Wpis z mikrobloga

@djtartini1: Jak byłem mały to czytałem dużo różnych Januszów Korwinów-Mikków i oglądałem sporo filmików z żółtymi napisami.

Naturalną konsekwencją tego były: nienaturalnie późna inicjajca seksualna i lokowanie oszczędności w kruszce.

Jednego roku przez wakacje zaoszczędziłem tysiąc złotych i kupiłem sobię za to ćwierć uncji złota, które od tego czasu, czort wie po co, chowałem w różnych wymyślnych skrytkach.

Wiecie, tam w świecie zawirowania, bańki spekulacyjne, niepokoje na bliskim wschodzie, spektakularne bankructwa, pieniądz fiducjarny, Rotszyldowie i totalitarne zapędy rządów, a u mnie tysiąc złotych w kruszcu schowane w bezpiecznym miejscu.

Spałem dzięki temu jak dziecko, wiedziałem, że jakby coś się stało - wojna, katastrofa, czy coś - to ja, jak ta pracowita mrówka, mam złoto za które mogę kupić średniej klasy używany rower albo przyzwoity garnitur z niższej półki (pod warunkiem, że będzie promka w Bytomiu).

Niestety tę sielankę przerwało niefortunne zrządzenie losu. Otóż, tak się złożyło, że jestem naprawdę głupi i zapominam o wszystkim. Tym razem, kilka miesięcy po przeprowadzce, przypomniałem sobię, że zostawiłem moje ćwierć uncji w poprzednim mieszkaniu, zamurowane zupełnie jak upadła madonna z wielkim cycem pędzla Van Klompa.

Zapytacie pewnie, czy opłacało mi się zamurowywać coś wartego tysiąc pelenów. Odpowiadam: #!$%@? wam do tego, każdy ma jakieś hobby.

W każdym razie biłem się z myślami przez parę dni i w końcu doszedłem do wniosku, że muszę myśleć o przyszłości i odzyskać swoje zabezpieczenie.

Nie mogłem tam pójść i powiedzieć, że jestem poprzednim lokatorem, i że pod kafelkiem jest wmurowany pakunek ze złotem, bo by mi grzecznie kazali #!$%@?ć, a potem wyszabrowali moje kruszce.

Musiałem wymyślić sprytny plan.

Tu w sukurs przyszły mi setki kryminałów, z którymi spędzałem samotne wieczory. Okazało się, że znam conajmniej trzy, w których czarny charakter wykorzystywał finał uwertury "1812" Czajkowskiego (tej z armatami), do zagłuszenia swoich postępków.

Czaicie? Puszczał głośno muzykę, czekał na końcówkę i tam leciało jakoś tak:

Tyryprtyry typy ryp typ typ
Tyryprtyry typy ryp typ typ
Tyrytyty tyty tyty tyty
Tyryprtyry JEB!(wystrzał z armaty zagłuszał strzał z pistoletu) typy ryp typ typ JEB!
Tyryprtyry JEB! typy ryp typ typ JEB!
(...)

Po takim zagraniu sąsiedzi mówili, że nie zalarmowały ich odgłosy wystrzałow bo myśleli, że to z adaptera i właściwie już - zbrodnia doskonała gotowa.

Miałem zamiar wykorzystać ten fortel tylko w trochę ulepszonej, bardziej aktualnej wersji. Zamiast Czajkowskiego, u którego jest tylko 11 wystrzałów, postanowiłem użyć utworu "Sprężynka" DJ Hazela, nie wiem czy znacie:

JEB! tyry JEB! pypy JEB! tyt tyry JEB! pypy JEB! (x100)

Jak widzicie na załączonej transkrypcji DJ Hazel jest dużo gęściej przetkany blastami i przez to "wydajniejszy".

Postanowiłem nie #!$%@?ć tak dobrego konceptu i do sprawy podszedłem profesjonalnie. Na ośce rozwiesiłem ogłoszenia, że niby pegienige będzie robić inspekcje gazu i że trzeba być na kwadracie o tej i o tej. Zamotałem sobię strój roboczy i skrzynkę z narzędziami. Poprosiłem kolegę, fanatyka car audio, żeby na umówiony znak odpalił ten swój kilowat głośników pod blokiem.

