Aktywne Wpisy
thorgoth +363
Obejrzałem Łowców Skór, znakomity dokument od MAX (dawne HBO). Opowiada o procederze handlu informacjami o zgonach pacjentów przez załogi karetek pogotowia w Łodzi oraz o przypadkach gdy załoga karetki pomagała pacjentowi odejść z tego świata.
- wstrząsające jest to, że w zasadzie mało kto został za ten proceder ukarany, raptem dwóch sanitariuszy, poza tym kilka śmiesznie niskich wyroków za nieudzielenie pomocy i tyle
- nawet te dwa wyroki (dożywocie i 25 lat) są efektem
- wstrząsające jest to, że w zasadzie mało kto został za ten proceder ukarany, raptem dwóch sanitariuszy, poza tym kilka śmiesznie niskich wyroków za nieudzielenie pomocy i tyle
- nawet te dwa wyroki (dożywocie i 25 lat) są efektem
Miraski trzymajcie kciuki. 35 lat w bloku i dość :)
Czas pić kawę na własnym tarasie.
Czas pić kawę na własnym tarasie.
Wybaczyłem mojej byłej dziewczynie to, że mnie skrzywdziła. Zajęło mi to trochę czasu, ale miłość jaką wciąż ją darzę w końcu zwyciężyła i jestem z siebie dumny. Byliśmy ze sobą razem przez 5 lat, od 18. do 23. roku życia - miliony wspomnień, niezapomnianych chwil, wrażeń. Bardzo się kochaliśmy, można powiedzieć że tak bardzo aż nasi znajomi się temu dziwili. Szybko złapaliśmy wspólny język, byliśmy idealnie dopasowani pod względem charakteru, przeszliśmy razem przez ciężkie chwile, przeżyliśmy te cudowne. Idylla trwała aż 5 lat w czasie których zżyliśmy się ze sobą do tego stopnia, że każdy dzień gdy się nie widzieliśmy był dla nas koszmarem, męką. Mieliśmy ogromne plany na życie, a że znajdowaliśmy porozumienie na każdej płaszczyźnie życiowej to nasz związek był naprawdę doskonały. Zero kłótni, zero problemów poza małymi drobnostkami, nikt nigdy nie rozumiał mnie tak dobrze jak ona, przed nikim nigdy się tak nie otworzyłem i nikomu tak nie zaufałem. 5 cudownych lat, które z rozrzewnieniem wspominam nawet dzisiaj, 3 lata po rozstaniu. Wszystko co piękne się jednak kończy i tak też było z naszym związkiem.
Przestała mnie kochać. Po prostu. Nie był w to zamieszany żaden inny chłopak, żaden romans, żadne okoliczności życiowe. To się zaczęło stopniowo - najpierw coraz częstsze dni gdy się nie widzieliśmy, coraz rzadziej mówiła mi, że mnie kocha, pojawiały się drobne rysy na naszym związku. Potem kilka razy odmówiła mi spotkania, przestała pisać na dobranoc. Byłem załamany i obawiałem się, że coś się dzieje. Porozmawialiśmy, jak zawsze. Spytałem co się dzieje i od razu się rozkleiła. Powiedziała, że nie wie czemu, ale od kilku tygodni ma wrażenie, że już mnie nie kocha. Dramat. Serce od razu mi zamarło. Dodała, że jestem najlepszy na świecie, cudowny, ale po prostu.. nie umiała dokładnie wytłumaczyć, ale opisywała, że te uczucie zaczęło w niej wygasać, że zaczęła mnie traktować bardziej jak przyjaciela niż chłopaka, że nie widzi we mnie partnera, że czuje do mnie ogromne przywiązanie ale chyba już mnie nie kocha. Mówiła, że nie chce mnie tracić bo jestem dla niej wszystkim, ale nie kocha i choćby nie wie jak bardzo się starała to to już nie jest to co kiedyś. Co mogłem zrobić. Próbowałem ją pocieszać, że jakoś to będzie po czym wróciłem do domu pragnąc śmierci.
