Wpis z mikrobloga

TL;DR


Wpis podyktowany głównie złością i chwilą, inaczej nieuzasadniony, bo będę marudzić długo, a wnioski? Może jakieś się znajdą. Właściwie to ten tekst napisałam już dawno, ale stwierdziłam, że za długi, może nudny, może bez sensu. Jednak dzisiaj spotkała mnie sytuacja pasująca tu jak ulał więc postanowiłam ją dopisać i jednak wrzucić.

Sama jestem przedstawicielką #rozowepaski więc można by powiedzieć, że oczerniam tym wpisem naszą płeć albo zarzucić generalizowanie i stereotypizację, ale ja już właśnie mam powoli dość walki ze stereotypami na temat różowych. Z jednej strony panuje tu wiele przekonań dotyczących kobiet, z którymi się nie zgadzam i będę swoich przekonań bronić, a z drugiej są sprawy, których nawet ja jako przedstawicielka płci teoretycznie słabszej nie potrafię zrozumieć, a właściwie to inaczej – potrafię zrozumieć, ale nie mogę spokojnie zaakceptować, a tym bardziej przyklasnąć tego typu gierkom i działaniom.

Do rzeczy, bo i tak długo będzie. Przykłady z życia wzięte:

1. Kolega poznał dziewczynę w pracy, zakochał się jak wariat. Laskę znałam jeszcze z czasów szkolnych, w zasadzie to spoko dziewczyna, nic nie wskazywało, żeby było z nią coś nie tak. Pokazywał się z nią w towarzystwie, była miła i sympatyczna dla wszystkich. Momentami do rany przyłóż, pomocna przy każdej okazji. Ludzie ją zaakceptowali i polubili. Ślub. Po ślubie kompletna przemiana. Wieczne tłumaczenia „nie przyjedziemy bo niunia nie ma ochoty, bo niunię boli głowa, bo niunia zaplanowała coś innego”. Jak pojawiał się w towarzystwie to na krótko i w tajemnicy przed żoną, bo jej to coraz bardziej nie pasowało. Kiedyś napisałam do niego smsa, zwykłego w sprawie pracy, której jak słyszałam szukał. Odpisała ona, mniej więcej tak „Matka Teresa się znalazła, on nie potrzebuje od ciebie żadnej pomocy, #!$%@? się od niego, zazdrościsz mi nazwiska po mężu, którego nigdy mieć nie będziesz”. Trochę szok, bo kolegę traktowałam jak brata i nigdy nic więcej do głowy by mi nie przyszło. No nic. Kontakt się urwał nie tylko mój z nimi, ale też większości znajomych, a nawet od rodziny go znacznie odizolowała.

2. Kilkuletni związek. Chłopak rozrywkowy, ale dziewczyna nigdy nie miała nic przeciwko temu. Czasem wychodził bawić się sam (bez żadnych problemów z jej strony), a bardzo często z nią i też się dobrze w towarzystwie bawiła. Nie przeszkadzały jej używki, zwłaszcza że wszystko w granicach przyzwoitości. Ślub. Po ślubie jeszcze w miarę w normie aczkolwiek zaczęła cały czas gadać o dziecku, do obrzydzenia. Dziecko się pojawia. Kolega naprawdę się stara i w roli ojca dobrze sprawdza. Prawie nigdzie nie wychodzi, a jak już to nie na długo, bo trzeba wracać dziecko wykąpać, uśpić itp. Pracuje na nią i dziecko, w wolnych chwilach remontuje ich mieszkanie, bo kupili w stanie nienadającym się do zamieszkania. Co jego żona robi jak już zdarzy mu się wyjść na dłużej? Dzwoni co chwilę albo jak ma możliwość to przychodzi i drze ryja na całe towarzystwo, że on już nie może wychodzić, bo ma dziecko. Sytuacja z jego urodzin, na które zaprosił naszą paczkę (dwie osoby specjalnie z innych miast przyjechały, bo w końcu tak rzadko teraz jest okazja żeby się spotkać). Impreza to kameralny grill u nich na działce, żadnej głośnej muzyki, krzyków itp. Godzina 23, żona wychodzi i drze się przy wszystkich, że jak zaraz imprezy nie skończy to zamyka drzwi i do domu nie wejdzie na noc. Wyzywanie od pijaków, narkomanów itp. tych samych znajomych, z którymi jeszcze niedawno (czyt. przed ślubem i dzieckiem) sama podobno lubiła się bawić. W domu była teściowa, która oferowała przypilnować dzieciaka, żeby laska mogła też do nas wyjść, ale przecież nie o to chodziło. Chodziło o to, że jako mąż i ojciec nie ma prawa już myśleć o czymkolwiek innym jak o rodzinie, a już broń boże się rozerwać raz na ruski rok.

