Wpis z mikrobloga

Gadaliśmy z sąsiadem o najlepszych odżywkach i jak to teraz jest tłok w siłowniach, i tak temat zszedł na Strongmenów. Obecnie ten cały The Mountain jest najsilniejszym człowiekiem na ziemi a u nas cisza z jakiegoś powodu. Nawet o Pudzianie się rzadko słyszy, głównie o jego nieudanych walkach, obecnie z nielegalnymi imigrantami atakującymi TIRy w Calais. Temat podsłuchał stary mojego rozmówcy, który również jest pokaźnych rozmiarów. Okazało się, że kiedyś nawet pojechał na takie zawody i że jego kolega zrobił tam taką inbę, że potem udawał, że go nie zna.

Ale po kolei. Pan Andrzej na początku lat 2000 pracował na bramce, jak większość ludzi jego gabarytów, kulturystów amatorów. Siłowni nie było aż tak wiele wtedy, a o takich rzeczach jak dieta na masę i odżywki się rzadko słyszało. Były za to sterydy zza wschodniej granicy i ryż z kurczakiem pięć razy dziennie, codziennie. Na mieście ci co więksi oczywiście się znali nawzajem - jak nie z widzenia na siłce, to ze stania na najróżniejszych bramkach klubów. Wśród nich prym wiódł Mały - gość który był chyba szerszy niż wyższy, ale też częściowo dlatego, że nie był aż tak wysoki. Za to umięśniony był jak nikt kogo pan Andrzej wówczas znał - każdy na siłce mu zazdrościł siły. Bił wszelkie rekordy w czymkolwiek związanym z wykorzystaniem siły.

Dla Małego sporty siłowe były żywiołem, z którym się bardzo identyfikował. Co weekend robił z kolegami pokazy za miastem, gdzie przeciągali ciężarówki, rzucali oponami kto najdalej i podobne rozrywki. Nazywali to Zawodami Salcesonów, bo tak tam mówiono na koksów, czego jakoś nie uznawali za obraźliwe. Wkrótce potem pewna telewizja wykupiła pozwolenie na organizowanie zawodów Strong Men i ekipa zaczęła namawiać Małego, że to coś dla niego. Gość długo się cykał, ale cała paczka jakoś się zebrała, zorganizowali transport i mieli pojechać razem, bo raźniej, to też Mały się zgodził po namowach, że zostanie bohaterem telewizji.

Także Małego zgłosili, przesłano wkrótce rozpiskę dyscyplin "menadżerowi" którym okazał się największy wtedy fan Małego, czyli pan Andrzej. Dostali kilka miesięcy na trening i datę kiedy mają się zgłosić na zawody. Na miejscu Mały dostał rozwolnienia, bo obżarł się darmowymi krówkami, które rozdawali sponsorzy, przez co ciągle siedział w pobliskim toitoiu. Jako, że to były pierwsze takie zawody, organizatorzy jeszcze nie ogarniali do końca wydarzenia i ktoś chyba dopiero wpadł na to, że niektórzy zawodnicy by chcieli mieć fajne ksywki. I jak można się łatwo domyślić kreatywność poszła w ruch - Pyton, Wiking, Drwal - i tego typu pseudonimy. I tak podeszła do drużyny jakaś lasencja i się pyta "Czy to ekipa pana Sławka? Bo ja nie mam tu wpisanej jaką pan ma ksywkę." Skierowała się do największego gościa, który tam siedział, bo nie wiedziała, że pan Sławek (Mały) męczył się z biegunką. Na wycieczkę zabrał się też lokalny śmieszek, pan Artur, który bez namysłu rzucił "SKISŁY!" Laska spojrzała na niego i spytała "słucham?" Na co Artur poważnie "Taka ksywka. Skisły." Fałszywy Sławek podchwycił. "Zgadza się, pani wpisze." - potwierdził

Tyle wprowadzenia. Mały wrócił z wycieczki do toalety i czekał na swoją kolej. Pierwsza konkurencja to miało być przeciąganie TIRa. Komentator, który zarazem robił za operatora stopera/sędziego wyczytał nazwisko. "A teraz proszę państwa prosto z Chojnic, Sławomir 'Skisły' Toczek."

