Wpis z mikrobloga

„Co robisz po pracy?” zapytałem jakby od niechcenia. Rzuciła wreszcie szybkie spojrzenie na moje zakupy. Żel przeciwtrądzikowy do twarzy, papier toaletowy i baton. Dobrze, że dzisiaj współlokatorka nie poprosiła, żebym kupił jej tampony albo coś, jak czasem robi XD. Bo dziewczyny mnie lubią, mimo że jestem obiektywnie tak ze 4/10, Anon lvl 21, wzrost mizerny, zarost, który mam nadzieję jeszcze podrośnie, po brzuchu widać, że lubię spić piwko, spodniebomber.jpg. Ale mam inną taktykę na loszki: dowcip, patrzenie w oczy, pewność siebie i te sprawy. I ona też ewidentnie zobaczyła to w moich oczach, kiedy podniosła je znad zakupów. Nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się i zawołała do koleżanki „Sandra masz jakiś długopis?”, skasowała moje zakupy i napisała coś na paragonie. „To do widzenia hehe” rzuciłem na odchodnym i skierowałem się do mojego akademika Politechniki.


Ale tym razem czułem, że będzie inaczej. Zobaczyłem w oczach dziewczyny z kasy w drogerii jakiś błysk, jakby w oku tygrysa. Idąc ulicą wyjąłem z siatki paragon i na odwrocie odczytałem numer telefonu, imię „Ewa” i serduszko. A więc Ewa... Ciemne włosy, szeroki uśmiech, zadbana, chyba kilka lat starsza, generalnie solidne 8/10, dokładnie w moim typie.
Następnego dnia poszedłem na zajęcia, a potem do Biedronki po makaron i sos Aspiro na obiad. Przy kasie przypomniałem sobie o dziewczynie z drogerii, więc wracając do akademika wybrałem numer i zadzwoniłem. „Cześć Ewa, tu Anon, z drogerii... Mogę zostać twoim Adamem hehe?” zacząłem. Usłyszałem chichot i już wiedziałem, że jest dobrze. Umówiliśmy się na piątek na Rynku. Wypiliśmy parę piwek, rozmawialiśmy o tym i tamtym, ale generalnie czułem, że jej się podobam, śmiała się z moich żartów i dobrze nam się gadało. Pytałem ją o hobby i powiedziała że jej pasją jest żeglarstwo, pływa w sezonie na Kiekrzu kiedy tylko ma czas, zrobiła kurs instruktora i opowiadała, jakie trasy chciałaby pokonać. Kiedy mówiła o żeglarstwie, w jej oku pojawił się ten sam błysk, który zobaczyłem poprzedniego dnia. Wiedziałem już, że mam u niej spore szanse a może nawet...
Z jednej strony bardzo mi to wszystko zaimponowało, bo trzeba mieć niezłe jaja, żeby ciągać te wszystkie żagle i linki, ogarniać wiatry i jaka boja co oznacza. Ja generalnie zawsze wolałem csa niż sporty, ale o gustach się nie dyskutuje XD zresztą u niej mi to nie przeszkadzało. Laska, która tak pływa, na pewno lubi się nieźle napić, mimo że tutaj, na poznańskim rynku, w deszczowy dzień listopada, oszczędnie sączyła drugie studenckie piwko, które jej przyniosłem. Stary opowiadał mi, jak pływał z kolegami kajakami i jak to oni łoili wtedy flaszkę za flaszką No i że taka sportsmenka zwróciła na mnie uwagę, to na pewno jest szansa nie do zmarnowania...
Z drugiej strony był to jednak zajebisty przypał, bo ja... Musicie wiedzieć o mnie coś jeszcze. Generalnie boję się rzek i zbiorników wodnych. Woda w kranie ok, prysznic spoko, tylko wezmę parę wdechów. Ale już na przykład przez okno akademika prawie nie wyglądam, bo jak widzę rzekę, przechodzi mnie dreszcz. Jak wracam przez Wartę, to tylko tramwajem i zamykam wtedy oczy. Mój kumpel z matinfu Sebastian, któremu coś #!$%@?ło i poszedł na filozofię xd napisał mi kiedyś, że według Freuda lęk przed wodą oznacza strach przed własną podświadomością. #!$%@?. Nie pamiętam, jak to się zaczęło, ale zawsze to miałem. No ale co. Na razie jestem kozak nie ?