3. Sytuacja, o której nie ma co się rozpisywać. Też kilkuletni związek, wszystko niby ok. Ślub spowodowany ciążą, ale nieprzypadkową (wprost mówiąc złapała go na dziecko). Po ślubie laska odizolowała od swojego męża wszystkie koleżanki z towarzystwa. Wcześniej się z nami dogadywała i doskonale zdawała sobie sprawę z naszych kontaktów z jej facetem (zwykłe smsy, telefony, nic nadzwyczajnego, w końcu znaliśmy się i przyjaźniliśmy ponad 10 lat). Po ślubie jakby z automatu przestała nas akceptować, a każdy kontakt z jej mężem zaczęła traktować jak nasz podryw w jego stronę. Po prostu obłęd. W ten sposób koledzy z ekipy też przestali się z nią zadawać, a jedyni wspólni znajomi jacy im zostali to dwie zaprzyjaźnione pary i jej siostra z mężem. Facet oczywiście z nami ciągle się spotyka tylko ona nic o tym nie wie.

4. Sytuacja z dzisiaj. Koledzy raz w roku organizowali sobie męski wyjazd do Mikołajek. W tym roku tradycyjnie też wyjeżdżają na najbliższy weekend. Ale, ale… jeden z kolegów się ożenił 4 miesiące temu. I co? I oczywiście jego kobieta, która do tej pory nie miała nic przeciwko tym wyjazdom, teraz, jako żona, już ma. Koledzy mnie do niej wydelegowali, bo „jako kobieta to może jej przetłumaczysz”. Nie ma szans, jej argumenty są niepodważalne i takie mocne!!! Mianowicie: to nie wypada, żeby mąż tak żonę zostawiał, oni tam piją i szaleją i jeszcze głupot narobią (czemu jej to wcześniej nie przeszkadzało?), co ona powie jak niespodziewanie siostra lub mama przyjadą i jej męża w domu w weekend nie będzie, ona nie ma zaufania (fuck! Jak można wyjść za mąż za kogoś komu się nie ufa, inna sprawa że to z dupy wzięte obawy bo facet dobry i wierny), za dużo pieniędzy tam wydaje (kasy im nie brak, on bardzo dobrze zarabia). Ręce opadają.

Podsumowując. Nie generalizuję, ale naprawdę nie dziwię się męskim obawom przed ślubem. Te kobiety się doskonale kamuflowały, a po ślubie jakby im coś strzeliło do głowy, tak o! Z dnia na dzień. Tak jakby traktowały ślub jako zabezpieczenie, jako pewniak, że teraz co by nie robiły to facet z nimi będzie. Wcześniej musiały udawać, bo jeszcze by się rozmyślił, a teraz już mogą wszystko. A jak dziecko się pojawi to nie dość, że już nic nie udają to jeszcze mają dodatkowy argument do wykorzystania w każdej sytuacji.

Nie znam recepty aby uniknąć takich sytuacji. Jednak teraz tak po opisaniu i przemyśleniu każdej z tych powyższych przychodzi mi do głowy kilka cech wspólnych tych kobiet, na które może warto zwrócić uwagę:

- Każda z nich jak tylko zaczęła się spotykać z przyszłym mężem to niemal całe swoje dotychczasowe życie zostawiła za sobą, nie ważne były koleżanki, dawni znajomi, plany… Teraz był facet, jego znajomi i wspólne plany.

- Żadna z nich nie ma jakiś dużych ambicji. Niby coś tam się uczyły, coś tam studiowały, dwie z nich pracują, ale ciągle na tą pracę tylko narzekają i pewnie jak się pojawi dziecko to z chęcią ją rzucą. Wśród marzeń i planów nie wymieniały np. satysfakcjonującej pracy zawodowej, a jedynie piękny ślub, dom, dzieci…

- Wszystkich ulubionym tematem w babskim towarzystwie byli ich mężczyźni. Nie tylko na początku, w czasie zakochania, kiedy to siedzi ukochany w głowie ciągle i chce się o nim mówić, mówić, mówić. Prędzej czy później każda rozmowa z nimi schodziła na temat facetów. Czy to było chwalenie się nimi, czy narzekanie na nich, był to ulubiony temat i w zasadzie o niczym innym nie dało się dłużej porozmawiać.

