Wpis z mikrobloga

Witajcie. Jestem Tomo, nie mogę usnąć i chcę się z Wami podzielić moim... spostrzeżeniem(?), takie trochę #gorzkiezale (?), na końcu takie jakby #coolstory które mogłoby być słabych lotów #pasta
Ok, zacznę od TL;DR (spoiler)


A więc, jak pewnie większość z Was ja także byłem na kilku weselach. Wesela mają to do siebie że są w większości fajne, tyle, że na początku jak każdy trzeźwy, bywa drętwo. Grzeczne głupie gadki mijają jak gra wstępna w filmach XXX, chciałoby się je przewinąć do akcji, ale się nie da. Czekamy wypatrując jak dookoła ludzie modlą się żeby podali w końcu obiad, bo po obiedzie to już wiadomo, giwery w dłoń i leci w gardełko zmrożona wódka. Lecz zanim to nastąpi podają ten nieszczęsny obiad. Rosół wchodzi jak w masło. Drugie danie. I tu zaczyna się podział ludzkości. Jedni biorą nogi kury, inni schabowego, mielonego, pierś z kury...


Ja, choć nie wiem co, nie potrafię jeść 'pałki' (z nogi kury) widelcem. Zawsze biorę w rękę takową i sobie przygryzam między ziemniaczkami z surówką, potem kompocik, te sprawy. Na pierwszym więc weselnym posiłku biorę schabowego, pierś kury, mielone... lubię mięsko ogólnie. Tę nogę z kury jem jak już ludzi się najebią. Jem ją po swojemu i nikt nie zwraca uwagi na to. Są jednak osobniki które nakładają sobie nogę i próbują się dobrać do niej widelcem. Jak mięsko miękkie i odchodzi od kości to nawet im to wychodzi, gorzej gdy nie odchodzi. Co oni z tym wyprawiają to ##!$%@?. A z prawej, a z lewej, a to po skosie szarpią to tymi tępymi nożykami. Efekt jest taki że połowa mięsa zostaje niezjedzona tylko poszarpana i nadal tkwi utwierdzona do kości. Nie trawię marnotrawstwa jedzenia (chyba że gotowana marchewka, ale to moje ciało po prostu zbiera na wymioty gdy czuje sam zapach, nie mówiąc o smaku). Niektórzy sobie ładnie radzą, ale i tak jakby dać psu resztki takie po mnie i po takim widelcu to by mnie znienawidził, chociaż pewnie zjadłby i jedno i drugie.

Tak więc ja jem nóżki (jak już wspomniałem) jak ludzie mają w dupie wszystko. Gdy wujek Marian opowiada dowcipy o burdelach, ciocia klocia płacze bo oblała swoją 20 letnią kreację czerwonym winem, świadek tańczy z krawatem na czole niczym Winetu, a kuzyn Piotrek leży zarzygany w kiblu, bo chlał bimber przy wiejskim stole z moim ojcem i ojcem chrzestnym (a z nimi się nie pije ( ͡° ͜ʖ ͡°))

I teraz taka historia z życia. Poszedłem, bo zostałem zaproszony, na obiad do koleżanki. W sumie jak sobie przypomnę to tkwiła chyba we friendzone bidulka, a fajna dziewczyna... ale nie o tym. Wpadam. Stół zasłany jak u mnie na święta, Biały obrusik, przygotowane talerzyki, nóż (tak ten tępy xD), widelec, łyżka. Wszystko jest. Rosół lubię. Ten był trochę słaby, biały, mało tłusty, no, ale zjadłem jako pierwszy. Lubię jeść szybko. Nie wiem czy to dobrze czy nie, że byłem pierwszy, ale nie zależało mi by wygrać. Nie krzyknąłem "PIERWSZY!". Tak wyszło. Idzie drugie. W między czasie pytania, czym się zajmuję, ja też zadaje pytania. Ogólnie jestem typem który ponoć "da się lubić". Weszło drugie. Ziemniaczki z koperkiem, surówka ze świeżej marcheweczki z jabłkiem, jakaś kapusta (chyba pekińska) Dobrze. Super. Ja lubię. Jeszcze kompot z jabłek i śliwek. Jak w domu. I nagle.... O nie... To nie może być prawda... Tylko nie to... Noga z kury. Tomo załamał ręce (,) Pani mame nałożyła z jakiegoś naczynia po nóżce, kilka zostało. "Jak ktoś będzie chciał dokładkę to proszę mówić"
Aaaa... nie powiedziałem, że siedzę ja, obok po lewej koleżanka, po bokach stołu jej dwaj bracia, młodsi ode mnie ale jeden starszy od niej, na przeciwko mnie Pani Mame, i koło niej Pan Tate. Jemy. Kobiety i bracia dobierają się do mięsa. Widzę że jeszcze takie czerwonawe w środku. Chryste Panie. Nic, powoli jem ziemniaczki z kapustą, Pan Tata robi dokładnie to samo. Który pierwszy. Pozwalam mu, przecież to jego dom. On jest tu Panem. Bierze widelec i kroi to jakby chciał to w plasterki uciąć hehe... Boże, niech ktoś to nagra. Widząc to, te krople potu na jego głowie wyskakuje mówiąc:
-Przepraszam Państwa najmocniej, nie chcę żeby Państwo pomyśleli że jestem niewychowany, ale czy nikt nie będzie miał przeciwko gdy zjem tą pysznie wyglądającą kurę ręką?- Opowiadam im na szybko historię z weselem żeby im to zobrazować. Wtedy do akcja wkracza Pan Tate odpowiadając:
-Na Święte buty Legolasa Białogrzywego! Dziękuję Ci!- i wziął kurę do ręki i je ją. Pani Mame trochę zdezorientowana spytała co Januszek robi. A On tylko że -No przecież chłopak ma racje do cholery!" Wtedy i ja wziąłem kurę w rękę. Tate wysunął się nad stół i przybił mi pionę. To była piona tłustych dłoni. Bracia się śmieją, ale tylko jeden zrezygnował z widelca.

Po wszystkim ojciec zaczął porównywać nasze pięknie obgryzione kostki i ich firankami, bo tak je nazwał. Potem obgryzł i je.
Tu mógłby być koniec, ale później wyciągnął swoje nalewki i mnie każdą częstował. Ja mu mówiłem ile mój Tate robi bimbru, mój brat wina i ja jakie piwo warzę. Napiliśmy się śmieszkując we dwójkę. Koleżanka przez chwilę siedziała z nami, później poszła do swojego pokoju xD

Przestałem tam chodzić bo ona chciała dużo więcej niż mogłem jej zaoferować. Nawet Pan Tate dzwonił dlaczego już nie przychodzę. Smutno trochę.
! Ogólnie, jak się domyślacie, użyłem tu trochę innych słów niż było naprawdę, ale historia autentyk.
A Wy Drodzy Miruny? Jak jecie kury nogi?
Pzdr
Tomo_BiF

  • 8