Aktywne Wpisy
cytmirka +5
Przed chwilą na tinderze wyświetlił mi się chłopak mojej siostry. I ma wstawione najnowsze zdjecia, sprzed dosłownie tygodnia.
Jakie są szanse, że założył tindera w celu poznania znajomych? Nic nie jest wspomniane o tym że jest w związku…
Chyba będę mieć nieprzespaną noc bo dawno nic mnie tak nie zszokowało.
#tinder
Jakie są szanse, że założył tindera w celu poznania znajomych? Nic nie jest wspomniane o tym że jest w związku…
Chyba będę mieć nieprzespaną noc bo dawno nic mnie tak nie zszokowało.
#tinder
wfyokyga +29
Dzień dobry
TLDR: Urodziłem się w wegetariańskiej rodzinie i po raz pierwszy spróbowałem mięsa w wieku 20 lat.
Moi Rodzice zaprzestali jedzenia mięsa na kilka lat przed moimi narodzinami. Przyszedłem na świat i szybko wyrosłem na zdrowego i całkiem normalnego mężczyznę (wbrew przepowiedniom wszelkich domorosłych dietetyków, ciskających gromy przy każdym świątecznym obiedzie w moich wspaniałych Rodziców). Mimo tego, nie mogę powiedzieć, że było łatwo. Szczególnie młodemu chłopakowi wychowywanemu na podwórku razem z kumplami. Dzieci odczuwają takie rzeczy kilka razy mocniej, a dla mnie każdy głupi wyjazd na kolonie, czy na krótką szkolną wycieczkę wiązał się z nerwówką. Dostanę osobny posiłek jak zapowiadali czy nie? Jak możecie zgadywać, 10-15 lat temu, wegetarianizm był tematem nieistniejącym, a co dopiero wśród kucharek w ośrodkach wypoczynkowych. Mimo płacenia przeze mnie tych samych pieniędzy i udzielania telefonicznych zapewnień, że tak, wszystko będzie cacy – nie było. Rzadko dostawałem coś bez mięsa i musiałem jeść sam makaron albo coś na słodko. A ile się nasłuchałem komentarzy: dlaczego on je naleśniki kiedy my mamy znowu gówniane flaki? Albo dorosły, wykształcony facet mówiący do 10-latka „dlaczego nie jesz mięsa, jesteś jakiś new age?” ku uciesze wszystkich przy stole (gratuluję publiki, panie profesorze!). Nie było tygodnia, żebym nie usłyszał jakiejś wyjątkowo śmiesznej uwagi o pysznych kabanoskach, ale w sumie szybko nauczyłem się przyjmować to na klatę i odpowiadać czymś równie głupkowatym. Niezrozumienie i niezręczne sytuacje nawet z najbliższymi znajomymi były na porządku dziennym i do nikogo nie mam o to pretensji, bo to zupełnie normalne. Zrozumcie tylko, że trudno być cierpliwym gdy regularnie ktoś ci proponuje pysznego tatarka (co z tego, że twój nieprzystosowany układ trawienny zareaguje tygodniową sraką, hehe). Znajomi się przyzwyczaili, zawsze pomyśleli przy domówce o kanapce bez szyneczki, czy jakichś warzywach na grilla, za co byłem zawsze bardzo wdzięczny. Jednak każda nowa znajomość prowadziła nieuchronnie do niezręczności i wielokrotnych tłumaczeń.
Wyjechałem daleko, daleko na studia i znalazłem się w sytuacji, w której nie znałem nikogo. Nie chciałem przechodzić znowu przez to samo, sami rozumiecie. Poza tym, nigdy nie byłem mistrzem w kuchni, żeby spędzać czas nad lepieniem kotlecików z soczewicy, no i muszę przyznać: zżerała (sic) mnie ciekawość. Pierwsze, drugie wyjście w zupełnie nowym gronie i zacząłem próbować legendarnego Mięsa. Z początku ostrożnie i nieśmiało, ale wciąż konsekwentnie. Rybki, kurki, krówki, świnki. Co najdziwniejsze, nie myślałem wówczas o tym co jem, jako właśnie o martwych zwierzętach. Były to jakieś abstrakcyjne „produkty”, sztucznie wyhodowane na drzewie. I niestety, tak też smakowały. Byłem głęboko rozczarowany. Lata zapewnień kolegów, że nie ma nic nad karkóweczkę z grilla okazały się albo kłamstwem albo ignorancją (przecież wiadomo, że najpierw mamine leczo z cukinio, a potem długo długo nic). Mięso jest przereklamowane. Do tego dochodzi kwestia mojego czułego, pedalskiego wege-noska: mięso cuchnie. Przykro mi, drodzy mięsożercy, ale lata zwiększania tolerancji uniewrażliwiły Was do tego stopnia, że nie odczuwacie już, iż Wasze jedzenie po prostu j---e. Z tego też powodu do tej pory nie jestem w stanie przełknąć wieprzowiny. Ale aby nikt nie poczuł się urażony: zdarzyło mi się kilkukrotnie doświadczyć nieba w gębie: delicje takie jak stek z tuńczyka, tatar z łososia, czy wykwintny i cholernie drogi burger – to były momenty warte grzechu. Mimo mojej pierwotnej niechęci jadłem te kurczaki z ryżem z kurczakami i z ryżem (tak bardzo masa), zalewając mięso sosami i przyprawami. Rodzice tkwili w błogiej nieświadomości wobec faktu, że oto ten wspaniały okaz ich metod wychowawczych nagle stał się bezmyślnym mordercą zwierząt. A mi tak było po prostu wygodniej, wreszcie mogłem ze wszystkimi pójść na kebsa (obrzydlistwo) czy przygotować obiad w 20 minut, zamiast bezskutecznie szukać soczewicy czy granulatu (niektórzy z Was mogą nie mieć pojęcia jak łatwo jest być dziś wege w porównaniu do lat 90 czy 2000). Czasem tylko czułem do tego co jem i do siebie wstręt.
I tu docieram do końca mojej historii. Przez ostatnie kilka miesięcy dręczą mnie wyrzuty sumienia. Jem pierś z kurczaka i myślę o młynkach użytych do mielenia żywcem tych maluchów. Jem wieprzka i przed oczami staje mi słynny Christopher Hogwood (knur, a jednocześnie świętej pamięci najlepszy przyjaciel pisarki Sy Montgomery). Siadłem, przemyślałem sprawę i stwierdzam że wracam do jedzenia trawy i kamieni. Moja różowa jest zachwycona, bo jak się okazało też się z tym nosiła od jakiegoś czasu. Biedulka, nie wie jeszcze, że niedługo ją opuszczę. No ale co zrobić, skoro zasady są jasne: dzisiaj wege jutro homo.
To tyle, wybaczcie ścianę tekstu, jakby ktoś miał jakieś pytania to śmiało. Z drugiej strony chętnie przyjmę wszelką literaturę na temat układania diety, w szczególności pod sportowy tryb życia. Dobranoc :)
#wegetarianizm #przemyslenia
Chyba że za lata przecierpione bo nie jadł mięsa... ale znowu za co szacunek? Co tym zyskiwał, w
@ottovonbismarck: mało się nie zadławiłem kawą xD
Co wiecej, fakt, ze oszukujesz dziewczyne, zeby niedlugo ja zostawic, rowniez jest wart pogardy.
@ottovonbismarck: Twoje sumienie, Twoje ciało , Twój wybór, jako mięsożerca stwierdzam że kawał dobrego wpisu c:
wegeburger z soczewicy, tofu
schabowy sojowy
pulpety sojowe