Ze strony ławeczek nagle rozległ się ryk "FAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!! #!$%@?Ę!!!!!" po czym wyskoczył cały czerwony na twarzy w stronę komentatora najniższy z zawodników, jednak tak masywny i rozjuszony, że posiągnął kilkanaście metrów po ziemi trzech strongmenów, którzy próbowali go złapać. "Ty psi kondomie! Ja cię zajebię! Słyszysz mnie ty klamko od peżota?" Koledzy próbowali go uspokoić i jakoś wmówili, że to musiał być błąd i wpisali czyjąś ksywkę w jego rubrykę, bo on przecież nie ma ani go nie pytali a pomyłki się zdarzają.

Pan Sławomir się opanował i zapakowali go w szelki przyczepione do ciężarówki. Mały szybko wystartował i ciągnie za sobą kilka ton sprawniej niż ktokolwiek do tej pory, ale coś jakoś krzywo, w stronę trawnika. Szybko było wiadomo dlaczego. On kierował się w stronę komentatora. "TY ODBYCIE! ZAJEBIIIIIIIIĘ!" wykrzyknął goniąc chudego pana w okularkach przez kilkanaście sekund do momentu aż opony zaryły w miękkiej glebie i zatrzymało to agresora.

Po tym incydencie sędziowie powiedzieli, że przymkną na to oko ale jak jeszcze jeden taki wyskok zrobi to go zdyskwalifikują. Na godzinę wystarczyło. Potem przyszła pora na podnoszenie sztangi zrobionej z opon - kto więcej razy ten wygrywa. Przed Toczkiem było kilku zawodników, którym sędzia nie zaliczył niektórych powtórzeń bo nie wyprostowali do końca ramion (zasada była taka, że inaczej się nie liczy). Kolej Toczka i zaczął się cyrk. "Bliżej!" zawołał do swojego nemesis. "No dalej, co tak daleko stoisz, przecie ci nie #!$%@?!" Sędzia chwilę się zastanawiał czy podejść a pan Sławek się niecierpliwił. "No chodź fagasie i patrz uważnie. Bliżej" Sędzia podszedł z rezerwą ale Toczek nie ustępował. "No bliiiiiżej, tu stań obok mnie patrz czy prosto robię no nie bój się."

Po tym jak sędzia stanął w zasadzie naprzeciwko Toczka, ten zaczął podnosić ciężar patrząc bezpośrednio na sędziego z taką determinacją, że ochrona aż się gotowała wyskoczyć gdyby coś kombinował. Zamiast tego Mały zaczął podnośić sztangę i głośno liczyć "JEDEEEEN, DWAAAA, LICZ #!$%@?, TRZYYYYYYYY, FAAAAAAAAAAK, PIEEEEEĆ." Tyle starczyło żeby przebić pozostałych zawodników. Pan Sławek odłożył spokojnie ciężar po czym wycedził do komentatora "Idź stąd bo śmierdzisz pasztetową" i odczekał aż ten odejdzie, po czym podniósł sztangę i kontynuował "SZEŚĆ, SIEDEEEEEM, FAAAAAAK, DZIEWIĘĘĘĘĘĆ,... dobra srać mi się chce." i poszedł w stronę toitoiów.

Stacja ogólnie tak to zmontowała, że w telewizji tych wybryków nie pokazali, ale pan Andrzej który liczył, że zostanie Donem Kingiem w świecie strongmenów i wypromuje gwiazdę uznał, że tym samym autokarem z Małym nie chce wracać. Toczek zawodów nie wygrał bo się odwodnił.

#silownia #sport #coolstory #pasta #rimfirecontent
  • 2