Wpis z mikrobloga

Boris - Pink
#muzykawolfika #muzyka #stonermetal #sludgemetal #boris #japanmusic #recenzja

tekst dot. płyty zatytułowanej "Boris", a nie kawałka o tym samym tytule

Czy jest na sali osoba znająca japoński ? Nie ? Świetnie, nie będziecie sobie zaprzątać głowy tekstami, skupicie się tylko na muzyce - tak mógłby brzmieć wstęp do wykładu o zespole Boris z Kraju Kwitnącej Wiśni. Czego możemy się spodziewać po azjatach z gitarami ? Bądźcie pewni, że niczego co ma związek z Hello Kitty, lub innymi j-popami. Przed Wami płyta, która zniszczy głośniki i poszarpie subwoofer.

W tej płycie urzeka przede wszystkim brzmienie tak brudne i chropowate, dość charakterystyczne dla kultowej kapeli. Z ogromnymi wpływami estetyki shoegaze, oraz psychodelii, mieszając alternatywny rock z doom/sludge metalem, japończycy stworzyli potwora na miarę Godzilli. Nie dajcie się zwieść otwierającemu album kawałkowi "Farewall" (nota bene główny muzyczny motyw z filmu "The Limits Of Control" Jima Jarmuscha), który klimatem może przypominać utwory z legendarnego albumu "Loveless" My Bloody Valentine. To tylko delikatny wstęp, choć i tutaj produkcja jest tak surowa, że aż bolą uszy. Dalej jest już tylko bezkompromisowa jazda na przestrojony bas, surowe solówki i walącą perkusję. Następne trzy w kolejności utwory "Pink", "Woman On The Screen" oraz "Nothing Special" dowodzą tylko tezie, że w kategorii 'hałas' Boris nie ma sobie równych. Wraz z kawałkiem "Blackout" przychodzi wytchnienie, ale bardzo niepokojące. Ciężki basowy riff to wypadkowa muzyki pokroju Sunn 0))), z resztą zespoły współpracowały ze sobą dość często. Przy instrumentalnym i troszkę zbyt krótkim "Electric", daje się potupać nogą, pojawia się nawet melodia, którą można zapamiętać, a to sztuka mocno utrudniona przy takiej dawce dźwiękowego zgiełku. Uwierzcie mi. Jednym z ciekawszych pozycji na albumie, to nr 8 "Afterburner", w którym nieobce są wpływy Black Sabbath (a może nawet Kyuss ?). "Just Abandonen My-Self", zamykający całość utwór, trwający przeszło 18 minut, to znów wręcz punkowa jazda bez trzymanki, natomiast gdzieś w połowie zaczyna się zabawa ze sprzężeniami i efektami, które po prostu robią z naszego mózgu różową papkę.

"Pink" to album dla odważnych słuchaczy, którzy z niejednego pieca chleb zjadali. Dla tych których nie odstrasza hałas i pozorny brak ładu. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu i piękne współgra. Szkoda tylko, że nie znam japońskiego...
tomwolf - Boris - Pink
#muzykawolfika #muzyka #stonermetal #sludgemetal #boris #japa...