Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania


Z tej strony #niebieskipasek, 22 lata. Nie chodzi o sprawy sercowe i #zwiazki bo mam narzeczoną i świetnie nam się układa
Trochę naświetlę wam sytuację, mam 22 lata. Mieszkam w większym mieście wojewódzkim w zachodnio-centralnej Polsce. Ukończyłem technikum, do którego w sumie nie wiem czemu poszedłem, ale co ja wtedy mając te naście lat mogłem wiedzieć o życiu. Zawód wyuczony jest kijowy i nie ma szans na pracę w zawodzie. Po skończeniu szkoły średniej poszedłem z rozpędu na studia. I tu pojawia się pierwszy poważny błąd mojego życia. Nigdy nie byłem geniuszem jeżeli chodzi o matematykę, czy fizykę dlatego z góry uznałem (być może błędnie), że na studia inżynierskie nie mam co się wybierać. Zgodnie ze swoimi zainteresowaniami poszedłem na stosunki międzynarodowe. Studiowało mi się dobrze, nawet bardzo dobrze. Pierwszy semestr ukończyłem z najlepszą średnią. Wtedy przyszły pierwsze rozterki i przemyślenia, czy to dobry kierunek, znikąd pojawiły się myśli, że ja tego nie ogarnę, bo drugi semestr zapowiadał się ciężej. Do tego doszła kwestia codziennych dojazdów do innego miasta i ostatecznie po ponad miesiącu przemyśleń rzuciłem studia tuż przed sesja letnią.
Zamierzałem dać sobie spokój ze studiami i znaleźć pracę, skończyć na średnim wykształceniu, ewentualnie porobić jakieś fajne kursy zawodowe.
Ale wtedy pojawiło się wokół mnie ogóle parcie na skończenie studiów „no jak to bez wyższego” no i mając niewiele czasu na wybór poszedłem na studia drugi raz. Wybrałem kierunek, który wydawał mi się bardziej „przyszłościowy” – połączenie marketingu/PRu i zarządzania, ale w praktyce #gownokierunek, do tego na publicznej gównouczelni. Obecnie jestem na drugim roku i mam ogromne poczucie, że marnuję na studiach swój czas. Nie nauczyłem się niczego, co mogłoby mi pomóc na rynku pracy. Jestem właściwie w połowie studiów i nie wiem co robić. Decyzję o nie robieniu magisterskich podjąłem już dawno.
Mam wielu znajomych, którzy pokończyli edukację na szkole średniej i wszyscy sobie jakoś radzę, poznajdywali pracę, mają już te kilka lat doświadczenia, powoli zakładają rodziny.
Ja ten sam etap będę musiał zaczynać o 4 lata później, a patrząc po ofertach pracy to po skończeniu studiów i posiadaniu wyższego wykształcenia nie znajdę raczej lepszej pracy niż mając „tylko” średnie.
W czasie studiów i przez wakacje trochę pracowałem w różnych miejscach i mam te kilka miesięcy doświadczenia i każda wykonywana praca dała mi kilka razy więcej satysfakcji niż studiowanie.
Żałuję, że te przemyślenia zaczęły nachodzić mnie dopiero teraz, a nie 3 lata temu, kiedy mogłem jeszcze inaczej wyrysować swoją ścieżkę edukacji/kariery.
Teraz zaczynam się martwić, co będzie jak skończę studia za półtorej roku. Obawiam się, że nie znajdę pracy, albo że nie znajdę pracy dobrze płatnej (te 1600/1700 na start) na UoP. To jest dla faceta strasznie deprymujące, co ja będę mógł zaoferować swojej narzeczonej, co zrobimy z pensji minimalnej, nawet nie mam co marzyć o kredycie na mieszkanie.

Rozważam teraz kilka opcji, rzucenie tych studiów w cholerę i pójście do pracy jakiejkolwiek byle na pełen etat, dzięki czemu zacznę pracę o te półtorej roku wcześniej. Przy okazji może miałbym czas na jakieś sensowne dodatki: typu nauka języka obcego, czy czegoś innego, ale równie przydatnego.
Opcja numer dwa to zmiana trybu studiów na zaoczne, znalezienie pracy na pełen etat i przemęczenie się przez te półtorej roku. Miałbym dzięki temu przynajmniej papierek i osławione „wyższe”.

Pojawiły się oczywiście w mojej głowie idiotyczne pomysły typu: zacznę trzeci raz studia, od razu zaocznie, może pójdę na inżynierskie (mimo, że wiem że po prostu się do tego nie nadaję i w życiu tego nie ogarnę), dzięki czemu miałbym pewność że znajdę pracę po studiach (albo tylko sobie wmawiam i wcale nie jest tak różowo po inżynierce). Rozważałem też pójście zaocznie na filologie angielską/niemiecką/inną, tak przynajmniej znałbym język i byłoby prościej o pracę. Jest to jakaś opcja, ale raczej niemożliwa, bo już mam serdecznie dość uczelni.