Postanowiliśmy zrobić sobie kilka tygodni przerwy od siebie. Odpocząć, przemyśleć. Oczywiście nie wytrzymaliśmy nawet kilku dni, bo przyzwyczajeni, że ciągle ze sobą piszemy i się spotykamy siłą rzeczy to robiliśmy. Byłem bezsilny, nie mogłem nic zrobić bo to wszystko odbywało się w jej głowie. Starałem się pokazać jak bardzo ją kocham, robiłem wszystko co mogłem aby ją przy sobie zatrzymać, ona to doceniała, ale w głębi serca bałem się, że między nami już koniec. Daliśmy sobie jeszcze jedną szansę. Byliśmy w związku jeszcze ponad miesiąc, ale to był koszmar. Spotkania co 2-3 dni podczas których zdarzały się momenty lodowatej ciszy. Buziak od niechcenia na przywitanie i pożegnanie. Robiłem co w mojej mocy, udawałem wesołego by ją rozruszać, ale po każdym spotkaniu miałem myśli samobójcze. Zaczęło być coraz gorzej, coraz mniej spotkań, nawet nie spotkaliśmy się w dzień moich urodzin. Bardzo cierpiałem, ale musiałem być silny, aby o nią walczyć. W końcu nadszedł ten dzień. Napisała mi że musimy się spotkać. Czułem, że to może być nasze ostatnie spotkanie w życiu, coś co kilka miesięcy wcześniej wydawało mi się ponurym absurdem. Pojechałem. Powiedziała, że między nami to koniec.
Dodała, że żałuje i jest jej przykro bo jestem cudowny i byłem dla niej najlepszy, ale nie kocha mnie i nie ma sensu kontynuować związku, w którym byśmy się wzajemnie oszukiwali. Wiedziałem, że tak musi być, jednak i tak rozkleiłem się jak małe dziecko - zapewne przez świadomość, że nigdy więcej nie spotkam najbliższej mi osoby. Starała się być chłodna, ale ona również się rozkleiła, przepraszając mnie że tak to się wszystko kończy. Plany, marzenia, wszystko przepadło. Poprosiła mnie tylko o jedną rzecz. O to abym jej wybaczył, bo ona tego nie chciała. Nic nie odpowiedziałem na tę prośbę, załamany tym, że moje życie ugrzęzło na zakręcie. Wróciłem do domu chcąc umrzeć. Kolejne tygodnie były najgorszym okresem w moim życiu. Zamknąłem się w piwnicy i z niej nie wychodziłem. Zawaliłem rok studiów, ale w ogóle mnie to nie zajmowało. Ciągle żyłem wspomnieniem o niej, ciągle wierzyłem, że powróci, że znowu będziemy razem, że może zatęskni i zrozumie, że ze mną było jej lepiej.. Po 2 miesiącach napisała z pytaniem jak żyję. Rozmowa trwała 10 godzin. Opowiedzieliśmy sobie wszystko co w tym czasie robiliśmy. Jak za starych, dobrych lat. Wzruszony siedziałem przed komputerem i czekałem aż zaproponuje spotkanie. Nie zrobiła tego, ale powiedziała, że bardzo tęskni i chce utrzymywać ze mną kontakt. Zgodziłem się.
Pisaliśmy ze sobą pół roku, o wszystkim jak zawsze, ale nie spotkaliśmy się ze sobą. Bardzo dziwna sytuacja, ale nie zwracałem na to uwagi. Wreszcie skończył się mój beznadziejny żywot kiedy wstawałem rano tylko po to aby sprawdzić czy się odezwała. Teraz wiedziałem, że napisze, że porozmawiamy, że będzie dobrze. Co jakiś czas dyskretnie pytała mnie czy kiedyś jej wybaczę. Wiedziałem, że odczuwa ogromne wyrzuty sumienia, że płacze za mną nocami i że nie chciała tego wszystkiego, a jednak nie powiedziałem jej, że wybaczam. Dlaczego? Bałem się, że jeśli to zrobię to zerwie ze mną kontakt, mając zaspokojone sumienie i ruszy dalej w swojej życiowej wędrówce. Trzymałem się tego kurczowo i odraczałem ten moment. Właściwie sam nie byłem pewny, czy jej wybaczyłem. Kochałem ją i wiedziałem, że nie skrzywdziła mnie świadomie. Mimo wszystko mnie skrzywdziła, była najbliższą osobą a przysięgaliśmy sobie związek aż do śmierci. Jednego dnia byłem skłonny jej wybaczyć, a drugiego wciąż miałem zadrę w sercu. W końcu nadszedł dzień naszej ostatniej rozmowy. Wiedziałem, że w końcu zakończy ten kontakt bo minął już rok od rozstania i to nie ma sensu, że powinna się ode mnie odciąć, jeśli chce o mnie zapomnieć i żyć od nowa. Porozmawialiśmy chwilę, po czym poszliśmy spać. Nazajutrz spytałem o jakąś błahą sprawę, ale już nie odpisała. Nigdy nie odpisała, już od 2 lat. To był wstrząs, ale nie spodziewałem się niczego innego. Zostałem sam jak palec, żyjąc wspomnieniami, porzucony. Dlaczego jej wybaczyłem?