Plan był prosty:

-wchodzę do mieszkania
-mówie, że w łazience ulatnia się gaz
-puszczam koledze biedaka na komórkę
-oni lecą do okna zobaczyć co tak #!$%@?
-zagłuszany klasyką polskiego Techno, odkuwam kafelek
-biorę złoto
-odkuty kafelek przylepiam na gumę do żucia
-mówię że fałszywy alarm i ulatniam się zanim pokapują się co się właściwie stało
-do końca życia żyję z procentów

Niestety, jak zwykle, zawiodło wykonanie.

Na początku szło gładko - drzwi otworzyła mi tęga, na oko 40 letnia, tleniona mamucha. Powiedziała, że męża nie ma, bo jest w trasie i że ona się nie zna.

-Dobra nasza - pomyślałem.

Wszedłem do mieszkania i dałem znak Krystianowi, Hazel #!$%@?ął tak, że aż rżnięte szkło zaczęło dzwonić w meblościance, a ta od razu rozdarła ryja, że jej obudzą Brajanka i nie zwracając na mnie uwagi zbiegła na dół uciszyć te jego car audio.

Wtedy plan zaczął się sypać.

Przede wszystkim uświadomiłem sobie, że nie pamiętam który to był kafelek.

Spanikowałem i zacząłem odkuwać na chybił trafił.

Odkułem już pół ściany, gdy muzyka umilkła. Zrozumiałem, że mamucha dobrała się do Krystiana.

-Wszystko stracone - zamruczałem pod nosem.

Nie mogłem już dalej tłuc, a pod tymi kilkunastoma odkutymi kafelkami nie było nic.

Strasznie #!$%@? z całej siły kopnąłem w wannę, siarczyście zakląłem i zacząłem się zbierać.
Już miałem wychodzić, gdy w dziurze po kopnięciu moim oczom ukazał się znajomy błysk złota!
Ze skrzynki wyjąłem śrubokręt, którym wygrzebałem sztabkę. Wrzuciłem wszystko do skrzynki i podniosłem się do wyjścia
Niestety w drzwiach stała już gruba. Oczy miała przekrwione, dłonie zaciśnięte w pięści a nozdrza chodziły jej jak końskie chrapy.

-Coś pan zrobił z moją łazienką!? - rozdarła się na mnie.
-Eeee... był wyciek gazu! - odpowiedziałem.
-W łazience? Przecież piec jest w korytarzu! - bystro zauważyła mamucha.
-No to jednak trochę się pani zna... - zauważyłem równie bystro.
-Dzwonię na policję - powiedziała odblokowując telefon.
-Nie, chwila! - rzuciłem się w jej stronę - Tutaj mam ćwierć uncji złota o rynkowej wartości ponad tysiąc złotych. Niech pani to weźmie na remont i zapomnijmy o sprawie - pociągnąłem z najbardziej potulnym wyrazem twarzy na jaki mogłem się zdobyć.
-Za tysiąc złotych to kafelkarz nawet nie wejdzie na to trzecie piętro. Robimy tak: dajesz pan trzy tysiące i złoto. Dodatkowo idziemy do salonu na tapczan i robisz pan tak żebym przestała tęsknić za mężem.
-Coooo? - zapytałem szczerze zdziwiony.
-Już pan dobrze wiesz co. Idziemy, czy mam dzwonić na psy? - powiedziała rozwiązując podomkę.

Wybrałem policję.

Chłopcy przyjechali w trymiga, wysłuchali całej historii, podrapali się po orzełkach na czapkach i zabrali mnie na dołek.

Jadąc w radiowozie kalkulowałem, że i tak wyszło nieźle, że lepsza noc na dołku, niż na tapczanie u tej rozwory.

Tyle że na miejscu... no... ten...

Jednak #metoo... pasta Adama z profilu Gdzie nie bywać, kogo nie znać. #pasta #gownowpis