Wpis z mikrobloga

Miałam jakieś 6 lat, mój brat 5. Mieszkaliśmy oczywiście w bloku, pełno innych bachorów w podobnym wieku. Było lato, trochę deszczowe. Niedaleko parkingu stały kosze na śmieci, takie wielkie, zielone i ktoś do nich wywalił w cholerę kapusty, która miała ogromne liście. Zaraz przy tych koszach były wielkie kałuże, dosyć głębokie, wody ponad kostki motzno. Dzieciaki zaczęły tam skakać, chlapać się. W tym mój brat, który nagle stwierdził, że to #!$%@? skakać w tej kałuży w ubraniach XDDD Rozebrał się caluśki, nawet buty ściągnął i się chlapie. Woda się zrobiła brudna, jakiś piach w środku. Braciak stwierdza, że nie może być brudasem. Biegnie do śmietnika, wyciąga te liście kapusty, wraca do kałuży. Siada w niej dupskiem i się myje tymi liśćmi jak gąbką. xDDD Wszystkie bachory stoją i się gapią, ja mu mówię żeby wyszedł, bo pijawki mu wejdą w siurka. (wtf, nie wiem?) Na to wszystko przybiega matka z ciotką, drą się i wyciągają go z kałuży, kiedy on ryczy, że jeszcze się nie wykąpał i nie może iść do domu brudny. Ależ dostał wtedy lanie po dupie. I ja #!$%@? też, bo nie przerwałam jego karuzeli #!$%@?. Przez jakiś czas mówili na niego Kacpuśniak.
  • 27
@Shanny: W przypadku mojego brata - dusza towarzystwa, dobra ekipa, składająca się głównie z osób, które wtedy na to patrzyły i się śmiały. Chyba wiem do czego zmierzasz i sądzę, że jest różnica między "wyśmianiem" przy jednorazowej wpadce, a tym, że ktoś był notorycznie wyśmiewany z powodu nie wiem "odstających uszu". To powtarzalność wpływa na nas, na to jak się kształtuje nasz charakter. Uważam, że takich głupot też potrzeba w życiu,