Jaki z tego wniosek? Drogi mężczyzno (jeżeli jakimś cudem któryś doczyta do tego momentu), nie ciesz się za szybko jeżeli twoja kobieta „świata poza tobą nie widzi”. Poświęca dla ciebie swoich znajomych, cały wolny czas, marzy tylko o wspólnej przyszłości, jesteś całym jej światem? Ach jak słodko! Ale do czasu. Każdy w związku musi mieć swoją przestrzeń, swój świat, swoich znajomych, z którymi czasem wyjdzie sam, swoje zainteresowania (nawet jeżeli nie są zbyt wybitne, to jednak), jakieś ambicje (nawet nie chodzi o coś wyjątkowego, po prostu coś więcej niż dom, mąż, dzieci).

Kobieta pozbawiona powyższych rzeczy po pierwsze będzie miała za dużo czasu żeby myśleć. Myśleć o Tobie (bo w końcu jesteś jej całym światem), o tym co robisz kiedy ciebie nie ma, snuć domysły, analizować twoje zachowania, rozkładać na czynniki pierwsze każdy gest, każde słowo, wyciągać z tego bzdurne wnioski. Po drugie prędzej czy później, kiedy już będzie mogła sobie na to pozwolić, będzie oczekiwała, że tak jak ty dla niej, tak ona dla ciebie będzie całym światem i wszystko inne dla niej poświęcisz.

#niebieskiepaski #zwiazki i trochę #logikarozowychpaskow na dłuższą metę
  • 170
  • Odpowiedz
@feketehajuno: tl;dr także
w licbazie miałam koleżankę, którą każdy uwielbiał - towarzyska, miła, skromna, utalentowana artystycznie, przy tym całkiem ładna. poznała gościa, zamknęła go tylko w swoim towarzystwie, ciągle o nim gadała, jak to przychodzi do niej do domu specjalnie rano robić śniadanie, żeby księżniczka po przebudzeniu miała co jeść, każdą wolną chwilę od uczelni spędzał z nią w szkole (w wolne dni przejeżdżał specjalnie ~150km żeby spędzić z nią czas
  • Odpowiedz
@nicari: Myślę, że właśnie sedno czasem też tkwi w przejmowaniu się innymi. W Twoim przypadku ojcem (na szczęście się nie dałaś ;)). Moi rodzice też są specyficzni, czasem staroświeccy i jakbym miała mieć takie wymagania co do facetów jak oni to długo żaden by ze mną nie wytrzymał.
W jednym z moich przykładów też przecież o to chodziło wprost: co mama i siostra powiedzą.
A stwierdzenie, że nie wypada przecież też
  • Odpowiedz
@feketehajuno: otóż to, ma to sens. ale czy takie różowe w ogóle zdają sobie sprawę z tego, jak destrukcyjnie działają na własny związek? a za 20 lat żal bo "mamusia rozbiła mi małżeństwo". ewentualnie faceci-kalesony, że się tak dają i nie potrafią sobie kobity podporządkować i przemówić do rozumu...
  • Odpowiedz
@feketehajuno: zrobił oczy nie, szybko czytam ( ͡ ͜ʖ ͡) Ich problem w sumie. Boli mnie bo sam mam przyjaciela. A raczej miałem, laska go strasznie omotała i pozrywał z każdym z nas kontakt. Co ciekawe, z tego co raz opowiadał(,,zerwali'' i poszedł do mnie się wyzalić) wynikało jakoby miała rasowego borderline'a. Szkoda chłopa, głupi nie był, jeszcze zobaczy swój błąd.
  • Odpowiedz
@nicari: Wina leży po środku. Ten się dał zmanipulawać, a ona zdominowała. Problem taki, że kobiety od zawsze były dobrymi manipulantkami więc mają tą przewagę. One chyba nie zastanawiają się nad tym jakie skutki ma to ich działanie, bo najważniejsze już osiągnęły - ślub. Mam wrażenie, że im więcej krzyczą, fochają się, czepiają, rządzą, tym większą satysfakcję im to sprawia. Nie potrafię tego zrozumieć.
  • Odpowiedz