reanimacji w karetce, drugi raz była tak blisko, ale minęła mnie - daleko, upadającą łuską - blisko lecącym pociskiem 9mm kalibru. Cieszę się, że żyjesz. Szanuj to co nie zostało Ci zabrane, proszę.
Zdrowia życzę :)
@Zuchwaly_Pstronk: ja bylem pewny wentylacji w łazience ale i tak kupiłem czujnik ze wzgledu na rodzine. jakis czas temu zamontowalem klimatyzację w salonie i nie wiem czemu jej włączenie powoduje cofanie się spalin w piecyku gazowym. dowiedzialem sie o tym w pewien letni dzien gdy podczas kąpieli zawył czujnik tlenku wegla o którym nawet nie pamiętałem ze jest.
@Zuchwaly_Pstronk: wielu ludzi myśli że wygrać szóstkę w totka to super sprawa i wielkie szczęście, ale tylko ci, którzy cudem otarli się o śmierć wiedzą, że może być większe szczęście niż wygrać kupę kasiory.

Powodzenia z filmem, to super pomysł i mam nadzieję go zobaczyć. Uratujesz tym na pewno kilka istnień!
@Zuchwaly_Pstronk: Ja miałem więcej szczęścia. Żona już w łóżku, dzieci spały w swoich pokojach. Ja poszedłem się kąpać. Dobrze, że tylko szybki prysznic na całe szczęście. Po wyjściu z kabiny zacząłem myć zęby i zaczęło się, mocne zawroty głowy i kołatanie serca, trzymając się ścian dotoczyłem się do łóżka i padłem na nie, żona zajarzyła co się stało i pootwierała szybko okna i zaczęła wietrzyć. Nie chciałem karetki, powiedziałem żonie, że