Aktywne Wpisy
sasik520 +30
Ceny w tym kraju już skrzywiło kompletnie.
Właśnie pękło 100 zł za wymianę baterii w dwóch klasycznych zegarkach. Sto złotych. Żeby to jeszcze były jakieś konkret zegarki. Jeden jest praktycznie zabawkowy, wart może z 30 zł (czyli mniej, niż kosztowała bateria), drugi bardzo zwykły, w dniu zakupu n-lat temu wart może z 500, dziś może z 200.
Stać mnie, zarabiam bardzo dobrze, ale nóż się w kieszeni otwiera mając świadomość stosunku wartości
Właśnie pękło 100 zł za wymianę baterii w dwóch klasycznych zegarkach. Sto złotych. Żeby to jeszcze były jakieś konkret zegarki. Jeden jest praktycznie zabawkowy, wart może z 30 zł (czyli mniej, niż kosztowała bateria), drugi bardzo zwykły, w dniu zakupu n-lat temu wart może z 500, dziś może z 200.
Stać mnie, zarabiam bardzo dobrze, ale nóż się w kieszeni otwiera mając świadomość stosunku wartości
Stałem sobie wieczorkiem w sklepie w kolejce do kasy. Było kilka minut przed zamknięciem, wszyscy jakby zahipnotyzowani wpatrzeni byli w swoje butelki z piwem, skupieni na wyobrażeniu tego momentu, kiedy z sykiem otworzą puszkę i schłodzą swoje gardła kraftową Tatrą w promocji, wszyscy jakby odcięci od bodźców dochodzących z rzeczywistości. Wszyscy oprócz starszej pani, która stała tuż przede mną.
Znacie to uczucie, gdy spojrzycie na coś przez chwilę, ale odwracając wzrok uświadamiacie sobie, że zobaczyliście coś ciekawego i po sekundzie szybko wracacie do tego widoku? Stojąca w kolejce pani tak właśnie zrobiła, ale spoglądała właśnie na mnie.
„WTF” - pomyślałem. Może glut mi wystaje z nosa, zęby mam brudne, czy może ptak mi nasrał na głowę? A może chce poprosić mnie o pomoc?
„#!$%@? z tym, olewam” - uznałem to za bezpieczne wyjście (jakby w stulejarskim zrywie wyjście z piwnicy mi nie wystarczało) i ostateczne załatwienie sprawy, ale pani nie dawała za wygraną. Spojrzała na mnie kolejny i kolejny raz.
Jej wzrok był niepokojącą mieszanką zdziwienia i przerażenia. Zaczynało mnie to już trochę krępować, więc postanowiłem działać.
- Dobry wieczór? – odezwałem się pytająco.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak patrzę, ale jest pan diabelsko podobny do kogoś, kogo znałam - odpowiedziała – Ale znałam tę osobę jakieś 50 lat temu – sprecyzowała.
- To w takim razie nie ja... he he he – próbowałem być zabawny, ale pani nie podłapała żartu – A może to ktoś z mojej rodziny? - ciągnąłem ją za język, bo byłem ciekaw dalszej części historii.
- Nie, nie. Ta osoba nie jest z Wrocławia – odpowiedziała i odwróciła się w drugą stronę.
Dziwne. To koniec? Pamiętała obraz osoby sprzed 50 lat, czyli znała tę osobę dobrze, ale prawdopodobnie nie widziała jej przez pół wieku. Dlaczego więc była pewna, że to nie moja rodzina? Co z tego, że ta osoba nie była z Wrocławia? I dlaczego nie powiedziała nic więcej?
Pytania te spowodowały, że zaczęło mi nieco szumieć w głowie. Pani w tym czasie zapłaciła za swoje dwa Tyskie w puszcze, spojrzała na mnie ostatni raz mega smutnym wzrokiem i wyszła ze sklepu.
Postanowiłem wyjaśnić zagadkę, zapłaciłem za piwo i wybiegłem za nią wprost na ulicę smaganą bezlitośnie ulewnym wiosennym deszczem...
#feels #logikarozowychpaskow #creepystory #coolstory #truestory nie #pasta
Komentarz usunięty przez moderatora
Tak jak się spodziewałem, mój tato na początku twardo obstawał przy wersji ze złomowiskiem i zdecydował się powiedzieć mi prawdę dopiero wtedy, gdy stwierdziłem, że warto uwierzyć chyba w aut zmartwychwstanie, bo dziwnym trafem nasz stary fiat odrodził się
Chcę więcej :D