Wypiłem już trzy piwka, więc było mi wesoło, wiedziałem, że jest git i zaproponowałem „To co Ewa, to teraz wchodzimy level wyżej, pijemy rum z colą ! Jak piraci hehe !”. To było to. W jej oku zapalił się ten tygrysi ognik, tylko że z podwójną mocą. Poszedłem do baru, a ona powiedziała, że musi wyjść do toalety. Wróciłem z dwoma drinkami, ale Ewy już nie było. Znowu tylko nabazgrała na serwetce dwa słowa: „Powtórzmy to”. Spiłem oba drinki od razu i podczas powrotu tramwajem dźwięczały mi w głowie jak dzwon dwa słowa „Powtórzmy-to-powtórzmy-to”...
Odczekałem całą sobotę, bo wiedziałem już, że złapała haczyk, a starałem się rozegrać to na chłodno. W niedzielę zadzwoniłem wreszcie:
-No siemka moja dziewczyno z raju, tu Anon.
-Anon... Już myślałam, że nie zadzwonisz. Spotkajmy się dzisiaj.
-No dobra to o której?
-Wiesz, bo ja mam dzisiaj imprezę firmową i będę dopiero jakoś w nocy dostępna ale dzwoń do mnie to się zgadamy jakoś.
-Dobra spoko to na razie
Cały dzień chodziłem jak na szpilkach. Wziąłem prysznic, Marcin z pokoju #!$%@?ł mnie maszynką, znowu się umyłem, obciąłem paznokcie, poszedłem kupić kondomy do innej drogerii, znowu wziąłem prysznic, wyprasowałem marynarkę ze studniówki, spsikałem się wodą kolońską i czekałem i czekałem. Próbowałem czytać książkę, ale nic z tego, próbowałem odpalić jakiegoś questa ale nie mogłem się skupić, próbowałem układać kostkę rubika, ale drżały mi ręce i traciłem cierpliwość. Wreszcie o drugiej trzydzieści zadzwonił telefon. To była ona. To jest to. Jedna szansa. Anon, nie zjeb tego.
-Anoooon to jaa, Ewa. To nie ja byłam Ewą... To nie ja skradłam niebooo...
Była trochę podpita.
-Nie płacz Ewka, kiedy się widzim XD ?
-Anoon... Przyjedź po mnie i otrzyj moje babskie łzy.
-Gdzie jesteś Ewita ? Zamówię taksę.
-Czekaj, teraz idę z kumplem ale się odezwę.
Piętnaście minut czekania. Dwadzieścia. Chodziłem tylko w kółko po pokoju. Wreszcie znowu rozległo się „Master of Puppets” na moim dzwonku.
-Anon, dobra, to weź taksę na Most Świętego Rocha i spotkajmy się za pół godziny. Mam niespodziankę dla ciebie.
Niemal zobaczyłem przez słuchawkę ten błysk w oku, który tak zapadł mi w pamięć. Już nie mogłem powstrzymać myśli. Byliśmy parą pierwszych ludzi w raju, ja i ona, Anon i Ewa, yin i yang, ogień i woda...
Właśnie.
Woda.
O #!$%@?.
MOST ŚWIĘTEGO ROCHA.
Ten sam, przez który zawsze przejeżdzam zamykając oczy i zaciskając pięści.
Anon, nie ma żartów.
Skupienie.
Szybki telefon na dwójki.
„Dzień dobry proszę taksówkę pod akademik hehe”.
