Wpis z mikrobloga

Raz w tygodniu nazywam się Jadwiga i jestem mieszkanką Wołowa. To takie małe, miłe dolnośląskie miasteczko, o którym wiem tylko tyle, że ma w herbie krowę.
Jak na mieszkankę Wołowa, to niezbyt bogata wiedza, ale co mi tam.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Jadwigą? - dziewczę pyta mnie głosem miłym jak wieczorny spacer po Milanówku.
- Dzień dobry, nie.
- Chciałabym panią zaprosić na pokaz elektrycznych obieraczek z Niemiec, Wunder Schäler.
Kiedyś widziałam reklamę rzeczonych obieraczek.
- Jurgen, mówię ci, dzięki Wunder Schäler zostaniesz Fanatykiem Obierania Ziemniaków - jeden pan przekonywał drugiego, trzy ostatnie słowa wypowiadając tak jakby był to zacny tytuł urzędowy w rodzaju jakiegoś, dajmy na to, Lorda Protektora Anglii.
Drugi pan dał się przekonać do obrania ziemniaka, po czym stwierdził, że to samo można zrobić nożem, lecz jest to przecież bardzo niebezpieczne, i że mimo wszystko często robią to zacofane gospodynie domowe - Niewolnice Noża.
Wyobraziłam sobie wtedy wodza potężnego ludu starożytnych nomadów, zwanego Nożem, i wszystkie jego niewolnice. Niewolnice Noża - obierające ziemniaki nożami, którymi w kółko się tną i kłują, aż w końcu umrą.
- Pokaz jest dla wszystkich mieszkańców Wołowa po 50. roku życia, więc może pani zaprosić kolegów i koleżanki - miła rzeczniczka obieraczek wyrwała mnie z zamyślenia.
- Nie mam jeszcze pięćdziesięciu lat.
- A ile?
- Dwadzieścia pięć. I nie jestem z Wołowa.
- A daleko ma pani do Wołowa?
- Około 350 kilometrów.
- To niemożliwe, pani Jadwigo. Serdecznie zapraszamy.
Tydzień później znów odebrałam telefon z Wołowa.
- Dzień dobry pani Jadziu, chciałabym poinformować, że nasze centrum medyczne będzie przechodzić remont od 10 lipca, lekarze będą przyjmować w tym czasie w innym miejscu (tu moja rozmówczyni podała szczegółowy adres). Mam nadzieję, że nie będzie to dla pani kłopot.
- Żaden.
- To fantastycznie!
- Żaden, bo nie jestem z Wołowa.
- Hymhym. No skoro tak pani uważa.
Innym razem dzwoniła do mnie pani ze spółdzielni mieszkaniowej, która narzekała, że wciąż nie odebrałam od niej jakichś dokumentów.
- Pani Jadwigo, to trzeba szybko załatwić...
- To pomyłka. Nazywam się Katarzyna i jestem z Warszawy.
- Pani Jadziu, he he, słyszę, że humorek dopisuje!
Ostatnio przysięgłam sobie, że kiedy tylko zadzwoni do mnie ktoś z Wołowa, będę starać się go zażenować. Może się wtedy odczepią.
Dziś, na przykład, przeprowadziłam taki dialog:
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Jadwigą z Wołowa?
- Dupa wołowa.
- Słucham?
- Nie mów słucham, bo cię wyrucham.
- Dziękuję, do widzenia.
- Kup se trąbkę do pierdzenia.
Chciałabym, żeby pomogło.
  • 23
@nunkun: a może pani Jadwiga jest po 50tce i ma swój numer telefonu źle napisany gdzies tam czy źle zapamiętany i go tak podaję? Wszystko na to wskazuje...Przy kolejnym takim telefonie moze spróbuj wyciągnąć adres do niej i napisać list czy coś...
@rudeangie: @nunkun: Miałem dokładnie taką samą sytuację tylko byłem Rysiem z Gdańska. Myślałem że może numery się zdublowały, ktoś dostał mój podczas przenoszenia albo na odwrót. Też skończyło się na tym, że zacząłem opierdzielać ludzi i rzucać bluzgami bo po dobroci się nie dało.
@xxffxx: @rudeangie: @ohmyjw: No zwykła reakcja nie wystarcza, najpierw pewnie zaszła pomyłka, potem pojawili się naciągacze i telemarketerzy, a teraz ktoś ma niezły fun.
Chciałam zobaczyć jak się u Was publikuje, śmiesznie tu macie. "Zielonka" kojarzy mi się z grzybem, co to go u rodziców na wsi pijani mylili z muchomorem i umierali.
W ogóle to chyba #!$%@?łam sprawę, bo nie dałam tagów. Chociaż i tak podobno są zepsute