Wpis z mikrobloga

Dawno temu. Polnocna Szwecja, kawalek drogi za Kiruna na polnoc. Listopad. Poczatek listopada. Dostalismy wezwanie do wypadku. Typowa pogoda za kolem podbiegunowym - nagle slonce w mgnieniu oka ginie za czarnymi, brunatnymi chmurami, ktore nadplywaja w tempie nie do pozazdroszczenia w Formule 1. Z nieba spada deszcz ze sniegiem (wiecej deszczu), zajebiscie duze krople, ciezkie, ktore spadaja na asfalt z ogromnym hukiem rozbryzgujac sie fonatanna na boki. Dzwiek jedyny w swoim rodzaju, tak glosny, ze utrudnia normalna rozmowe. Przy temperaturze powietrza w granicach minus 8, woda zamarza w mgnieniu oka, droga pokrywa sie twarda, kilkucentymetrowa szklanka w ciagu minuty. Dodatkowo zrywa sie porywisty wiatr i robi sie zamiec sniezna wspomagana zimnym deszczem. Rodzina z Finlandii zmierza na polnoc Norwegii, akurat majac do granicy norwesko-szwedzkiej jakies 40 km. Jechali uznawanym za bardzo bezpieczny samochod - volvo. Na jednym z kolejnych zakretow lokalnej drogi poplyneli bokiem na przeciwlegly pas. Na nic zdaly sie zajebiste opony zimowe (Continental o ile pamietam). Tam, na samej polnocy, zaklada sie juz we wrzesniu opony z kolcami (i autochtoni tak robia, jest to zalecane, wrecz niezbedne). Pech chcial, ze wpierniczyli sie pod TIR-a z Lotwy, ktory notabene tez wracal z polnocnej Norwegii. Sledztwo wykazalo, ze osobowe volvo mialo troche za wysoka predkosc, jak na takie warunki... okolo 80 km/h.
Strazacy, ktorzy nadjechali przed nami (z jakiejs szwedzkiej wioski, odpowiednik naszego OSP), rozcieli karoserie, wypierniczyli dach auta, w srodku mezczyzna-kierowca (35 lat), obok kobieta (30 lat), z tylu dziewczynka lat 5 i chlopiec lat 3.
Akcja trwala 3 godziny. Pogoda sie pogarszala, po 20 minutach mielismy sztywne uszy i czape zamarzajacego sniegu na lbie. Do dzis nie zapomne widoku swoich fioletowych, grabiejacych dloni.
No i lotewski kierowca, ktory biegal w panice dookola swojej ciezarowki w napadzie paniki, krzyczac, ze zaraz sie powiesi w kabinie. Typowy trucker - okolo 40-stki, skorzana kurtka z fredzlami, dzinsy, fryzura na zero. W swoim zyciu truckera przejechal tysiace kilometrow. W zasadzie tylko jego moglismy ratowac, trafil na obserwacje do szpitala w Kiruna. Rodzina z volvo niestety nie przezyla tej historii. Obrazenia wewnetrzne. Plus obrazenia glowy. Byl to kolejny przypadek w mojej karierze, kiedy smierc dzieci bedzie wracac po nocach.
Niektorzy pytaja, co robimy po powrocie do domu. Niektorzy sie upijaja, niektorzy wkladaja reeboki i biegna 10 km, niektorzy wlaczaja film na laptopie i sypia sobie miche chipsow. Kazdy robi cos, aby zapomniec i odreagowac. Do nastepnego dyzuru, ktory czesto jest jutro, czyli za kilka godzin. Nie, nie mamy psychologow. Radzimy sobie sami. A przynajmniej tak nam sie wydaje. #999
  • 12
@profumo: oglądałem kiedyś taki wywiad o wydziale prewencji polskiej policji lat 90 i pytali się ich co robią po akcji, czy mają jakiegoś psychologa? Odpowiadali: "tak mamy... tak mamy nazywa się wódka"
@profumo: nie wiem jak dajecie radę obcować ze śmiercią tak na co dzień... mi wystarczył ten lipcowy wieczór, gdy najechaliśmy na zdarzenie, które miało miejsce dosłownie kilkadziesiąt sekund wcześniej. Białe, nie najmłodsze auto uderzone w tylny, prawy narożnik, droga ekspresowa. Wokół było już ciemno, auto stało po skosie, ale tyłem do kierunku jazdy. Drugiego uczestnika wypadku, brak, ale nie było czasu się wtedy nad tym zastanawiać. Nie jestem jedyny, który zdecydował
@4kroki: bo szczerze mowiac, sa zwyklymi robolami, ktorzy wg ich pracodawcow robia zwykla robote i paychog im nie potrzebny i szkoda kosztow robic. Mozesz se isc na nfz/prywatnie po robocie.