Dwadzieścia minut później wsiadałem już do taksówki. „Dokąd jedziemy?” - pyta taksówkarz. „Na Most Św. Rocha i tam poczekamy na koleżankę”. „Panie ale przecież ja tam nie mogę stanąć nie rób pan sobie jaj”. Wcisnąłem mu ciężko uciułanego Jagiełłę do ręki. „Panie to jest sprawa życia i śmierci”. Wzruszył ramionami i pojechaliśmy. Stanął na moście, wysiadł na chodnik i zapalił peta. Ja starałem się utrzymać otwarte powieki, ale ciągle mi opadały ze strachu. Ręce miałem zaciśnięte w pięści. Czułem się, jakbym miał zaraz się udusić. Ale w głowie kołatały dwa słowa Ewy: „powtórzmy-to-powtórzmy-to”.
Nagle otworzyły się drzwi i wsiadła ona. Otworzyłem oczy. Widać było, że nie bardzo spodobało jej się, że nie wyszedłem do niej. Rzuciła „nara” do kolegi z którym przyszła, on pomachał i poszedł dalej. Taksiarz zgasił i ruszyliśmy. „Cześć Anon cudowny wieczór nie?” powiedziała, ale było słychać, że jest trochę obrażona. „Mhm” wymamrotałem. Mrugnąłem kilka razy żeby sprawdzić czy dalej jesteśmy na moście. „Dokąd jedziemy?” - taksiarz wychylił się do nas. „Na przystań na Chwaliszewo” powiedziała Ewa. „Jjjak to ?” - zapytałem. „No tak to. Jedziemy popływać łódką. Mam klucze do mojego wujasa żaglówki” - usłyszałem. „Jjjjjjak to to jeszcze jest sezon?” -”No tak, zaraz będzie koniec. Dlaczego masz cały czas zamknięte oczy?”. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że dzięki Bogu zjechaliśmy już z mostu. „Wiesz, no czekałem na lepsze światło żeby cię zobaczyć hehe” - próbowałem obrócić sytuację w żart. „Dziwnie się zachowujesz, Anon” - rzuciła Ewa i zamilkła. Przez resztę drogi starałem się jakoś rozładować afmosferę, ale Ewa, mimo że trochę wstawiona, wydawała się spięta.
Wysiedliśmy na przystani, przywitaliśmy ze stróżem i poszliśmy w stronę łódki. Ogarnął mnie paniczny strach, nie dość, że byliśmy nad wodą, to jeszcze poczułem oprócz chłodu listopadowego poranka nagły chłód ze strony Ewy. „Wsiadaj Anon, ruszaj się ! Co ty tam robisz” - krzyknęła do mnie. Otworzyłem zamknięte powieki i prawie zwymiotowałem. Przy każdym kroku w stronę Warty bolało mnie całe ciało. Ale przy każdym kroku słyszałem, poprzez rozpaczliwe skrzeczenie brzucha, słowa Ewy napisane na serwetce: „powtórzmy to”. Kiedy przestawiłem nogę przez burtę żaglówki, moje nogi ważyły chyba z tonę. Ewa odwiązała linę, i chyba trochę poprawił jej się humor. Anon, weź się w garść. Zacisnąłem mocno wszystkie mięśnie i otworzyłem wreszcie porządnie oczy. Wtedy poczułem nagle, jak moje bombery opuszcza tzw. cichacz. Wyczułem go od razu, ale Ewa chyba nie, była zbyt zajęta przygotowywaniem łodzi do rejsu, zresztą rzeka sama nieźle śmierdziała. Poczułem wiatr w żaglach, dosłownie i w przenośni, zrobiło mi się trochę lepiej i ucisk w brzuchu jakby trochę zelżał. Starałem się nie myśleć, że jesteśmy już na środku rzeki, powtarzałem sobie ciągle „to twój wielki dzień” i takie tam.
Ewa była w swoim żywiole. Sterowała jak mistrzyni, wiedziała, kiedy pociągnąć każdą najmniejszą linkę. Warunki też były chyba doskonałe. Trochę poprawił mi się humor. Ewa głośno wydawała komendy, a ja w miarę możliwości wykonywałem je. Śmieszkowaliśmy trochę, ale wydawała się bardziej zaaferowana sterem, niż mną. Nie było tak najgorzej, ale miałem nadzieję, że wreszcie zawiniemy w jakieś spokojne miejsce i stracę wreszcie cnotę. Ciągle też żeglowaliśmy po wartkim nurcie, a ja przecież panicznie bałem się wody. Wreszcie zebrałem się na odwagę.
