Wpis z mikrobloga

#zdzislawintheworld #podroze #podrozujzwykopem #peru

Krótka anegdota o podróżowaniu z kimś

Ostatnia wrzutka na blogu - jak oszczędzać w podróży - kończyła się informacją, że zatrzymałem się na wolontariacie. Za to że 25 godzin tygodniowo postoję na barze relaksując się z rana, albo rozkręcając melanże z wieczora, za zakwaterowanie i wyżywienie to nie jest praca, tylko sposób na oszczędzenie ponad stu dolarów na tydzień pobytu nad morzem. Jednym słowem chillujemy.

Jestem pozytywnie zaskoczony symbiozą wolontariatu. Obie strony tutaj korzystają, choć właściciele o wiele bardziej. Mając kilka osób na wolontariacie, cały czas ktoś jest na barze, generuje się ruch, ale przede wszystkim zachędza to ludzi. O wiele milej zatrzymać się w miejscu gdzie widać dobrze bawiących się ludzi. To że miejsce jest żywe w dużej mierze zawdzięcza wolontariuszom. Jest to dobry, samonapędzający się mechanizm, w którego trybach mam przyjemność się znajdować. Do tego jeszcze jedna koleżanka jest tutaj z Polski, to już w ogóle przejmujemy to miejsce.

No i tak leci czas strasznie szybko, jak to bywa na urlopie. Bo to jest urlop, jawny odpoczynek od podróżowania, które męczy zarówno psychicznie jak i fizycznie. Także na leżeniu w hamaku, piciu drinków, bieganiu po plaży, chodzeniu na slackline i ogólnopojętym chillowaniu minął już ponad tydzień ciężkiej pracy. I tak się składa, że ciągle jest coś do roboty i mimo osiadłego trybu blog w dalszym ciągu pozostaje zaniedbany.

I tak sobie pomyślałem, że skoro teraz mam trochę czasu, a i sytuacja się delikatnie zmieniła i nie podróżuję już sam, to może napiszę właśnie o tym. Bo teraz mam porównanie, bo jestem na bieżąco, bo widzę jak to się zmieniło i takie tam. Zacząłem od sprawdzenia, co też inni napisali na ten temat. Po tym drobnym researchu stwierdziłem, że raczej nie napiszę tego wpisu z dwóch powodów.

Po pierwsze podróżuję z ziomkiem, a wszelkie próby napisania tytułu do takiego wpisu nasuwają skojarzenia ludzi w związku. To jeszcze dałoby się jakoś obejść, drugi powód jednak nie jest już taki prosty do przeskoczenia. Nie mam pojęcia w jaki sposób mógłbym to napisać, aby nie stworzyć banału, który widziałem w innych miejscach internetu. Mogę jednak napisać drobną anegdotkę, która by się nie wydarzyła gdybym podróżował sam.

W naszym hostelu znajduje się restauracja, a raczej pomieszczenie, w którym kobitka gotuje. Taka drewniana buda, lecz zaskakujące jedzenie jest bardzo dobre. Naprawdę wyśmienite, porcje znaczne, ceny rozsądne i naprawdę dobrze się złożyło, że tak jest. Praktycznie wszystko co tam jadłem było naprawdę dobre i zdarzył się tylko jeden drobny incydent. Raz zamówiłem szarlotkę z lodami i faktycznie dostałem szarlotkę. Jednak nie z lodami, a z dwoma soczystymi, oszronionymi i polanymi czekoladą gałkami ziemniaków. Puree dokładniej. Wróćmy jednak do anegdoty.

Codziennie rano dostajemy od tamtej Pani również śniadanie. Dość biedne, bo tylko kawa, bułeczka, kąsek masła i kawałek omleta lub sadzone jajko, więc po dokupieniu jakiegoś pieczywa, awokado i owoców może być naprawdę spoko. W każdym razie zawsze są jajka i zawsze są niedosolone. I cały problem kończy się w miejscu gdy pojawia się solniczka, tam też również zaczyna się anegdota.

Przymiotnik jakim można by opisać Peruwiańczyków nie oscylowałby zbyt blisko porządni. W dużej mierze przeważa tutaj prowizorka, a mnóstwo rzeczy zrobionych jest na przysłowiowy #!$%@?, 30% nie więcej. Na przykład stół do bilarda (już #!$%@?ąc od jego stanu, jak i stanu kijów) jest nachylony pod kątem widocznym gołym okiem. Na barze do krojenia limonek jest nóż do chleba, głośnik można by przewiesić w znacznie lepsze miejsce, lampy które rozstawiamy co wieczór są w takim stanie, że najchętniej trzymałbym z dala od energii elektrycznej. Szafki mają zawiasy na górnej krawędzi, więc są skrajnie niewygodne. Wiecie, takie małe rzeczy, które łatwo i małym nakładem można by poprawić. Drobiazgi które irytują, ale są zbyt małe żeby je poprawiać. Na przykład solniczka.

