Wpis z mikrobloga

Mam trochę czasu i żeby tag #chemiczneopowiesci nie umarł, to krótka opowieść. Na wstępie – tradycyjnie – teoria.

Nieodłącznym elementem (prawie) każdej instalacji jest układ chłodzenia. Najczęstszymi składnikami takiego układu jest chłodnia i pompownia wody obiegowej. W przypadku chłodni sprawa się komplikuje, bo jest zbyt dużo ich typów, żeby je tu opisywać. Najczęściej są to chłodnie kominowe (pic. rel.). W tym przypadku są to chłodnie elektrowni atomowej (zdjęcie moje, bo mieszkam obok niej).

Przy okazji – zawsze mam bekę, jak „zieloni” przypinają się do nich łańcuchami w obronie klimatu. Równie dobrze mogliby się przypinać do chmur, albo mgły, bo jedyne co opuszcza chłodnię kominową (jakąkolwiek) to para wodna.

Inna odmiana chłodni, zastosowana u nas na wydziale, są chłodnie z wymuszonym chłodzeniem dzięki zastosowaniu wentylatorów na ich szczycie (pic. w 1 komentarzu). Foto, niestety, nie moje i nie z instalacji na której pracowałem. W tamtych czasach nie było smartfonów a wniesienie na zakład aparatu fotograficznego – w praktyce – było niemożliwe.

Wracając do tematu. Oprócz tego nieodzownym elementem takich układów są pompownie. I tutaj mamy dziesiątki rozwiązań... Pompownie jedno-obiegowe i dwu-obiegowe. Z pompami poziomymi i pionowymi. Zasadniczo, to temat rzeka. Żeby nie przynudzać, pokrótce co było u nas:

- chłodnia trzykomorowa (dokładnie taka, jak na 2 zdjęciu)
- pompownia jedno-obiegowa
- 3 pompy pionowe, odśrodkowe (6kV, 350 kW)
- filtr bocznikowy-samopłuczący

To tyle. Teraz historia właściwa.

Jedna z pierwszych zim na instalacji (ściślej – druga). Zmiana nocna. Nie pamiętam dokładnie, ale na zewnątrz było jakieś – 10 (być może -15). Gdzie się podziały takie zimy, jak bywały kiedyś?
Po odebraniu zmiany cały proces ustawiłem „pod siebie”, co zajęło mi z 20-25 min. I wtedy się zaczęło. Zaczęło się kombinowanie (z mojej strony), co by tu jeszcze poprawić, żeby było jeszcze lepiej, jeszcze ekonomiczniej. Te poprawianie można by podsumować krótkim cytatem z W. Młynarskiego:”Co by tu s-------ć, Panowie. Co by tu jeszcze?” To teraz, jak do tego doszło.

Zobaczyłem w systemie, ze chodzą dwie pompy wody obiegowej i wyłączone są wentylatory na dwóch komorach chłodni, co wydało mi się kompletnie bez sensu. Przy takiej temperaturze zewnętrznej wystarczyłaby jedna pompa (na skrajnej komorze) i ew. jeśli byłaby taka potrzeba, to musiałbym uruchomić wentylator, który - w porównaniu z pompą - pobierał znikomą ilość prądu.

Swój wniosek „racjonalizatorski” postanowieniem wprowadzić w życie. Niestety.

Wyłączyłem drugą pompę, zamknąłem zawór na tłoczeniu i zacząłem obserwować parametry. Ciśnienie i przepływ wody obiegowej trochę spadł, ale wszystko jeszcze było w granicach normy i rozsądku. Temperatura wody na wlocie do instalacji powoli się podnosiła, ale nie w jakimś zastraszającym tempie. Jednakże rosła. Po godzinie wzrosła na tyle, ze zdecydowałem się uruchomić wentylator. Znowu temperatura zaczęła spadać i to dość szybko. Wszystko znów mieściło się w granicach normy. Pozostała radość z zaoszczędzonej energii el. Do czasu...

Godzinę (no, może dwie) później temperatura znów zaczęła rosnąc. Na początku w miarę powoli, ale z minuty na minutę zwrot postępował coraz szybciej. Było to dla mnie o tyle dziwne, ze na zewnątrz temperatura powietrza ciągle spadała. W tamtym momencie, z mojego puntu widzenia – mało logiczne zjawisko. Pierwsza myśl: może „puszcza” zasuwa na tłoczeniu wyłączonej pompy i woda obiegowa cofa się do chłodni, zamiast na instalacje? Ale przepływ i ciśnienie było w normie. Te kwestie wykluczyłem. Więc co się dzieje? W pewnym momencie zrobiło się na tyle niebezpiecznie, ze musiałem dość szybko wrócić do układu pierwotnego. Uruchomiłem drugą pompę (na razie bez uruchamiania wentylatora na drugiej komorze). I tutaj „cud” – temperatura wody momentalnie zaczęła spadać. Wszystko wróciło do absolutnej normy. Pozostało mi się jeszcze dowiedzieć, co tam się stało?

Poprosiłem Zyge, żeby popilnował za mnie trochę instalacji a ja się przejdę zobaczyć na pompownie. Zyga zresztą sam stwierdził, ze pomysł miałem dobry, tylko wykonanie takie jakieś do d--y. Trudno było się z nim nie zgodzić...

