Wpis z mikrobloga

Mój różowy urządza w domu masterszefa i kuchenne rewolucje w jednym. Ma poważnego #!$%@? na punkcie gotowania.
Kiedy wracam z roboty to w tv leci jakieś gastro gówno a moja Grażyna namiętnie notuje w swoim kajecie kolejny przepis. Na przykład dzisiaj na obiadokolację dostałem minestrone, ossobuco z polentą, panna cottę i jakąś sałatę z bufalą. Niby fajnie, koledzy zazdraszczają ale ja rosnę. Jeszcze chwila, a moje bmi wskoczy z nadwagi do otyłości. Nawet jajka nie mogę sobie spokojnie rano ugotować, zaraz musi być w koszulce i na grzance. Do tego prezentacja jak z pięciogwiazdkowej knajpy.
Czasem będąc w delegacji wybieram najpodlejsze kebaby i bary mleczne aby przypomnieć sobie smaki młodości. Nie ukrywam lubię dobrze zjeść i odmawianie kiedy dostaję takie kulinaria pod nos praktycznie nie wchodzi w grę.
Namówiłem ją żeby zawód zmieniła i poszła do knajpy na kuchnię pracować. Poszła na kilka dni na próbę ale wydawało jej się chyba, że jest jakąś Magdą Gessler. Kręciła ogólnie gównoburze, pokłóciła się z właścicielem bo jej pieprzu z madagaskaru nie chciał zamówić, nazwała gościa kulinarnym prymitywem i na tym jej kariera w gastronomii się zakończyła.
Ile kasy na jedzenie wydajemy nawet nie chcę wiedzieć ale pewnie spokojnie wyżywilibyśmy wioskę głodnych murzyńskich dzieci za ten hajs.
Przed snem znowu oglądała Martę Stewart, jutro niedziela więc od rana będzie się tłukła garnkami.
Jak żyć pytam się?
#pasta
  • 1