Przez chwilę próbowałem uczyć się programowania w ramach sprawdzania, czy może bym się do tego nadawał i czy nie oddać się w pełni nauce tego, ale przekonałem się tylko, że nie jest to dla mnie.
Niestety mimo posiadania 22 lat nadal nie mam żadnego planu na siebie, nie wiem czym mógłbym się zająć by sprawiało mi to radość i pozwalało godnie zarobić.

Czasem mam wrażenie, że już jestem na straconej pozycji, że już jestem w takim wieku, że od nowa niczego nie zacznę, a to co mam niczego mi nie daje.

Jestem z charakteru osobą, która bierze sprawy w swoje ręce i działa, ale teraz po prostu nie wiem co robić… i trochę się boję, ze czegokolwiek bym nie zrobił to pracy nie znajdę.

Mirki, poratujcie radą. Co robić? Jak sobie trochę pomóc w tej sytuacji (wiem, że nie jestem jedyny bo #gownokierunki co roku kończą tysiące osób) więc może ktoś z was podzieli się swoimi doświadczeniami.
Ktoś był może w podobnej sytuacji?
Czy sam licencjat z czegokolwiek pomaga, może warto skończyć studia zaocznie tylko dla papierka?
Czym zająć się obok/poza studiami, co jest pomocne na rynku pracy? (język obcy wiadomo, ale co jeszcze)

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling

co OP ma robić?

  • kończ zaocznie i idź do pracy 40.7% (22)
  • wal te studia i idź do pracy 33.3% (18)
  • zacznij nowe studia zaocznie+praca 25.9% (14)

Oddanych głosów: 54

  • 10
@AnonimoweMirkoWyznania:

Jeśli szansy na pracę w zawodzie nie widzisz, to kontynuowanie pracy jest tylko dalszą stratą czasu. Rozpoczynanie nowego kierunku też nie jest dobrym pomysłem, bo ewidentnie starasz się jakiś wymyślić na siłę.

Podobno zrobienie specjalistycznego kursu typu spawacz (czy w ogólności: operator jakiegoś specjalistycznego sprzętu) jest mocno opłacalnym interesem. Może to jest dobra droga? (chociaż lepiej, gdyby wypowiedział się ktoś kto coś takiego zrobił)
@AnonimoweMirkoWyznania:
wygląda jak byś nie pałał chęciami ciężkiej pracy żeby coś osiągnąć, studia zaoczne i praca to już męczarnia? bez przesady...a 22 lata to wciąż gówniarz, w krajach pierwszego świata normą staje się przebranżawianie w średnim wieku. możesz studiów nie robić jak masz kolegów którzy pomogą Ci w znalezieniu pracy, nie siedz ani chwili dłużej na dziennych, idąc na zaoczne poznasz ludzi "z branży" [chociaż to zależy od kierunku], a często
OP: Ok @pokorski masz moze trochę racji, ale co w takim razie robić?
Już serio chcę wziąć odpowiedzialność w swoje ręce, mam dość przedłużania sobie dzieciństwa i marnowania czasu, trzeba dorosnąć.
OP

Ten komentarz został dodany przez osobę dodającą wpis (OP)
Zaakceptował: Asterling

OP: @goraceparofki: na pewno studia zaoczne plus praca są cięższe niż same dzienne, ale to fajne wyzwanie, które jestem gotowy podjąć, pytanie tylko czy warto :)
Osobiście najbardziej skłaniam się właśnie ku tej opcji, bo mam dość marnowania czasu i swojego życia na nic nie robienie w postaci studiowania dziennego, gdzie ciężko mi podjąć pracę, którą dam radę pogodzić z planem zajęć
Dzięki za odpowiedź

Ten komentarz został dodany przez
RudaLoszka: > Rozważałem też pójście zaocznie na filologie angielską/niemiecką/inną, tak przynajmniej znałbym język i byłoby prościej o pracę.

Filologia nie jest od tego aby nauczyć Cię języka ale by ten język zgłębić i najlepiej jakbyś już go znał, nawet na niskim poziomie.

Zaakceptował: Asterling

@AnonimoweMirkoWyznania: studiuję zaocznie i pracuję w zawodzie. studiowałam wcześniej pierwszy stopień dziennie, nienawidziłam tych studiów i ludzi, był wyścig szczurów, beznadziejna atmosfera, plan z mega okienkami, cały dzień rozwalony. teraz jestem zachwycona.