Otuliłem się w ciepłą „kufaje” i z tzw. buta na pompownie (jakieś 100m). Już na dojściu zobaczyłem, co było nie tak. Cała, ale to cała, pierwsza komora była obrośnięta lodem. Dookoła. Jak się łatwo domyślić, włączenie wentylatora spowodowało szybki przepływ zimnego powietrza i zamrożenie ścian komory. W normalnym przypadku (w zimę) chłodnia obmarzała, ale były to pojedyncze sople, które od czasu do czasu odbijało się łomem, albo kilofem. Ale tak szybkiego przyrostu lodu i w takiej ilości się nie spodziewałem...

Wtedy już wiedziałem, ze to będzie długa noc dla mnie. Zgodnie z zasadą – kto spieprzył, ten niech naprawia, wziąłem z pompowni łom i kilof. Zacząłem się przebijać przez lód. Po „wybiciu” pierwszego okienka okazało się, ze warstwa lodu ma jakieś 5 cm grubości. W niektórych miejscach do 10 cm. Tak, to nie będzie długa noc. To będzie bardzo długa noc.

Zajęło mi to z 4 godz., ale się udało. Nim przyszła zmiana dzienna nie było przypału.
Nigdy, nigdy później tak nie zmarzłem, jak wtedy. Możecie sobie wyobrazić taką pracę, jak woda leje się wam po rękawicach a na zewnątrz z -15 stopni.

Wyciągnąłem z tego wtedy jedną lekcję: jak coś działa i działa dobrze, to się tego nie dotyka.

Na kolejnej nocce Zyga mnie przywitał słowami: „O! Cześć racjonalizator! Co dziś psujemy?”

#bezpieczenstwowprzemysle
verruct - Mam trochę czasu i żeby tag #chemiczneopowiesci nie umarł, to krótka opowie...

źródło: comment_uJYaXqI7deR2VZwa0xF6d4nz9R7d0zPu.jpg

Pobierz
  • 33
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@verruct myślisz że długo zajęłoby stopienie lodu na chłodnicy gdybyś zostawił układ w finalnym ustawieniu? Przy wyłączonym wentylatorze ciepło strumienia wody obiegowej powinno w końcu zrzucić warstwę lodu.
W każdym razie bardzo pouczający przykład. Dałbym dwa plusy, gdybym mógł.
  • Odpowiedz
@verruct: Zazwyczaj były błędy innych, dziś Twój ;)

Rozumiem, że ta chęć oszczędności wynikała po prostu "z dobrego serca", nie byłeś z tego rozliczany? Pytam, bo cierpię na tą samą przypadłość - chcę czasem z własnej woli poprawiać coś, co nie wymaga poprawy i nikt mnie o to nie prosił. Tu zaoszczędzić, tam zrobić szybciej. Efekt jest taki, że raczej nikt mi nie dziękuje jak się uda, za to są
  • Odpowiedz
@MasterYoda: Nic by to nie dało. Może jakby temperatura zew. wzrosła. Gdybym to zostawił w takim stanie, to - co najwyżej - stan by się nie zmieniał. Przypomnę, że to była skrajna komora, wiec z jednej strony zimne powietrze (nieznacznie podgrzane od wody ze środkowej komory) i tak było zaciągane. To mogło trwać dniami.
  • Odpowiedz
@jamtojest:

Rozumiem, że ta chęć oszczędności wynikała po prostu "z dobrego serca"


Niestety. W tamtych czasach średnio przejmowano się oszczędnością. Jedna pompa więcej, jedna mniej. Kogo to... Później to się pozmieniało. Nie pamiętam w którym roku (98-99?) był audyt na normę (głowy nie dam, bo nie pamiętam o jaka normę chodziło) ISO-9002. Od tamtego czasu była pogon za oszczędzaniem. Czasami do granic absurdu.
  • Odpowiedz
Przy okazji – zawsze mam bekę, jak „zieloni” przypinają się do nich łańcuchami w obronie klimatu. Równie dobrze mogliby się przypinać do chmur, albo mgły, bo jedyne co opuszcza chłodnię kominową (jakąkolwiek) to para wodna.


@verruct: Wzrost zawartości pary wodnej w powietrzu wzmacnia efekt cieplarniany, rosną temperatury i znów wzrasta parowanie. Ten efekt potęguje wzrost temperatur pierwotnie uruchamiany przez wzrost koncentracji dwutlenku węgla.
  • Odpowiedz
Przy okazji – zawsze mam bekę, jak „zieloni” przypinają się do nich łańcuchami w obronie klimatu. Równie dobrze mogliby się przypinać do chmur, albo mgły, bo jedyne co opuszcza chłodnię kominową (jakąkolwiek) to para wodna.


@verruct: nie żebym się czepiał czy bronił ekoterrorystów, ale para wodna to najgorszy z gazów cieplarnianych ( ͡° ͜ʖ ͡°) najskuteczniej zatrzymuje ciepło
  • Odpowiedz
@verruct: Przy okazji – zawsze mam bekę, jak „zieloni” przypinają się do nich łańcuchami w obronie klimatu. Równie dobrze mogliby się przypinać do chmur, albo mgły, bo jedyne co opuszcza chłodnię kominową (jakąkolwiek) to para wodna.

neprawda, czesto do chlodni kominowych podciagniety jest takze wylot spalin (np. nowe dwa bloki w EL opole) nie znasz sie to sie nie wypowiadaj pozdro
  • Odpowiedz
@verruct: Przyczepię się do słowa "jakiejkolwiek" użytej w zdaniu o chłodniach kominowych. Obecnie stosuje się również rozwiązania, w których dołączony do chłodni kominowej jest również tunel z odsiarczonymi spalinami i ulatuje nim nie tylko para wodna, ale i oczyszczone spaliny. Nie zmienia to jednak faktu, że większość tych kominów ma tylko zastosowanie chłodnicze.
  • Odpowiedz