Wpis z mikrobloga

Kiedyś często słyszałam, że imię „Kasia” zupełnie do mnie nie pasuje.
- Wymyśl sobie jakieś imię. „Kasia” nie jest zbyt ciekawe - koleżanka tłumaczyła mi w kafejce internetowej, wprowadzając w arkana korzystania z czatu na Onecie.
- „Asia” jest w porządku? Mam tak na drugie.
- Nie bardzo. Imię powinno być bardziej... wymyślne. Poza tym nie mów nikomu, że masz dziesięć lat. Na czacie najlepiej mieć szesnaście lat. Koniecznie pisz też, że jesteś blondynką i że jesteś zgrabna. Wtedy wszyscy będą chcieli z tobą rozmawiać - zapewniała koleżanka. - Poza tym, podstawowa zasada: nie pisze się „cześć”, tylko „cze” – ciągnęła, podglądając moją rozmowę z użytkownikiem o nicku AdamMistrzu.
- A dlaczego tak?
- Bo tak jest fajniej. W internecie nie używa się polskich znaków.
Wzięłam sobie jej rady do serca. Szczególnie tę dotyczącą pisowni.
Moja rozmowa z AdamMistrzu wyglądała mniej więcej tak:
- Cze. Mam na imi Scholastyka, a ty?
- Adam. Naprawde masz tak na imie?
- Jasne. Mam szesnacie lat i jestem zgrabn blondynk. A ty jak wygldasz?
- Normalnie. Dziwnie piszesz, Scholastyko.
- Mw do mnie Scholcia.
- Ok. Czym sie interesujesz?
- Lubi czyta ksiki.
- Co?
- Ksiki.
- Nie rozumiem.
- Ostatnio czytaam „O szczciu” Wadysawa Tatarkiewicza.
Rodzice zawsze powtarzali mi, że „O szczęściu” to ładna, mądra książka, i że powinnam ją przeczytać, gdy dorosnę. Uznałam, że gdybym miała szesnaście lat, a na imię Scholastyka, to na pewno uwielbiałabym Tatarkiewicza.
- Nie pisz, że lubisz czytać, bo pomyślą, że jesteś pasztetem - koleżanka znów podglądała moją rozmowę.
- Nigdy nie widziałam pasztetu, który czyta książki - odparłam, lekko poirytowana.
- No i nie pisze się „ksiki”, tylko „ksiazki”. Ech, kompletnie nie potrafisz pisać –
koleżanka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Spadaj na szczaw - zdenerwowałam się już całkiem na poważnie.
- Nie mów do mnie z bliska, bo ci jedzie z pyska jak z dupy tygryska!
- Idź do warzywniaka, połóż łeb na wadze i wciśnij burak.
- E tam, nie rymuje się. Nie odzywaj się do mnie więcej.
Nie odzywałyśmy się do siebie przez tydzień.
- Scholcia, jestes tam? - zapytał Adam.
- Jestem.
- To ja juz musze isc. Czesc.
- Cze.
Pobyt w kafejce kosztował mnie pięć złotych. Uznałam, że bez sensu jest wydawać tygodniowe kieszonkowe na to, by przez chwilę poudawać, że się jest szesnastoletnią blondynką z Krakowa. Za takie pieniądze można było kupić coś fajnego. Na przykład paczkę keczupowych Maczug oraz papierosy.

#nunkunpisze #truestory #heheszki
  • 33