Którejś bezsennej nocy przypomniałem sobie wydarzenie sprzed lat, kiedy doznała krzywdy i pocieszałem ją, ocierając jej łzy. Ten obrazek wbił mi się w mózg i wyobraziłem sobie, że właśnie w ten sposób płakała nocami w trakcie rozstania i tego wszystkiego, i być może wciąż czasem płacze, szukając zrozumienia. A ja? Zachowywałem się trochę egoistycznie, myśląc o sobie i swoich uczuciach, pragnąc zatrzymać ją przy sobie na siłę.. Wybaczyłem jej. Po prostu. Wiedziałem, jaki to był dla niej koszmar, ta świadomość, że to ona zawiodła. W głębi serca wciąż miałem do niej trochę żalu, ale z perspektywy czasu wspominałem tylko piękne momenty w naszej relacji. Wciąż ją kocham, mimo że minęło tyle lat i nie mam od niej żadnych wiadomości. Nie wiem co się z nią stało, oprócz tego, że wciąż przebywa w Polsce. Nie wiem czy po tylu latach ma kogoś nowego, czy osiągnęła w życiu to o czym marzyła, czy jeszcze o mnie w ogóle myśli, czy też jestem tylko drobnym epizodem z jej przeszłości. Uważam, że miarą prawdziwej miłości jest kierowanie się szczęściem ukochanej, nawet jeśli nie będziesz tego częścią. Jeśli kochasz to powinieneś przebaczać i cieszyć się z tego, że ukochana osoba jest szczęśliwa. Życzę jej wszystkiego najlepszego w dalszym życiu. Trudno, tak to już bywa. Nigdy jej tego nie powiedziałem, bo nie chciałem do niej pisać po tym jak zerwała kontakt, bałem się, że będzie się gniewała, że może już układała sobie życie od nowa a tu znowu ja się odzywam. Prawdopodopobnie nigdy się nie spotkamy, ale jeśli kiedyś przypadkowo spotkam ją na ulicy i zamienimy trzy słowa to powiem jej, że już dawno jej wybaczyłem i cieszę się jej szczęściem.
#zwiazki #feels #oswiadczenie #niebieskiepaski #rozowepaski #logikarozowychpaskow
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
Po co to?
Dzięki temu narzędziu możesz dodać wpis pozostając anonimowym.
2016 a faceci dalej nie wiedzą, że "przerwa" służy kobietom na szukanie nowego bolca, a jak się nei znajdzie to zawsze można wrócić do starego ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Moze to przez to, ze niektorzy wyobrazaja sobie milosc jako lawine namietnosci, a 90% zwiazkow ludzi ktorzy sie kochaja jest czysto prozaicznych (I NIE MA W TYM NIC ZLEGO). Laska byla niedojrzala i dzisiaj pewnie zaluje, bo ma meza ktoremu pierze skarpetki i 2 bachory ktorym podciera d--y (I NIE MA W TYM NIC ZLEGO, pod warunkiem ze goscia kocha).
Brawo.
Mężczyzn, którzy wiernie oraz szlachetnie kochają swoje kobiety, a byłym wybaczają, nawet jeżeli wbiły im sztylet prosto w serce.
A wy? A wy różowepaski?
90% populacji waszej płci potrafi tylko zranić, wyśmiać, porzucić, zdradzić.
W imię czego? ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Był
Bidnyś... z tego co zrozumiałem od rozstania już mineły 3-4 lata, teraz masz jakieś 26-27 i dalej o niej myślisz i tracisz tylko czas i życie.
Rozstaliście się już w momencie "zrobienia" sobie przerwy.
Większość kobiet to takie małpki, które nie chcą się puścić jednej gałęzi, dopóki nie