Jak się zapewne możecie domyślić dość byle jaka. Pusty słoiczek z wybitymi dziurami we wieczku. W środku zwyczajna sól kuchenna, a do tego surowy ryż. Ryż wspaniale wyciąga wodę, jeszcze lepiej niż sól, dlatego też suszy się w nim wszelką zamoczoną elektronikę, telefony spłukane w kiblu, itp. W solniczce też dobrze się sprawdza, zapobiega zbrylaniu się soli i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie drobna niedogodność. Otwory w solniczce są średnicy pozwalającej ryżowi swobodnie wypadać podczas solenia. Czyli w praktyce soląc co rano śniadanie posypuję je również ryżem. Albo ryżując je, jednocześnie solisz.

No i podróżując samemu zapewne westchnąłbym smutnie nad jej losem, przeszedł z tym do porządku dziennego, co ranek irytując się nieznacznie, tydzień po wyjeździe zapomniał i tyle. W przypadku gdy jest nas dwoje i obaj znamy swoją pogardę do tego typu hochsztaplerki wystarczyło tylko że na siebie spojrzeliśmy. Nie musiałem tłumaczyć jak wchodzi to w konflikt z moim perfekcjonizmem, poczuciem dobrego smaku i dlaczego taki drobiazg może być aż tak bardzo irytujący. Nie było potrzeby, bo od razu to wiedzieliśmy. Poryżowaliśmy sobie jedzenie sprawdzając ile soli przy okazji wypadnie z pojemnika, postawiliśmy na środku, oglądnęliśmy dokładnie, zamieniliśmy parę ogólnych zdań o upadku rasy ludzkiej, pośmialiśmy się trochę i tak minęło nam śniadanie.

Tak też mijają śniadania od jakiegoś tygodnia i będą wyglądać podobnie przez kolejny tydzień. I jestem praktycznie pewien, że pierwszą rzeczą jaka będzie mi się kojarzyć z wolontariatem w Peru będzie ta solniczka. Gdybym I właśnie to jest jedna z większych różnic pomiędzy podróżowaniem samemu, a z osobą którą się dobrze zna.

A na zdjęciu hostel w którym pracujemy.

wołam @dolandark @Refusek @L_u_k_as @Cooyon @Nabucho i @angeldelamuerte
zdzislawin - #zdzislawintheworld #podroze #podrozujzwykopem #peru

Krótka anegdota ...

źródło: comment_0pyZoly1AYK02mvaAqpLD7V5JIgz3dk4.jpg

Pobierz
  • 5
@zdzislaw_in: ja to w ogóle się zastanawiam, czy dałbym radę podróżować sam gdziekolwiek. Nie masz nigdy takiego uczucia, że kiedy widzisz coś zapierającego dwch w piersiach, koniecznie chciałbyś się tym z kimś podzielić? Ale z drugiej strony, podróżowanie więcej niż w dwie osoby to dla mnie koszmar, kiedy przychodzi do podjęcia decyzji. Jeśli jest naturalny lider, to jeszcze pół biedy. K
@Nabucho: Wydaje mi się, że każdy sam by sobie poradził. Człowiek dość szybko się adaptuje do nowych warunków, a taka szkoła życia zrobi dobrze każdemu.

Wraz ze wzrostem ilości osób problem podejmowania decyzji wzrasta wykładniczo. Choć w dwie osoby to jeszcze nie jest problem.
@zdzislaw_in: szkoła życia to jedno, ale ja akurat nie o tym. Chodziło mi o samotność. Nie czujesz się samotny, na szlaku, kiedy jesteś zmęczony, albo chory, kiedy widzisz coś absolutnie cudownego? Mnie by było przykro, gdybym musiał przykładowo zostawić swojego Różowego, i jechać samemu...
@Nabucho: A widzisz, masz różowego ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jestem introwertykiem motzno i dobrze się czuję w samotności. Po 7 miesiącach dołączył do mnie jednak kumpel z akademika i teraz jak jeździmy sobie razem, to jest po prostu inaczej. I tak mi się podobało, a teraz też jest spoko i jeszcze się cieszę, że dołączył więc generalnie rozwiązałem to w najlepszy z możliwych sposobów. tyle wygrać