„Ahoj marynarzu ! Gdzie ta koja, a przy niej ten jacht” - zagaiłem od niechcenia. Koja, nie keja. Koja to jest łóżko na okręcie, mimo mojej niechęci do wody tyle o wyposażeniu łodzi wiedziałem. Wiedziałem, że zrozumie. Ewa obdarzyła mnie dziwnym spojrzeniem. Było ciemno, ale zastanawiałem się, czy dostrzegłem w nim ten niby tygrysi ognik, czy to było coś innego ?
„Panie majtek” - powiedziała zaskakująco chłodno - „Weź tę linę z pokładu i owiń ją wokół knagi”. To jest to. Ooo #!$%@?, zapowiada się grubo. Zawsze podobały mi się pornosy z wiązaniem, czasem sobie puszczałem w akademiku. Zdjąłem wolnym ruchem spodnie bomber, podniosłem linkę i zacząłem, niczym tancerz erotyczny, owijać ją sobie wokół #!$%@?. Ewa była trochę zajęta sterem, ale nagle nasze oczy się spotkały i dostrzegłem w nich niesamowite zaskoczenie. Kontynuowałem mój taniec, wiłem się jak wąż z linką w kroczu, czułem się jak zajebisty chippendales, machałem fiutem na ugiętych nogach i wyobrażałem sobie, jakie rajskie uciechy zaraz mnie czekają.
Nagle Ewa wybuchła śmiechem. Zaśmiewała się po pachy i klepała po kolanach. Poczułem, że tracę grunt pod nogami. Naraz moja pewność siebie znikła i pozostał tylko na krótko powstrzymany strach przed wodą. Wróciło dziwne uczucie w żołądku, spięcie wszystkich mięśni dodatkowo spotęgowane uciskiem linki okrętowej na mojego pytonga. Zamknąłem oczy ze strachu i nagle...
Zesrałem się. Biały pokład łodzi został zbryzgany gównem, a ja stałem z fajfusem fioletowym od krwi i bomberami i marynarką ze studniowki ufajdanymi sraką. To dla Ewy było za dużo. Cała trzęsła się ze śmiechu. Ryczała i wrzeszczała ze śmiechu. Traciła oddech, ale tylko po to, żeby zaraz wybuchnąć śmiechem. I wtedy to się stało. Zrobiła jeden krok nie w tę stronę, zaplątała nogi w linkę, która zawiązałem sobie na #!$%@?. Uderzyła głową w pokład, wstała chwiejnie, ale linka zawadziła o ster i nagły przechył wyrzucił ją za burtę. Szybko odwiązałem linkę z penisa i zacząłem wrzeszczeć jej imię. Ale prąd już ją porwał, było ciemno, a łódka pozbawiona sternika dryfowała w niewłaściwym kierunku. „EWA !” - wrzeszczałem, ale na próżno. Jakimś cudem dosterowałem do brzegu unikając uderzenia żaglem. Podciągnąłem spodnie, wyczołgałem się w krzaki i zemdlałem. Następnego dnia zaczęło się piekło, dochodzenia, śledztwa, inscenizacje z manekinami i tak dalej. Ciężko odchorowałem całą sprawę z Ewą. Rzuciłem studia i popadłem w alkoholizm i uzależnienie od dopalaczy. Co noc budzę się widząc biały pokład żaglówki ufajdany moim gównem. Nie wiem, jakim cudem uniknąłem podejrzeń ze strony policji, na moście taksa musiała zatrzymać się pod takim kątem, że kamery jej nie złapały, generalnie o wydarzeniach tamtego wieczoru wolałem nikomu nie opowiadać. Aż do dzisiaj.
#pasta #niemoje ale od ziomka
  • 2